Na facebooku szaleje od jakiegoś czasu wyzwanie, polegające na podzieleniu się ujęciami z dziesięciu filmów, które miały na nas wpływ.
Uważam takie listy za bezsensowne, ponieważ dziesięć filmów to tyle co nic. Mogłabym zrobić zestawienia na każdą dekadę życia. Albo dekadę w kinie. Albo z każdego gatunku. Albo z każdego roku studiów…(studiowałam Film and Television Studies).
Niemniej, jest pandemia, o filmach myśli się przyjemniej niż o wielu innych rzeczach, a moja lista jest bardzo fajna. Oczywiście, że jest. Jaka by miała być.
Jest w niej też coś, co mocno mnie określa.
Kiedy przeżywałam okres największej miłości do kina, kiedy miałam złudzenia, że może praca w przemyśle filmowym lub telewizyjnym to coś dla mnie (znam sporo osób tak pracujących i wiem od lat, że to na pewno nie jest dla mnie), kiedy poszłam na studia związane z tematem, zauważyłam swoją “niszę”. Każdy jakąś ma. Ja lubiłam mainstream. Doceniam oczywiście kino autorskie, doceniam kino artystyczne, ale największą miłością pałałam do znanych filmów z okresu dzieciństwa. Historii, które chwytały mnie za sercę i kształtowały wyobraźnię. Oraz do wszelkiego rodzaju wymysłów. Sci-fi. Kostium. Fantastyka. Film to dla mnie spełnienie fantazji.
Po jakimś czasie polubiłam filmy bardziej skomplikowane i artystyczne, ale nigdy nie wkręciłam się w kino naprawdę niszowe ani arthouse (chociaż może to kwestia definicji, bo przynajmniej trzy filmy z mojej listy są wg wikipedii “artystowskie”, a ja uważam je za mainstream…)
Niemniej. Dość gadania. Przejdźmy do filmów. Gdybym MUSIAŁA wybrać dziesiątkę, która wpłynęła na mnie bardziej niż inne filmy, to byłyby to…
Dzielna Pani Brisby // The Secret of NIMH
O tym filmie napisałam trzy lata temu cały tekst.
Widzę, ile z jego klimatu i poetyki zawieram we własnej powieści. Chociaż moja powieść jest o elfach, a film jest o szczurach i myszach.
Ta historia jest tak dobra, że można byłoby zrobić ją o ludziach, bez wielkich zmian w scenariuszu i miałaby sens.
Niekończąca się Opowieść
Na samą myśl o tym filmie chce mi się płakać ze wzruszenia. To jest moje dzieciństwo w pigułce. Jestem prawdopodobnie jedną z kilku osób na świecie, które wolą film od książki. Dziecięce wyobcowanie i uciekanie w wymyślone światy to jedne z moich ukochanych tematów, poza tym wizualne piękno tego filmu wciąż mnie zachwyca. Na zawsze pozostanę fanką efektów specjalnych sprzed ery CGI.
Dialog między G’morkiem i Atreyu to dla mnie jedna z najlepszych scen filmowych, jakie kiedykolwiek powstały. Dla mnie. Bo mając lat ponad trzydzieści trafia do mnie tak samo, nie, bardziej, niż kiedy byłam dzieckiem.
Park Jurajski
Prawdopodobnie nie powinnam była oglądać go gdy miałam sześć lat, ale dinozaury były wtedy największą miłością życia. To było spełnienie marzeń, a nawet więcej, bo od pierwszego seansu marzyłam przed snem o Dr Alanie Grancie. Miałam 6 lat, on 46, ale wiedziałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Gwiezdne Wojny : Nowa Nadzieja
Tata wypożyczył mi Gwiezdne Wojny na wideo kiedy miałam 7 czy 8 lat i byłam chora. Leżałam w łóżku i w ciągu kilku dni dowiedziałam się, że to nie są droidy, których szukam, że Gwiazda Śmierci ma niewybaczalne błędy w konstrukcji, że Vader jest ojcem Luke’a, a wojna nie czyni nikogo wielkim. To były ważne lekcje.
Nie powiedziałabym, że jestem obecnie wielką fanką Gwiezdnych Wojen jako franczyzy, ale na zawsze będą to jedne z najważniejszych filmów w moim życiu, ze swoimi emocjami, kolorami, poetyką, narracją, światem przedstawionym, mitologią. To jakby coś wbiło się odłamkiem w serce i nigdy nie udało się tego wyciągnąć. To światotwórstwo, do którego trzeba aspirować.
Królowa Margot
Królową Margot zobaczyłam po raz pierwszy w liceum i dostałam obsesji. Było tu wszystko co kocham. Kostium. Piękno. Romans. Bardzo dużo krwi. Jeszcze więcej śmierci. Nieszczęśliwe zakończenie. Oraz intertekstualność. Dla kilkunastoletniej mnie użycie muzyki bałkańskiego kompozytora w filmie o wojnach religijnych w XV wieku było po prostu wykopane w kosmos. Uznałam to za najgenialniejszy zabieg wszech czasów. Męczyłam klasę prezentacjami o tym filmie na francuskim, przygotowałam wystąpienie o nim na studiach na lektoracie.
