Nie będę ukrywać, że najlepiej i najłatwiej pisze mi się, kiedy z kimś się nie zgadzam. Dzisiaj do polemiki skłonił mnie debiut Patrycji Kosiarkiewicz na natemat.pl. Zachęcam do przeczytania tekstu, żeby dalsze akapity nabrały dla Was jakiegokolwiek sensu.
Nie wyjechałam z Polski, bo było mi źle czy w pogonii za karierą. Miałam 19 lat, całe życie przed sobą i pragnęłam przygody. Przygoda trwa nadal, kariera jeszcze przede mną (przynajmniej mogę żyć nadzieją), a do Polski nie wróciłam. Bo mi całkiem dobrze, bo lubię UK, bo do pewnych rzeczy się przyzwyczaiłam i póki co nie widzę w Polsce dla nich alternatywy.
Rozumiem, że Pani Patrycja Polskę kocha i nie chce z niej wyjeżdżać. Jeśli ktoś wśród tego co mu znane od dziecka czuje się najszczęśliwszym, po co miałby to porzucać? Jeśli kogoś ciągnie w nieznane, to czemu miałby zostawać? Dopóki ktoś nie podejmuje tej decyzji przyciśnięty potrzebą zarobku (’kariera’ to trochę co innego, nie ma na nią nigdzie gwaracji) reszta to niepotrzebne dorabianie filozofii. Im dłużej czytam ten tekst, tym bardziej nie wiem czy chodzi o usprawiedliwienie się, wyrażenie miłości do Polski czy o jakąś nie do końca potrzebną gloryfikację. Usprawiedliwianie się uważam za zbyteczne, miłość to miłość, nie ma co tłumaczyć, odniosę się zatem do tej gloryfikacji. Bo choć bardzo chcemy w to wierzyć, nie jesteśmy Chrystusem Narodów. Nie mamy monopolu na uduchowienie i sprawiedliwość.
Nie wiem co jest fajnego w dzieciakach plujących na samochody, przez wspomniane 19 lat niespecjalnie rzucały mi się w oczy (może kwestia miejsca w Polsce), ale niesforne i znudzone dzieciaki są wszędzie. Blokowiska w Wielkiej Brytanii też się zdarzają, osobiście raczej boję się tam chodzić. Przez wiele lat mieszkałam w blokowisku, nie będę udawać, że chciałabym w nim dalej mieszkać. W UK są babcie, które wciąż mają swoje miejsce w społeczeństwie i religia nie jest ich jedynym możliwym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Są politycy, którymi nie muszę się przejmować, bo nie wprowadzają rok w rok zmian w systemie edukacji i są tak bogaci, że jakoś mniej chce im się kraść. I tak im nie ufam, ale wiem przynajmniej, że nie będę wstydzić się za publiczne poniżanie homoseksualistów, a obrzucanie błotem konkurencji do władzy odbywa się w białych rękawiczkach. Niby nic, a robi to wielką różnicę. Kościoły wszelkich wyznań stoją tu dla tych, którzy mają ochotę do nich iść, a nie tych, którzy idą bo tak wypada. Arcybiskupi są autorytetami, które mogą wypowiedzieć się w pewnych kwestiach, ale nie mogą terroryzować. Są też urzędy z serdecznymi urzędnikami, uniwersytety zwalczające plagiaty i ściąganie, gdzie panie z dziekanatu rozumieją, że są dla studenta. Kiedy idę ulicą nikogo nie obchodzi jak wyglądam i nie komentuje tego, co mam na sobie. Flagi wiszą w oknach lub ogródkach, gdzie niektórzy mają alejki z różami, a inni kurczaki.
