Jakiś czas temu zaczęłam dostawać sporo maili z zapytaniami w podobnym stylu.
Chcę pisać, ale się boję. Czy zacząć pisać? Czy warto pisać? Czy publikować? Czy blogować? Czy dam radę?
Za każdym razem kiedy czytam taką wiadomość, czuję się jak najgorszy człowiek świata. Ponieważ nie mam słów otuchy i zachęty. Ponieważ moja odpowiedź jest bardzo wredna. Niczym u Szekspira, “I must be cruel, only to be kind”.
Świat nie czeka na Twoje pisanie. Ani na moje. Obędzie się bez niego. Świat jest niemiły i czeka na mało kogo. Świata nie obchodzi co masz do powiedzenia. Ani co ja mam do powiedzenia. A mnie, szczerze mówiąc…nie robi mi różnicy czy się odważysz czy nie. Nie dlatego, że jestem wyniosła, wredna i gardzę ludźmi. To znaczy, może i jestem. Ale nie w tym rzecz.
Twoje pisanie powinno być niezbędne tylko dla jednej osoby. Dla Ciebie.
Nie pamiętam już nawet gdzie to przeczytałam, więc jeśli ktoś pamięta, będę wdzięczna za wskazówkę. Prawdą jest, że jeśli masz pisać, to będziesz pisać. Bo to nie jest jakiś dar, to jest przekleństwo.
Philip Pullman, autor “His Dark Materials”, napisał też książkę “Daemon Voices”. Jest w niej dobry fragment o tym, że dostajemy w życiu zestaw umiejętności i pasji, opisanych jako demoniczne głosy, które będą nas męczyć i w których będziemy musieli się spełniać. Jeśli za nimi nie podążymy, może być ciężko. Nie jesteśmy ich w stanie wymienić na inne. Sama o wiele bardziej wolałabym być genialną fizyczką jądrową albo lekarką z powołania. Niestety, wszystko co prowadziłoby mnie na ich ścieżki, nie było dla mnie intelektualnie przystępne i przychodziło mi z wielkim trudem. Nie to, co pisanie wypracowań na każdy możliwy temat. Dlatego zwykle siedzę na kanapie i piszę bzdety.
Piszę bloga od osiemnastu lat. Kiedy założyłam pierwsze miejsce w sieci miałam lat czternaście. Kiedy wrzucałam pierwsze wersje powieści na stronę Krapków, krakowskich fanów Sapkowskiego, miałam chyba z siedemnaście lat. Ja MUSZĘ pisać. Na dobre i na złe. Na pohybel sobie samej. Nie twierdzę, że idzie mi świetnie ani że jestem w tym lepsza niż inni czy w ogóle szczególnie utalentowana. Być może jestem okropną grafomanką. Ale muszę to robić. To jest wewnętrzna potrzeba.
Co więcej, nie tylko muszę pisać, ale muszę też publikować. Ponieważ teksty w szufladzie uważam za martwe i za stratę czasu. Nie jesteśmy sami dobrymi sędziami własnych umiejętności. Albo krytykujemy się za ostro, albo zbyt łagodnie. Chociaż myślę, że zdecydowana większość z nas ma jednak za niskie mniemanie o sobie.
Moment, kiedy otrzymałam nieoczekiwany (i pozytywny, co było zupełnie niezrozumiałe) feedback za naprawdę słabe wypociny 17-latki był niesamowitym zastrzykiem adrenaliny. Dlatego lubię blogowanie. Daje uczucie tak błogie jak zjedzenie czekolady (oczywiście, kiedy wszystko idzie miło i przyjemnie…). Wszystkie lata blogowania bardzo dużo mnie nauczyły: które elementy mojego stylu podobają się odbiorcy i warto je rozwijać, w czym się nie sprawdzam, jak formułować myśli, żeby przekaz był jasny. Zupełnie nie sprawia mi radości tworzenie rozdziału za rozdziałem i chowanie go do folderu. Ale jak przeczyta go znajoma osoba i jeszcze poprosi o kolejny…
Są jednak pisarze, których wizja potrzebuje absolutnego spokoju i odosobnienia. Nie pokazują swojej pracy nikomu, dopóki nie ukończą pierwszej wersji. Ba, może to nawet większość pisarzy. Wiem, że tak piszą moje absolutne autorytety. I co z tego? Dla mnie to nie działa. Po co mam się unieszczęśliwiać?
Są i ludzie stroniący od social mediów. Osoby, dla których skonfrontowanie się z hejterem byłoby zbyt wielkim wysiłkiem emocjonalnym (bo to jest wysiłek emocjonalny). Które mogą siedzieć i cierpliwie tworzyć, dzień za dniem, a potem nie potrzebować opinii z zewnątrz i tworzyć dalej. Bo to właśnie jest dla nich ważne.
Ani jedni ani drudzy nie są jakkolwiek gorsi. Ani lepsi. Dobry sposób na tworzenie to taki sposób, który działa.
Każdy może pisać. W końcu wszyscy znamy alfabet. Nie każdy musi. Nie każdy potrzebuje.
Dlatego nie pytaj jakiejś głupiej blogerki z aspiracjami na pisarkę fantastyki czy to dla Ciebie. Co za różnica co ja myślę? Jeśli to naprawdę dla Ciebie, to już to robisz. Jeśli od lat, miesięcy czy nawet tygodni nie możesz przestać pisać, to jest to dla Ciebie. I żadna moja rada nie powinna wpłynąć na to czy będziesz czy nie będziesz pisać. Bo co, jeśli powiem, że nie pisz, to nie dla Ciebie, to przestaniesz? A jeśli wciąż pozostaje to w sferze tylko i wyłącznie planów…to co za różnica co ja myślę? Przecież Cię nie zmuszę. Mogę powiedzieć najmilsze i najbardziej zachęcające rzeczy, ale to Ty musisz siąść przed klawiaturą albo nad kartką i po prostu zacząć. Są autorzy wybitnych dzieł, którzy napisali w życiu tylko jedną, jedyną książkę. Ale w końcu napisali. W tym początkowym akcie pisania nie ma niczego romantycznego. Jest siedzenie na czterech literach i odbębnienie swojej pracy. Romantyzm, uniesienia i fajny styl życia mogą być elementami pisarskiego życia, ale nie muszą.
Mam wrażenie, że za bardzo rozmyślamy czy przypadkiem zasługujemy żeby coś robić, czy jesteśmy godni i jak zrobić to najlepiej, aby nie naruszyć jakichś zasad. Że może jeszcze tylko pięć kursów i dwie książki dotyczące pisania (albo strugania drewnianych łódek, albo fotografii, albo czegokolwiek) i może już zasłużymy, żeby zacząć. Tymczasem wszystko co jest zrobione jest lepsze od wszystkiego co chcielibyśmy zrobić, ale się boimy. Nawet jeśli jest głupie, złe i słabe, to ISTNIEJE.
No i WTEDY możesz zacząć pytać ludzi co sądzą. Jeśli masz ochotę. Tylko przypadkiem nie myśl, że czyjeś opinie powinny wpłynąć na to czy będziesz dalej pisać czy nie. Bo co oni tam wiedzą. A nawet gdy wiedzą, cóż. To zależy tylko od jednej osoby. Domyślasz się od kogo?