Do dzisiaj uważam zoperowaną Isabele Adjani za jedną z najpiękniejszych kobiet świata. A przynajmniej jej chirurga plastycznego za najzdolniejszego.
Księżniczka Mononoke
To był pierwszy film, na którym była sama w kinie. Jedno z pierwszych, jeśli nie pierwsze, anime w szerokiej kinowej dystrybucji w Polsce.
Ciężko powiedzieć, która produkcja Miyazakiego jest najlepsza, ale Mononoke Hime jest najlepsza dla mnie. To animacja brutalnie piękna i pięknie brutalna. Jak natura. Organiczne okrucieństwo tego świata i racje po wszystkich stronach konfliktu to motywy fabularne, które kocham najbardziej.
2001: Odyseja Kosmiczna
Gdybym musiała wybrać jednego reżysera, którego uważam za najlepszego w historii kina, wybrałabym Kubricka. Oglądanie jego filmów jest dla mnie jak słuchanie symfonii. Każdy element, każdy fragment pasuje do siebie i jest wybitny, a całość na którą się składają jest popisem wirtuozerii. To jest tak dobre, że chce się płakać.
Odyseja jest jak wiersz o kosmosie. Ba, wiersz. Cały poemat. Jej kadry są surrealistyczne i przepiękne. Nie ma niczego, co przeraża mnie bardziej niż czarny prostokąt. Nie ma niczego dziwniejszego niż kosmiczny bobas. To jest film totalny.
Władca Pierścieni (cała trylogia)
Powiedzieć, że wizja Śródziemia stworzona przez Jacksona miała na mnie wpływ, to jak nie powiedzieć nic.
Miałam czternaście lat, kiedy w kinach pojawiła się „Drużyna Pierścienia”. Najbardziej na świecie chciałam być elfem, spędzałam czas na graniu w Magic The Gathering, czytaniu Sapkowskiego i chodzeniu po lesie. Tak więc utwierdziłam się jeszcze bardziej w przekonaniu, że to najlepsze, co można robić z życiem, bo przecież miliony wydane na filmy nie mogą się mylić. Gdyby nie „Władca Pierścieni”, a potem „Hobbit”, nie byłoby dzisiaj mnie takiej jak jestem. Nie byłoby Elfa Pogardy. Nie cisnęłabym mojej powieści o elfach. Być może nie nosiłabym długich sukienek z Zary. Nie miałabym wspólnej rzeczywistości z tymi wszystkimi dzieciakami, które uważały, że fantastyka jest bardzo ważna, bo może nie odnaleźlibyśmy się. A tak wszyscy byliśmy Frodem, Aragornem, Legolasem. Do dzisiaj jesteśmy.
Mulholland Drive
Pamiętam do dzisiaj jak miałam 14 lat, a moi rodzice poszli na niego do kina. Po powrocie mama opowiedziała mi go i…zupełnie nie miało to sensu. Ale byłam nastolatką, rodzice byli głupi, nic co mówili nie miało sensu. Sama obejrzałam go pięć lat później. Okazało się, że mama opowiedziała fabułę dość wiernie. Tyle tylko, że opowiedziała mi o tym co pokazano na ekranie, a nie o tym co znaczy to co pokazano.
Odkrycie, że można skonstruować historię w taki sposób, było jak objawienie. To, że jeden obraz można interpretować na milion sposób – również.
Zwierciadło
Na drugim roku studiów mieliśmy wielki egzamin zaliczeniowy z analizy tekstualnej. Wydawał się banalny – wiedzieliśmy jaki będzie film i mniej więcej jakie będą pytania. Naszym zadaniem było przygotować się zawczasu, żeby odpowiedzieć na nie jak najpełniej, z głęboką znajomością dzieła. Pestka, myśleliśmy. I weszliśmy do sali kinowej, aby obejrzeć zadany film.
Po niecałych dwóch godzinach wyszliśmy i jednym chórem wykrzyknęliśmy: WE’RE FUCKED.
Przed egzaminem obejrzałam film Tarkowskiego pięć razy. Na początku mnie denerwował, uważałam go za przerost formy nad treścią, wszystko to czego w kinie nie lubię i tak dalej. Z każdym kolejnym seansem podobał mi się coraz bardziej, coraz więcej rozumiałam i odszyfrowywałam smaczki i nawiązania, chociaż dopiero po egzaminie przyznałam sama przed sobą, że jest świetny.
Obecnie „klimat jak u Tarkowskiego” to jeden z największych komplementów, jakie mogę wyrazić o dziele.
To tyle egzaltacji i zachwytów. Lubię filmy o myszach, dinozaurach, elfach i kosmosie, w których nie wiadomo o co chodzi. A Ty?