Nie znoszę wszelkich zestawień musthave w szafie. Niespecjalnie lubię też garderoby kapsułowe. Z tego prostego względu, że nie wyobrażam sobie chodzić regularnie w białej koszuli, jeansach i marynarce, ani topie w paski z ciemną spódniczką, ani w ogóle w niczym schludnym, porządnym i minimalistycznym…koszmar. Musthavy zwykle są proste i eleganckie i uniwersalne, a ja nie lubię się tak ubierać.
Są jednak elementy, które uważam, że w szafie mieć trzeba. Raczej ze względu na funkcję niż na konkretny krój i zestawienie.
Trzeba mieć idealny płaszcz na zimę, który pasuje do większości rzeczy i w którym czujemy się super. Jakikolwiek by ten płaszcz nie był.
Trzeba mieć zestaw, w którym czuje się, że da się radę skopać tyłek całemu światu. Dla jednej osoby to będzie dres, dla innej ramoneska i jeansy rurki, dla jeszcze innej seksowna miniówka. Nie ważne co to jest, musisz mieć taki zestaw.
Kolejny punkt – coś w czym wyglądasz i czujesz się spoko i jesteś w stanie ubrać się w minutę. W cieplejsze miesiące to dla mnie boho sukienka i sandały (ewentualnie z prochowcem), w zimniejsze ukochany sweter, jeansy i botki. Zawsze wyglądają nieźle, zawsze się w nich dobrze czuję.
Równie ważne – musisz mieć coś w czym czujesz się piękna. Czy to bikini czy będziesz zakryta od stóp do głów, nie obchodzi mnie to.
No i last but not least. Suknia.
Głęboko wierzę w to, że każda kobieta potrzebuje jednej, jedynej sukni, w której będzie mogła iść na Oscary. Nawet jeśli nigdy nie pójdzie. Ta suknia nie musi kosztować majątku, nie musi być wymyślna. Może być za 10 zł z lumpeksu i być najprostsza na świecie. Może być skromna, może nie być najpiękniejszą suknią świata, nie musisz od razu zdobyć rubryk towarzyskich. Ale musi istnieć. Po co? Żebyś wiedziała, że jeśli wpadniesz na Brada Pitta czy innego Dikarpio na ulicy i on powie „ej nie poszłabyś ze mną na Oskary”, to nie musisz się zastanawiać nad takim drobiazgiem jak sukienka. MOŻESZ IŚĆ. A poza tym możesz pięknie posiedzieć w niej w domu albo na działce. Bo komu potrzebny do szczęścia Brad Pitt?
Totalnie nie potrzebujecie kupować niczego nowego. Może nawet macie już swoją suknię? Z pewnością mam jedną czy dwie, które nadawałyby się na wielkie wyjście jeśli dodać odpowiednie buty i dodatki. Ale jeśli nie macie, to ta, którą mam na zdjęciu, daje radę.
O infinity dress pierwszy raz czytałam u Ania Maluje. Kupiłam ją, bo wszystko co Ania poleca rzeczywiście jest fajne. Jak mata Pranamat, którą chcialam mieć, bo Ania ma, a regularnie ratuje moje plecy i pozwala mi chodzić jak mam okres mordercę. No więc jeśli Ania mówi, że coś jest spoko – to nigdy nie ściemnia. Poza tym, pomyślałam, ona wygląda w niej jak milion dolarów, a sama sukienka kosztuje kilkanaście funtów, w zależności od sprzedawcy, więc jest to małe ryzyko.
Mogę zdecydowanie obwieścić, że czuję się pięknie. Jak boginka, nimfa, rusałka, elfka, bohaterka Gry o Tron, no w ogóle królewna. Tak się czuję, nie twierdzę, że to się przekłada na zdjęcia, bo na zdjęciach nie podobam się sobie od lat, a zwłaszcza od czasu ciąży. To jest w ogóle osobna historia i nie tym się dziś zajmujemy. W końcu nikt nie musi robić sobie zdjęć.
Jak z nazwy wynika, opcji jest milion. Można nawet udawać, że to dwie różne sukienki, zawiązać je inaczej i w niej na Oskary dwa razy. Wtedy jednak na wszelki wypadek dobrałabym inne dodatki i partnera.
Kilka uwag:
Ta sukienka będzie cudowna jeśli ma się małe piersi. Ale ja nie mam i w miarę daję radę.
Nieco prześwitują sutki. Mnie to w ogóle nie przeszkadza do siedzenia w domu. Do wyjścia na ulicę pewnie też nie, tym bardziej, że widzę ją z jakąś ramoneską czy innym okryciem. Gdybym szła na Oscary, kupiłabym pewnie taśmę maskującą czy jak tam się ten wynalazek nazywa. Można też założyć stanik, zdecydowanie bez ramiączek, chociaż moim zdaniem ta sukienka wygląda o wiele lepiej z gołymi plecami, więc może być ciężko. Warto poeksperymentować. W tej chwili i tak stanika nie kupię, więc poszłam na żywioł.
Warto też upewnić się przy wiązaniu, że wszystkie części ciała są stabilne, a soczysta pierś nie wyziera filuternie spod zwojów. Mnie fantazja czasem ponosi i okazuje się, że niekoniecznie wszystko się trzyma i jest zakryte.
Takich sukienek jest w internecie z milion. Ma ją w ofercie RISK Made in Warsaw. Pewnie inne marki też. Swoją sukienkę kupiłam w rozmiarze M i kolorze light brown z tego linku:
W obecnej sytuacji sprawdza się do leżenia na kanapie równie dobrze jak dres. Dopóki nie zrobi się chłodno, ale z bluzą i skarpetami też wygląda cool. Zatem to sukienka idealna, czyż nie?