Dość podobny tekst napisałam cztery lata temu. To, że piszę go ponownie, jest bardzo smutne. Mam nadzieję, że ten będzie dużo lepszy, bo z tamtego nie jestem zadowolona. Ale samą potrzebę wracania do tej samej sprawy uważam za żenującą.
Jestem matką od niemal szesnastu miesięcy. Po wielomiesięcznych staraniach. Była to w pełni świadoma decyzja. Nie żałowałam ani przez chwilę, nawet jak było super ciężko. A było. Jednak od czasu ciąży jestem za powszechnym prawem do aborcji bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Nie wiem, po prostu nie wiem jak można sobie dać radę z tym wszystkim, jeśli się dziecka nie chce.
Ciąża może, ale wcale nie musi być przyjemna nawet dla kobiety, która nie marzyła w życiu o niczym innym. Ciąża bywa leżeniem na ubikacji, chowaniem się po toaletach publiczych, rzyganiem w pracy. Mdłościami na widok jakiegokolwiek jedzenia. Mnóstwem nerwów. Nierzadko bólem. Dziwnym uczuciem obcości względem własnego ciała.
Poród boli jak sam skurwysyn. Miałam podawane zastrzyki ze znieczuleniem, miałam świetne warunki i rodziłam w basenie, a i tak bolało kurewsko. O piątej nad ranem ryczałam z bólu niczym krowa. Straciłam sporo krwi. Moje ciało goiło się miesiącami. Obecnie myślenie o tym jest już łatwe, ale długo nie było. Bezsenne noce są wykańczające, bolące od karmienia piersi mogą doprowadzać do rozpaczy, permanentne zmęczenie i permanentny płacz dobijają.
Oczywiście to wszystko przestaje mieć z biegiem czasu znaczenie, bo przecież jesteśmy silne, kochamy dzieci, mamy wsparcie ich ojców i pomaga miłość do naszej rodziny, prawda?
PRAWDA?
No właśnie.
Obecne przepisy są już i tak bardzo surowe i nie zgadzam się z nimi.
Nie wiem jak można sobie z tym bólem poradzić, jeśli nie wybrało się go dobrowolnie, z miłości. Jeśli nie ma się przy sobie kochającego partnera. Jeśli czuje się na nie zupełnie nieprzygotowanym. Jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu. Jeśli, co w sumie najważniejsze w kontekście obecnym, wiadomo, że dziecko na które się czeka będzie zawsze bardzo chore, nigdy samodzielne, lub skazane na przedwczesną, a może i bolesną śmierć. Jeśli…powodów, żeby mieć dziecko, jest kilka. Żeby go nie mieć, jest bardzo wiele. To jest zbyt skomplikowany temat, żeby ktoś podejmował decyzje za kobietę. To jest zbyt skomplikowany temat, żeby mieć prawo kogoś do jakieś decyzji zmusić.
Zapewne da się, bohaterowie są na świecie. Ale bohaterstwo rodzi się z wyboru, nie z przymusu. Jestem matką, a nie czuję, że byłabym gotowa na przymus bohaterstwa.
Można oddać? To przynajmniej tak samo bolesne jak wszystko co do tej pory opisałam. Piękne i wzniosłe, ale bolesne. Czy umiałabym? Nie wiem. To kolejny przymus.
Kiedy wyjeżdżałam z Polski czternaście lat temu, szukałam przygody. Nie musiałam nigdzie jechać, miałam w Polsce co robić. Dostałam się bez problemu na te kierunki, na które składałam, jednak chciałam odkryć inne światy. I odkryłam, na szczęście lub nieszczęście. Bo z pewnych rzeczy nie umiem już zrezygnować. Między innymi z tego, że jako kobieta jestem traktowana mniej więcej jak człowiek. W międzyczasie Polska bardzo się zmieniła i często mnie przeraża. Z wielu względów nie wyobrażam sobie możliwości by kiedykolwiek wrócić na stałe. Sytuacja, w której po raz kolejny muszę pisać taki tekst dla wsparcia przyjaciółek, koleżanek, znajomych, Czytelniczek, to właśnie jeden z tych względów.
Wiem, nikt mnie w Polsce nie potrzebuje, jeśli mi się nie podoba. Mogę sobie zostać gdzie jestem. Więc zostaję. Ale wiele “moich” kobiet żyje w Polsce i potrzebuje to przeczytać. Bo one jak najbardziej mają prawo głośno krzyczeć, kiedy zagrożona jest nie tylko ich wolność czy prawo do decydowaniu o własnym ciele, ale potencjalnie również ich życie.
Po raz kolejny, za Kurtem Vonnegutem:
„Wiele osób desperacko potrzebuje usłyszeć tę wiadomość: Czuję i myślę w dużym stopniu tak jak ty, zależy mi na wielu rzeczach, na których tobie zależy, choć większości osób na nich nie zależy. Nie jesteś sam.”
A ja? Ja też mam prawo chcieć pochodzić z kraju, do którego nie będę bała się wrócić.