Początki zamknięcia były ciężkie. Przestawienie się na narzucony tryb i zmiana całego życia bolała. Wywoływała agresję. Doprowadzała do płaczu i na granicę stanów depresyjnych.
Ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. Do wszystkiego się przystosuje.
Trzy miesiące później…Czuję się jakbym była 14 lat młodsza i wylądowała na tych najdłuższych w życiu wakacjach po maturze.
To były dziwne wakacje. Najgorsze i najlepsze od lat. Najgorsze, bo nie miałam w planach mnóstwa wspaniałych zagranicznych obozów jak w poprzednich latach. A może jakiś miałam, niespecjalnie pamiętam. Wszyscy byli w zawieszeniu, czekając na wieści gdzie dostali się na studia. Mój chłopak był większość czasu daleko. Przyjaciele porozjeżdżali się, część zresztą była już na studiach i również w wakacje mieszkała w innych miastach, część pracowała. Pamiętam dobrze długie dni, w które mogłam robić wszystko i nic. W które poza drobnymi codziennymi obowiązkami jak odkurzenie mieszkania czy pozmywanie naczyń, nic nie musiałam. Wszystko mogłam. Całymi dniami czytałam więc książki i włóczyłam się z psem po łąkach i lasach. Jeśli jacyś znajomi byli w domu albo w okolicy, widziałam się z nimi. Albo nie. Leżałam na dywanie i myślałam. Nudziłam się. Zabijałam nudę.
Każdy dzień był mój. To było wspaniałe.
Nie mam już co prawda psa, mam za to bardzo energiczne i absorbujące dziecko. Obowiązków i ograniczeń jest więcej, ale w tej formie przetrwalnikowej nie przejmuję się tak bardzo czy byłam produktywna, ile osób wchodzi na mój blog i lajkuje moje zdjęcia, czy coś w życiu osiągnę i tak dalej. Ile mogę siedzę na zewnątrz. Każdy okoliczny park poznaję od podszewki, ponieważ nie bardzo mogę ruszyć się dalej. Kiedy mam możliwość i ochotę – śpię z dzieckiem, kiedy ma drzemkę. Kiedy mam okazję, oglądam seriale i czytam książki oraz komiksy. Wieczorami piszę swoje 400 słów albo i więcej. Jeśli słowa nie przychodzą, idę spać. Albo pić wino. Albo oglądam z mężem głupie filmy. Robię tyle ile mogę i ile chcę. Nie więcej.
Świat na zewnątrz nie istnieje. Pierwszy raz od dawna znowu czuję, że mam całe życie przed sobą. Bo pierwszy raz od dawna robię rzeczy, które naprawdę chcę robić, a nie te, które sobie wmówiłam, że muszę.
Kiedy ten świat wróci (w Anglii do tego jeszcze sporo czasu), rzucę się w niego z wielką przyjemnością. Będę bardzo aktywna. Będę wszędzie. Będę robić wszystko. Będę mieć mnóstwo planów i ambicji.
Ale w tej chwili ładuję baterie i rozkoszuję się pauzą.