Dziwnie mi kończyć ten rok.
Dla świata wydawał się być jednym z najbardziej mrocznych od lat. Dla mnie osobiście…był jednym z lepszych.
Epizodów depresyjnych nie było. Były za to fajne wyjazdy, choć oprócz Norwegii w styczniu, wcale nie wielce ambitne. Najczęściej do Polski, do rodziny, na dłużej niż zwykle. Byli znajomi i przyjaciele w milionach odsłon. Były miłe wydarzenia, jak Pyrkon i Serialcon. Miałam dostęp do wspaniałych rozrywek.
Dzieci? Raczej zdrowe. Związek? Szczęśliwy.
Wysiłek procentował.
Sprzedawałam pierwszy w życiu własny produkt cyfrowy. W marcu ma wyjść moja książka o Anglii, o której wkrótce będę opowiadać z większymi szczegółami. Ostatnimi miesiącami spędziłam nad jej dopinaniem wiele godzin i wyrwałam wiele włosów z głowy…Jak to bywa przy redakcji i innych pracach nad tekstem.
Wkrótce minie mi 100 odcinków podcastu. Nieźle jak na projekt “na próbę”.
Zaczęłam pracę, związaną z pisaniem i tematyką podcastu, o której też będę mówić więcej. Wciąż uwijamy się za kulisami.
Czekam na fizyczną kopię kolejnej umowy wydawniczej do podpisania. Na powieść!
Dawałam radę w wieku aspektach kreatywnych i bardziej przyziemnych – codziennych i domowych. Jury duty, zawirowania dzieci, organizacja eventów – nie było dla mnie nic niemożliwego.
Przeczytałam ponad 20 książek, co może dla wielu jest skromnym wynikiem, ale dla mnie, przy czteroosobowej rodzinie, pisaniu i innych obowiązkach oraz hobby, to fajny wynik.
Regularnie ćwiczę, trzy razy w tygodniu (joga + trening siłowy + pilates) to standard. Jestem zdrowa i silna.
Życzyłabym sobie kolejnych podobnych lat.
Nie zacznę roku myśląc “nowy rok, nowa ja”. Wręcz przeciwnie – “więcej tego co już mam i co już robię”.
I tylko patrzę na wiadomości ze świata i moje własne życia nie styka mi z tym, co czytam. A co najgorsze, niewiele mogę z tym zrobić.
PS Wpłacam. Udostępniam. Głosuję. Piszę listy do mojego lokalnego MP, choć właściwie nie muszę – zgadzamy się w poglądach.
Ale to kropla w morzu. Za mało. I wiem o tym.