Miesiąc zaczął się z przytupem w połowie ferii szkolnych, tak zwanego “half term”. 1 listopada, po wyjściu do SEA Life London Aquarium, myślałam, że umrę ze zmęczenia.
Redakcja książki to dziwne doświadczenie. Człowiek czyta swoje własne słowa po kilkanaście razy, aż w ogóle nie czuje, że je napisał. Czasem zaskakuję się własną mądrością, czasami ciężko nie palnąć się w czoło.
Dostałam pracę. Serio. Mam zadania. Robię je. Co więcej, to praca kreatywna i znakomita jej część polega na pisaniu. Jeszcze nie dostałam żadnego piniondza, ale jestem dobrej myśli 😉
Kiedy zaczął zbliżać się dzień mojego wyjazdu do Paryża, okazało się, że znowu mam HOROM CURKE. Klasyk, nie?
Z powodu pracy, do mojego życia wróciła pani sprzątająca. Nie ta sama co dawnej, bo moje dwie poprzednie panie dostały prace etatowe w innych dziedzinach. Z czego się bardzo cieszę, ale nie cieszyłam się, że zaufane, sprawdzone osoby nie są dostępne. Koleżanka poleciła mi jednak nową panią, ogłaszając, że zmieniła jej życie. Też chciałam zmienić sobie życie, bo w końcu 20 funtów za godzinę to nie tak dużo za zmianę życia. Miałyśmy dwa niewypały, bo jednego dnia pani odwołała, następnego spóźniła się tylko cztery godziny. Byłam gotowa uznać, że nie będziemy razem, ale…chyba poznałam NAJLEPSZĄ OSOBĘ SPRZĄTAJĄCĄ ŚWIATA. Warta każdego pensika. Nawet jeśli czekam na nią godzinami…
Atrakcje
Sea Life Aquarium: W porównaniu do niego, Oceanarium w Gdyni wygląda jak uboga krewna. Rekiny, pingwiny, żółwie, dotykanie jaj rekina, interaktywne elementy…No, opłaca się. Ale jednocześnie, chyba wcale go nie lubię. Tłok, wrzaski, wszystko w zamknięta przestrzeni. Mam dwójkę dzieci, jestem odporna na wrzaski i dość przyzwyczajona do tłoku na dziecięcych atrakcjach.
Wybrałam się z Anią Hrycyną na Covent Garden, zapolować ze światełkami, które w połowie listopada są już na pełnej…no, w pełnej okazałości. Jak zwykle z Anią, w błyskawicznym czasie wyszły super foty.
Ewa i Patrycja urządziły Andrzejki. Nie obchodziłam Andrzejek od…głębokiej podstawówki. Dziękuję za zaproszenie, było super.
Paryż
No dobra. To co robiłam w Paryżu?
Zaraz po przyjeździe piłam wino i jadłam ser, wiadomo.
Następnego dnia spotkałam się ze znaną mi od kilku lat wirtualnie Astro-Julią. Mogę potwierdzić, że na żywo jest przynajmniej tak samo fajna. Potem poszłam pod Sacre Coeur, gdzie…napiłam się wina, a zjadłam Creme Brulee. Stamtąd wybrałam się szalonym autobusem do Galeries Lafayette, pooglądałam rzeczy, dekoracje i widok z dachu.
Następnego dnia przeszłyśmy z koleżanką najróżniejsze rewiry XV i XIV dzielnicy, sprawdziłyśmy co dzieje się w okolicach Notre Dame, zjadłyśmy tam przepyszny lunch. Po jedzeniu obejrzałyśmy memoriał ofiar Holocaustu. Kupiłam sobie paryską koszulkę z napisem J’adore, żeby trafić w końcu do Bon Marche. Tam spotkałam Andę Mistel i poszłyśmy na wino po wieżowcem Montparnasse.
Ostatniego dnia spotkałam się na zdjęcia i kawę z Asią Glogazą, a potem pochodziłam po Marais.
Powiedzieć, że bolały mnie nogi, to nic nie powiedzieć.
Książki
Wciąż jestem w trakcie Boga Imperatora Diuny i 27 Śmierci Tony’ego Obeda. Dodatkowo czytam nowego Wiedźmina.
W tym miesiącu czytałam dużo mniej, bo redagowałam własną książkę. Poza tym miałam ochotę na seriale i kiedy czuję jakąś potrzebę kulturalną bardziej niż inne, nie walczę z tym.
Filmy i seriale
Ludwig: (BBC)David Mitchell jako nieprzeciętnie inteligentny i nieprzeciętnie niezręczny społecznie twórca łamigłówek, którego szwagierka prosi o pomoc w odnalezieniu męża. W ten sposób nasz bohater zaczyna podszywać się pod swojego brata bliźniaka i udaje policyjnego detektywa. Jest tak skuteczny w typowaniu morderców, że prawie nikt się nie orientuje. Ale w tle majaczy większy spisek…
Dla wszystkich wielbicieli kryminałów, zwłaszcza spod znaku Herculesa Poirot – to bardzo przyjemna propozycja. Poza tym jest mocno brytyjsko, a cała akcja dzieje się w Cambridge – w bonusie ładne widoczki.
