Jedno na pewno łączy Londyn i Paryż – kiedy pierwszy raz do nich przyjechałam, nie byłam pod wielkim wrażeniem. Z biegiem lat pokochałam je. Pierwsze na tyle, że w nim zamieszkałam. Drugie – na tyle, że przez dwadzieścia lat byłam w nim już siedem razy. A może osiem? Nie pamiętam!
Są to miasta położone blisko, ale w charakterze totalnie inne. Już Warszawie bliżej do Londynu niż Paryżowi. Chociaż jak o tym myślę, to Warszawie bliżej też do Paryża, niż Londynowi…Ot, paradoks. Dzisiaj trochę o tym podywaguję.
1
Kocham i uwielbiam płacenie za transport publiczny dotykowo. Bez żadnej aplikacji. Jest to aspekt, który tworzy z Londynu w moich oczach centrum cywilizacji. Kupowanie biletu w mieście, w którym nie mieszkam, to jedna z najbardziej stresujących czynności na wyjazdach. Londyn i Paryż mają rozwiązane to zupełnie inaczej i szybkie ogarnięcie paryskiego systemu przerosło moją inteligencję. Nie zaprzeczam, że może jestem za głupia dla Paryża. Kupowałam jak zwierzę papierowe bilety.
2
Kultura kawiarniana jest o wiele bardziej charakterystyczna dla Paryża niż Londynu. Ba, z researchu do mojej książki o Anglii wynika, że kawiarnie zaczęły rozprzestrzeniać się na dobre dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Wcześniej towarzysko chodziło się do pubu. Jeszcze “za moich czasów” na studiach nie przesiadywało się z laptopem w kawiarni, a do uniwersyteckiego pubu wchodziło się na szybką pintę (albo colę) jak dziś na flat white.
A jednak, kiedy spotykam dziewczyny mieszkające w Paryżu, każda jedna mówi o trudnościach ze znalezieniem lokalu ze smaczną kawą.
3
Ej, a wiesz, że Brytyjczycy uważają, że ich customer service jest dość słaby? W Paryżu kelner zabronił mi najpierw zamówić kawę, żeby pozastanawiać się jeszcze nad jedzeniem, bo TRZEBA NA RAZ, i jeszcze wyłudzał jawnie napiwek. A kelnerka wyjęła z kieszeni telefon, żeby ostentacyjnie policzyć ile to połowa z 27 euro. Obsługa jest tak zła, że chwilami ciężko uwierzyć, że to na serio. Wciąż nie wierzę.
Może jednak nie na serio? Może to ekskluzywne “Parisian experience”?
4
Te schody mnie zabiją. Paryż to nie jest miejsce dla starych ludzi. Ani dla ludzi z dziećmi w wózku. Ani dla ludzi, którzy podróżują z walizką. Ani dla ludzi, którzy muszą jeść i wnieść siatki po schodach. Ani dla ludzi niepełnosprawnych. Paryż jest Spartą współczesności.
A ja myślałam, że schody w londyńskim metrze są badziewne, a na moim drugim piętrze mieszkam wysoko. Mam ochotę całować moje schody – proste, wygodne, niezbyt strome.
5
Zdaję sobie sprawę, że może to brzmieć jakbym chciała wychwalać Londyn i za wszystko krytykowała Paryż. Niezupełnie. Londyn często bywa podły. Paryż po prostu w niczym mu nie ustępuje. Wydaje mi się, że o ile Londyn jest wyzwaniem, w Paryżu musi być chyba jeszcze ciężej żyć takim zwykłym, codziennym życiem.
6
W pewien sposób życie w Paryżu wydaje mi się mieć miejsce bardziej w sferze publicznej. Mam na myśli, że domy mieszkalne znajdują się wszędzie, gdzie mogą, przy głównych zabytkach, przy głównych galeriach handlowych, ludzie mieszkają wszędzie gdzie się da w tych pięknych, wysokich kamieniach.
Oczywiście w Londynie mnóstwo osób mieszka w szeroko pojętym centrum, zabudowa jest jednak dużo niższa. Tak, są mieszkania niedaleko Pałacu Buckingham, nad Tamizą czy obok Parlamentu, są i jakieś w City, ale mam wrażenie, że rozdział między miejscem do pracy, atrakcją turystyczną i codziennym życiem, chodzeniem po bułki czy odprowadzaniem dzieci do szkoły czy spacerem z psem jest silniejszy niż w Paryżu. Co znaczy, że miasto jest rozległe, żeby nie powiedzieć rozlazłe. Ale może daje to trochę ulgi?
7
Nie da się ukryć, że w najzwyklejszym supermarkecie kupi się w Paryżu ser cudny w smaku i jakości. Jako, że ser to jedna z moich największych życiowych miłości, Paryż rządzi. I pod względem pieczywa. I innych ciastek.
8 Gdybym miała opisać Londyn i Paryż jako osoby…
Londyn byłby żoną lub mężem w starym dobrym małżeństwie. Osobą, której zarówno zalety jak i wady znasz na wylot. Przewracacie oczami w tych samych momentach, dzielicie poczucie humoru. Zwykle zachowuje się porządnie, choć czasem zasiedzi się w pubie i wypije za dużo, potem musisz przynosić mu aspirynę na kaca. Ale i takie głupoty wliczone są w relację.
Paryż byłby narwaną przyjaciółką lub przyjacielem z wielkim urokiem osobistym. Nie ufasz tej osobie za grosz i nie zostawiłabyś z nią psa ani kota, ale zawsze opowiada szalone historie i ma świetny gust, właściwie w każdym aspekcie, więc i tak lubisz z nią przebywać. Nie zawsze masz na nią siłę, ale jeśli masz, to zabawa jest przednia.
9
Był taki moment w moim życiu, że uznałam, że będę studiować na Sorbonie. Serio. Dlatego poszłam w liceum do klasy z francuskim i zdawałam z niego rozszerzoną maturę. Oczywiście w międzyczasie zdałam sobie sprawę, żw nie jest to język, do którego mam wielki talent, co trochę pokrzyżowało szyki (obecnie nadrabiam z Duolingo i idzie wcale nieźle).
Tutaj kolejna różnica – nigdy nie zakładałam, że mogę studiować w Londynie, bo nie byłoby mnie na to nigdy stać! Skończyło się na Glasgow. Ale nie żałuję niczego.
10
Największa różnica to jednak moje poczucie, gdzie należę. Jestem pewna, że przyjadę do Paryża jeszcze nie raz. Jestem pewna, że to ogólnie ładniejsze miasto niż Londyn. Ale nie chciałabym się tam przenieść, chociaż po raz pierwszy w życiu jakkolwiek ogarniam mówienie po francusku (mimo rozszerzonej matury z tego języka…) i wiem, że ogarnęłabym w końcu. Dom jest gdzie indziej.
Londyn to dom.
Londyn i Paryż – jakie Ty masz uczucia wobec tych miast?