Ten tekst napisałam po powrocie z urlopu, ale oczywiście leżał miesiąc odłogiem.
Nie wierzę w wenę. Wielokrotnie pisałam o tym, jak w nią nie wierzę. A jednak znajduję się właśnie w momencie, kiedy mi jej brak.
Nie oznacza to bynajmniej, że niczego nie piszę. Jak najbardziej, piszę. Nie po to wypracowałam nawyk codziennego pisania, żeby poddawać się brakowi weny. Piszę zatem codziennie artykuły do pracy, piszę newslettery, scenariusze podcastu, opisy do materiałów na social media (na moje i nie tylko na moje kanały), piszę powieść. Bo pisanie “na serio” to praca, a wykonywanie pracy nie może zależeć od weny.
Piszę jednak bez wielkiej przyjemności i często idzie mi jak krew z nosa.
Chociaż cieszę się, że nie brałam komputera na urlop z rodziną, to nie ukrywam – przy wyrobionym nawyku pisania, nie jest to korzystne. Mam wrażenie, że wybiło mnie to z rytmu.
Muszę wziąć też pod uwagę, że zaraz po powrocie wzięła mnie grypa, więc może to ona jest tutaj największym winowajcą, a nie urlop. A po grypie zaraz ruszyłam do Polski, na premierę nowej książki.
Zatem ponad miesiąc po feriach, wciąż do rytmu wracam. Zaraz mamy następne ferie, więc moje życie obecnie w ogóle nie sprzyja rytmom…
Przerwy sprawiają, że małe, niemądre scenki i myśli, wydają mi się niewarte spisania. Doświadczenie podpowiada jednak, że z takich zapisków biorą się często wielkie teksty. A czasem nie i to jest zupełnie ok. Żeby mieć co redagować, żeby stworzyć kilka dobrych linijek, trzeba ich wyprodukować o wiele więcej.
Dlatego też nie bardzo lubiłam kiedykolwiek słuchać, że jeśli pisanie idzie mi słabo, powinnam zrobić sobie przerwę. Zatęsknić. Szczerze mówiąc (krem, pisząc…), myślę, że lepszym remedium jest zmuszenie się do pisania więcej, jak najwięcej.
Obecnie o wiele ciężej mi się skupić. Piszę też jednak więcej na co dzień, tekstów użytkowych na portal chociażby. Z pewnością wyrabiam 500 słów dziennie, ba, sądzę, że czasem 1000 i więcej, dużo więcej, ale nie jest to zawsze 500 słów “dla mnie”. Może zatem ani urlop, ani grypa, ani bycie zajętą. Może człowiek ma w sobie ograniczoną liczbę słów dziennie, które płyną lekko, a wszystkie pozostałe płyną jak po grudzie.
Odpoczynek jest cenny i ważny.
Tym razem nie dał mi jednak tego, na co liczyłam. Czasem tak jest. Dobre rzeczy nie są idealne. Wiemy natomiast, że pod koniec życia ludzie żałują, że spędzali za mało czasu z bliskimi, a nie, że pracowali za mało. Staram się o tym pamiętać.
Może źle to wszystko diagnozuję. Może naprawdę przerwa była za krótka. I przydałaby mi się przerwa w ciszy i spokoju, a nie w rodzinnym rozgardiaszu i nieustannym upominaniu “nie jedzcie śniegu”.
No i proszę. Z kilku linijek o tym jak nie mam weny, wyszedł mi całkiem zgrabny krótki tekst. Dzisiaj zostało mi jeszcze tylko 305 słów do napisania.