Tu gdzie jestem jest drogie mięso, niezbyt dobre warzywa i owoce i paradoksalnie do kraju kojarzącego się z herbatą przywożę zawsze mnóstwo herbaty z Polski. Nie jest bardzo łatwo znaleźć przyjaciół i często nie zna się swoich sąsiadów. Są tu dzieci tak niedouczone, że szesnastolatki są w stanie zapytać czy w Polsce mówi się po angielsku tylko z innych akcentem. Albo dziewczęta, które po powrocie z Finlandii czy Grecji nie są w stanie wskazać ich na mapie. Zdarzają się rasistowskie wyskoki ludzi, którzy nie rozumieją dlaczego tak jest, że Afrykanin/Azjata/Polak sobie w życiu radzi, a on nie. Mężczyźni nie zawsze są gentlemanami przepuszczającymi kobiety w drzwiach, niektórzy znajomi panowie wyręczą przy noszeniu ciężarów, inni nie. Ale są też tacy nieznajomi jak starszy pan, który pomógł mi donieść ciężkie siatki ze sklepu na przystanek autobusowy, bo nie mógł patrzeć jak się męczę. Albo trzydziestokilkuletni przystojny mężczyzna w garniturze, który wysiadł z taksówki, podszedł do mnie i zapytał czy wszystko w porządku, kiedy około godziny 23 w Edynburgu nie mogłam znaleźć przystanku autobusowego.
Wszędzie są zjawiska złe i dobre, a także zupełnie neutralne. Polacy mają mnóstwo zalet i wad, podobnie jak Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Japończycy, Amerykanie, Hindusi, ktokolwiek. Nie jesteśmy wybrańcami, nie jesteśmy bardziej wyjątkowi od innych. Przynajmniej ja się nie czuję. Wzruszają mnie opowieści o wojnie, ale nie definiuje mnie martyrologia. Opowiadam się po stronie sprawiedliwości tak jak mnóstwo innych osób z innych narodów. Nie mamy na to monopolu. Przykład z obiadem wydaje mi się owszem banalny, bo pięknie gościmy jednego bliźniego, a z drugiego nabijamy się na głos w tramwaju z powodu koloru włosów czy spodni jakie ma na sobie. Myślę, że nasza gościnność dla niezapowiedzianego gościa wyrównuje się z codzienną życzliwością w Anglii.
Chociaż barykady jako romantyczny pomysł są bardzo pociągające, to jednak ‘dla człowieka niedoj¬rzałego zna¬mien¬ne jest, że prag¬nie on wzniośle um¬rzeć za jakąś sprawę; dla doj¬rzałego na¬tomiast – że prag¬nie skrom¬nie dla niej żyć’. Więc pójdę raczej na tę bezecną kolację, zamiast dźwigać koślawy transparent. I raczej nie próbuję załatwiać żadnych spraw w porze obiadowej, czy to w Polsce czy w wielkiej Brytanii. Wolałabym też, żeby nikt nie próbował ich załatwiać ze mną. Taka jestem. I wciąż jestem Polką. Pisałam już, że jestem z tego faktu dumna, ale są ważniejsze cechy, które mnie definiują. Wbrew temu, co się niektórym wydaje, każdy może sobie być takim Polakiem jakim chce. Bez dyktowania, co kto ma we krwi.
„I w sumie za to Polskę kocham. Że jest taką nauczycielką – sanitariuszką dusz. Nie powinniśmy narzekać na nasz kraj. On jest tym czym jest. Jest piękny i ważny.”
Polska to nie jakiś górnolotny koncept (a przynajmniej nie tylko), tylko żyjący w niej Polacy. Nie ma co być z siebie jako społeczeństwa zadowolonym. Nie każdemu jest miło i dobrze. Niektórym jest bardzo źle i mam nadzieję, że opowiadająca się za sprawiedliwością autorka to dostrzega. Bez konstruktywnej krytyki i narzekania na pożałowania godne zjawiska nigdy nie będzie lepiej, tylko wiecznie będziemy spoczywać na laurach, bo tacy jesteśmy wspaniali. Chwalmy się tym co dobre, piętnujmy i narzekajmy na to, co złe. Dotyczy to każdego kraju. Polski też.