My wife the abuser: (Netflix)Wstrząsająca analiza przypadku znęcania się żony nad mężem. Warto, bo świetnie pokazuje jak ofiara musi walczyć, żeby wyrwać się z kręgu przemocy. I jak nie ma usprawiedliwienia, bo to przemoc jest irracjonalna, nie bycie ofiarą.
The Diplomat sezon 2: (Netflix) Pierwszy sezon perypetii ambasadorki USA w Londynie oglądało się łatwo i przyjemnie. Nie był to serial najwyższej jakości, raczej taka fantazja na temat pracy dyplomatów, tak jak Bridgertonowie to fantazja na temat życia w okresie Regencji.
Drugi sezon również ogląda się łatwo i przyjemnie, ale chwilami trzeba uważać. Bo można zrobić sobie sporą krzywdę, bijąc otwartą dłonią w czoło. Z lekkiego sensacyjnego serialu zrobiło się przeskakujące przez rekina guilty pleasure. Jest “Emily w Paryżu” i jest “Kate w Londynie”, tyle, że tytuł, to “Dyplomatka”.
Rivals: (Disney+) Lord Baddingham prowadzi stację telewizyjną. Tylko tyle, i aż tyle. Są dwa typy ludzi – ci, których bawi oglądanie w fikcji okropnych dram i złych osób i ci, którzy wolą miłe rzeczy. Sama uwielbiam opowieści o okropnych osobach, w życiu stronię od łotrów, w filmach czy książkach kocham ich najbardziej. Campowy, przestylizowany dramat postaci z wyższych sfer i mediów, rozgrywający się w Cotswolds, idyllicznej i eleganckiej części kraju, kojarzonej z polityką i władzą – to coś stworzonego dla mnie. Romans goni romans, sojusze zmieniają się jak w kalejdoskopie, a niewinność staje w szranki z cynizmem. Mnie bawi bardzo.
Say Nothing: (Disney+)Historia IRA to mój konik i fascynacja od kiedy byłam nastolatką. Na fali tej fascynacji wymyśliłam “Elfy Londynu”. Musiałam zatem obejrzeć serial pokazujący realia, w oparciu o historię Dolours Price, jej siostry i współżołnierzy.
Nie jest to serial, który ogląda się z przyjemnością. Właściwie to bardzo psuje mi nastrój.
Ale to ważny serial, z wielu względów. Przede wszystkim odczarowuje romantyczny mit IRA. Poza tym, w pewnym sensie pozwala zrozumieć terrorystów. A raczej to, że wcale nie uważają się za terrorystów, tylko za rebeliantów, wojowników o miłość i sprawiedliwość. Trochę jak Rebelia, którą lubimy w Gwiezdnych Wojnach. Ale już nie gloryfikujemy tego tropu w przypadku islamistów. Bynajmniej nie chodzi mi o usprawiedliwianie ich działań. Po prostu tak jak łatwo można polubić Dolours i zżyć się z tymi postaciami, które podkładają bomby i zabijają ludzi, tak widzę jak ktoś mógłby chcieć widzieć się jako tego typu postać. Zwłaszcza, jeśli jest osobą bardzo młodą, z kraju, który pozostaje pod okupacją lub pod silnym wpływem dawnych zarządców.
Dune Prophecy: (W UK – platforma Now) Od jakiegoś czasu jestem wielką fanką książkowego uniwersum Diuny. Przez co jeszcze mniej podoba mi się ekranizacja Villeneuve’a.
Każda nowa produkcja z rzeczywistości Herberta cieszy mnie, ale ta nowa jest od początku nierówna. O ile początki Bene Gesserit interesują mnie, o tyle w Diunie cenię właśnie surowość świata i jego zupełną inność. I jak dostaję klub nocny na Salusa Secunda, to czuję się jakbym oglądała kolejny słaby serial starwarsowy, nie Diunę. O ile jeszcze w Gwiezdnych Wojnach chciałabym zobaczyć rozwinięcie świata i zwykłych ludzi z odległej galaktyki, tak świat Herberta jest tak obcy i uderza w wysokie tony, że wcale nie chcę zbliżenia go do naszej codzienności. Lubię go dlatego, że jest zupełnie surowy.
Queenpins: (Netflix)Dwie kobiety wpadają na pomysł przekrętu z kuponami zniżkowymi. Robią na nim miliony dolarów. Ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Oglądałam ten film w pociągu z Paryża i w sumie to właśnie taka produkcja na podróż, do zapomnienia. Można, ale po co?
Blog
Myślałam o byciu pisarką, bo po raz pierwszy nie wstydzę się tak o sobie myśleć.
Sceny rodzinne miały 22 odsłonę.
Dzieliłam się jesiennymi wrażeniami.
Wybierałam najlepsze piosenki z nowszych filmów Disneya.
Świętowałam 16 urodziny bloga.
Podcast
Opowiadałam o historii Pitcairn, od buntu na Bounty po czasy bardziej współczesne.
Przeglądałam listopadową prasówkę.
Wybrałam pięć artykułów, które chciałam omówić. Różne media, różne tematy.
Musiałam nauczyć się odpuszczać, bo jeśli padam ze zmęczenia z horom curkom, albo z własnego przeziębienia, to nie ma co cisnąć. Zawsze jednak czuję się winna. Co zresztą wiesz, jeśli zapisałaś się na newsletter. Zapraszam bardzo, bo są tam fajne treści.
A teraz, coraz bliżej Święta…