Czy potrzebuję którejkolwiek z tych rzeczy?
Nie.
Czy są to ładne, fajne i miłe rzeczy?
Tak.
Moja wishlista to jest objaw dekadencji i siedzenia pod kocem z horom curkom. Lubię robić sobie takie listy, dla przyjemności. Większości z tych rzeczy nie kupuję, nie będę mieć i za jakiś czas o nich zapomnę. A jakiś wyrzut dopaminy związanej z zakupami i tak następuje. Mam cały folder w przeglądarce, do zapisywania rzeczy, które kupię, jeśli za jakiś czas będą na wyprzedaży lub jeśli nie będę mogła o nich zapomnieć. Lista ma przynajmniej kilkanaście pozycji w dowolnym momencie. O ile sobie przypominam, skorzystałam z niej do zakupów…raz.
Wilk syty i owca cała.
Moja wishlista na 2024 prezentuje się następująco:
Perfumy Blanche Bete: Pokazała mi je w Galilu Tattwa i przepadłam. Są słodkie i ciepłe. Jedne z tych, które sprawiają, że człowiek ma ochotę się wąchać. Ich symbolem jest jednorożec. Czuć wanilię, kakao i mleko, ale jednocześnie wydaje mi się to całkiem dorosłym zapachem.
Z perfum, które miałam i lubię, chciałabym w którymś momencie wrócić do Lignum Vitae oraz do Corpus Equus. To dwa piękne, choć zupełnie różne zapachy. Oba idealne na jesień i zimę. Chociaż, nie oszukujmy się, noszę ciężkie zapachy niezależnie od pory roku…
Są pewne elementy ubrania, których mogę mieć wiele, bo małe zmiany zmieniają cały charakter. I tak, wiem, że mam kilka trenczy, ale trencz to jedna z tych rzeczy, które kocham najbardziej i uważam je za najbardziej w moim stylu. Więc chcę mieć wiele trenczy. A trench od Sezane jest bardzo piękny.
Obok trenczy kolejną “moją” rzeczą są ramoneski. Ale kupuję je z drugiej ręki, na Vinted.
(Przy okazji, polecam moje vinted).
Torebkę Footloose marki Nashe w kolorze koniakowym zobaczyłam wiszącą na drzwiach u Tattwy. Jest wykurwiście piękna i czuję, że mnie wyraża. Czy mam wystarczająco dużo torebek? Tak. Czy pragnę jej? Tak.
Birkenstock Boston: Nie, prawdopodobnie nie potrzebuję kolejnych klapek. Tak, spędziłam większość wakacji w Polsce w Birkenstockach modelu Arizona. Ale są ładne i podobają mi się i gdybym je miała, to najpewniej bym je nosiła.
Leginsy Pact: Instagram całkiem dobrze profiluje na mnie reklamy. Zobaczył, że najbardziej interesują mnie obecnie dobrej jakości basicowe rzeczy i co chwila podrzuca mi coś ładnego w brązach i beżach. Świnia. Bo ja chcę wszystko. Na szczęście mój mózg daje radę pokusie. Póki co.
Sukienka Boden: Nigdy nie zamówiłam niczego z tej marki. Najpierw wydawała mi się za droga, a potem zbyt “mamowa”. Oczywiście ja też jestem mamowa, ale wyobrażam sobie, że nie. Natomiast ta sukienka rozbija bank. Czy jest w kolorach dla mojego typu urody? Nie. Ale jak na nią patrzę, to czuję ścisk w żołądku. I tak bardzo jej nie potrzebuję…
Dawaj tu namiary na pięknie, miłe, zbędne rzeczy.