Teksty z postanowieniem publikuję po raz dziewiąty. Lubię to. Lubię ustawiać sobie perspektywę na cały rok. Nie staram się obiecać sobie nie wiadomo czego. Nie mam wybujałych ambicji. Właściwie co roku wszystko sprowadza się do dość ogólnej wizji “żeby było dobrze”. Co znaczy mniej więcej zawsze to samo, ale i nie do końca to samo. “Dobrze” również ewoluuje.
W 2021 również postanawiam pracować nad tym, żeby było “dobrze”.
Będzie to znaczyło realne cele i odpuszczanie. Nie da się wiecznie cisnąć mając w perspektywie termin porodu i opiekę nad malutkim dzieckiem. Da się robić tyle, na ile się ma siły i odpuszczać sobie wtedy, kiedy trzeba. Mam oczywiście w planerze wypisaną listę planów. Dodatkowo podzielone są na mniejsze kroczki, pozwalające jakoś ogarnąć osiągnięcie tych planów w codziennym życiu. Nie są to wielce ambitne plany i nie wszystkimi chcę się dzielić.
Będzie to znaczyło dyscyplinę i stawianie kroków, chociażby małych, w celu spełnienia marzeń. Ukończenie książki jest na wyciągnięcie ręki. Muszę po prostu siąść, a może raczej codziennie, regularnie nad nią siedzieć żeby ją skończyć. Wydanie jej nie zależy do końca ode mnie (nie chcę wchodzić w self-publishing), ode mnie zależy czy nawiążę kontakty z wydawnictwami i czy wyślę konspekt. Nie zmuszę ludzi do czytania bloga, ale mogę im zapewnić treści. Nie wrócę do formy sprzed ciąży samymi chęciami, ale jeśli raz, drugi i trzeci wyjdę z domu, to zbuduję nawyk.
Małe kroki i nawyki są dobre.
Będzie to znaczyło skupienie się na tym co w danej chwili ważne. Czasem to będę ja i moje samopoczucie. Czasem będzie to książka. Czasem będzie to mój mąż czy jego praca. A czasem, oczywista oczywistość, dzieci. Życie “dobrze” będzie oznaczało znajdowanie balansu i dbanie o wszystkie sfery, z poświęceniami i kompromisami, na które można sobie pozwolić, bez poświęcania niczego permanentnie i na dobre.
Często bywa tak, że im więcej ma się do zrobienia, tym więcej człowiek jest w stanie zrobić.
Książkę zaczęłam pisać w lockdownie, zajmując się codziennie małym dzieckiem. Więc mam dowody, że to może działać. Ulubioną i najważniejszą dla mnie rubryczką w planerach jest tygodniowy tracker. Wpisuję sobie w nim listę rzeczy, które chcę robić codziennie lub przynajmniej regularnie i odhaczam każdy dzień, kiedy mi się to udaje. Dzięki temu większość dni motywuję się do 400 słów lub piszę bloga częściej niż kiedy “MAM WENĘ”. Dzięki temu codziennie czytam – może banalne, ale wśród ilości słów do napisania, rodzinnych obowiązków, social mediów i seriali do obejrzenia, dla mnie to ważne przypomnienie. Tracker ma to do siebie, że po tygodniu można ustalić sobie zupełnie inne cele, wyrzucić te, które się nie sprawdziły, doprecycować te co działają.
Cele można ustawić sobie w dowolnym momencie roku. Ważne, żeby codziennie robić COŚ w ich kierunku. Postanawiam zatem, że będzie “dobrze”, a ja będę codziennie działać w tym kierunku. Mniej lub bardziej, na tyle na ile danego dnia będę mieć siłę.
Czego i Wam życzę. Jakichś celów. Jakichkolwiek. Siły. I codziennego działania.
PS Postanowienia minionych lat:
|| 2013 || 2014 || 2015 || 2016 || 2017 || 2018|| 2019 || 2020||