czy anglia powoduje depresję mini
Picture of Riennahera

Riennahera

Czy Anglia powoduje depresję?

W komentarzu pod artykułem o mojej książce na gazecie, pojawił się komentarz, który mnie ukłuł. Nie zranił, nie obraził, po prostu nie wiedziałam, że w 2025 roku można jeszcze mieć tak ograniczoną wiedzę. Otóż, “niby w Anglii tak dobrze, a leczę się na depresję”. Musi być tam źle, skoro ANGLIA POWODUJE DEPRESJĘ.

Mnie tam się wydawało, że wiele depresji bierze się raczej z mózgu i jego niedomagania, a nie dlatego, że komuś jest ciężko. Nie wiem właściwie czy nam w Anglii jest jakoś ciężko – ani finansowo, ani towarzysko nie narzekamy na jakieś braki (chociaż zawsze byłoby miło mięć więcej pieniędzy, gdziekolwiek się żyje). Oczywiście, czynniki zewnętrzne nie są bez znaczenia. Przyjrzyjmy się im zatem.

Jako dziecko, chowana pod kloszem jedynaczka, często się przeprowadzałam. Byłam zabierania z przedszkola do przedszkola w nowym mieście, i znowu. Poszłam do szkoły, a potem do innej, w kolejnym mieście, po roku zaś wróciłam do Gdańska do jeszcze innej szkoły. Wszelkie moje przyjaźnie były za każdym razem rozrywane. Przeprowadzkom towarzyszył stres, a w rodzinie stałym elementem było napięcie między rodzicami, a także innymi osobami w rodzinie. Szczegóły nie są potrzebne, nie doznałam przemocy fizycznej, znęcania się czy alkoholizmu, ale stres i namacalna niemal niechęć i poniżenia były obecne.

Mam myśli samobójcze od mniej więcej 13 roku życia. Myślałam, że to zwykła burza hormonów związana z dorastaniem, więc nie mówiłam o tym nikomu dorosłemu. Mieli zresztą inne problemy, chociażby trwający ponad pięć lat rozwód. Walkę o majątek, o alimenty i tak dalej. W międzyczasie w tragicznym wypadku zginęła jedna z najbliższych mi osób w rodzinie. Widzicie problem?

Wyjazd na studia był dla mnie ekscytującym przeżyciem, ale tam też miewałam myśli samobójcze. Nigdy z nimi nic nie zrobiłam, owszem, ale często nie miałam ochoty dalej żyć. Nie wiem czy pomagał fakt, że jako osoba pełnoletnia to ja byłam teraz stroną w sądzie o alimenty. Ojca nie widziałam odkąd miałam około dwudziestu lat.

Przez lata ciężko było mi wykonywać pracę, która choć dobrze płatna, była sprzeczna z moją introwertyczną naturą i wymagała intensywnego kontaktu z ludźmi. Wiązała się też z niepowodzeniem większości propozycji, co znów, jest po prostu naturą pracy jako przedstawiciel handlowy. Nauczyłam się mnóstwo, miałam fajne doświadczenia, ale byłam emocjonalnie wykończona. Trzeba jednak za coś żyć. Terapeutka wskazywała wielokrotnie, że to dla mnie ciężkie środowisko, ale nie chcąc się nad sobą użalać, robiłam dalej swoje.

Depresja poporodowa to kolejny aspekt i na pewno ją miałam. Zbiegła się w czasie z utratą kolejnej bliskiej osoby w rodzinie. A jednocześnie chciałam dzieci i kocham je, nie żałuję macierzyństwa i tak dalej. Ale jednak, zmusiła mnie do wzięcia leków.

I nagle żyje mi się…normalnie. Nawet większość czasu nieźle. A to żadne wykopane w kosmos silne leki, zwykłe SSRI.

Zatem nie obwiniałabym o depresję Anglii. Ani mojego męża, z którym byłam już w związku przez większość z opisanych powyżej momentów. Można by uznać, że skoro z nim jestem i tyle lat cierpiałam, to widocznie niedobra relacja. Ale jakimś cudem odkąd mam leki, przypisane zresztą przez angielskiego lekarza, choć zasugerowane przez polską terapeutkę, to nagle trudności z dzieciństwa mniej mnie dotykają (tutaj również lata terapii, jak najbardziej angielskiej), mąż i dzieci są najukochańsi. Poza tym, jak by nie patrzeć, przez wszystkie lata miałam jego wsparcie w ciężkich chwilach.

Osobnym aspektem jest jeszcze podejrzenie ADHD, sugerowane mi przez testy oraz sugestie sporej ilości osób. Ponieważ myśli samobójcze odeszły, diagnoza nie wydaje mi się pilna ani niezbędna, chociaż kiedyś pewnie będę chciała się dowiedzieć.

Chciałabym, żeby to Anglia była problemem. Mogłabym wtedy spakować manatki, wrócić do Gdańska na gotowe mieszkanie, warte przynajmniej siedemset tysięcy, żyć blisko rodziny jak pączek w maśle. A jednak gdy tam jestem, po jakimś czasie tęsknię za okropną Anglią.

I jednak to w Gdańsku zaczęły się moje myśli samobójcze. Więc może to jednak Gdańsk winien?

Jasne, są aspekty mojego życia, którym przypisuję część “winy” za depresję. To jednak osoby i ich decyzje, a także konsekwencje decyzji, a nie miejsca. Na moją depresję mogła mieć wpływ ciężka relacja z ojcem, ale nie to, że “w Anglii jest źle”. “Wina, Brutusie, nie leży w gwiazdach, ale w nas samych”, jak pisał bard. Zresztą, angielski bard.

Depresję można mieć też bujając się w hamaku na tropikalnej wyspie. Mnie bardzo mocno uderzyła, gdy byłam na urlopie w słonecznej Barcelonie, jedząc pyszne jedzenie i zapijając je sangrią.

Dlatego też cieszę się, że od kilku lat mam ją pod kontrolą, dzięki lekom. I że trafiłam na leki, które na mnie dobrze działają.

Dziękuję za uwagę. Koniec bólu dupy.

Czy Anglia powoduje depresję?

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top