OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Picture of Riennahera

Riennahera

Kosmetyki – kwartalny przegląd nowości

O czymże dumać na londyńskim bruku, w lockdownie i w ciąży cierpiąc do rozpuku?

Ubieram się ciągle w to samo (pisząc ten tekst siedzę przy biurku w piżamie dla ciężarnych, którą noszę jako dres), w niczym nie wyglądam tak, żeby chciało mi się o tym myśleć, nie mogę doczekać się, kiedy będę mogła normalnie chodzić, nosić normalne spodnie i normalne buty, a nie te jedne, które mnie nie obciskają. 

Przynajmniej twarz staram się robić prawie codziennie, bo czuję się wtedy bardziej Migotką niż Muminkiem. Jedźmy zatem z twarzowymi nowościami. Oraz starociami, odkurzonymi z dna szuflady po wielu latach…

Hello Body Aloe Light krem nawilżający – Jak wspominałam w poprzednim wpisie kosmetycznym, kiedyś współpracowałam z marką, po czym niedawno obkupiłam się na stronie za własny pieniądz. I jestem bardzo zadowolona, bo to bardzo dobry i lekki krem na co dzień. Zimą miewałam suchą skórę, teraz nie mam. Inna sprawa, że stosując ten krem przestałam używać na co dzień pudru. Cera mi się nie błyszczy. Zakładam zatem, że nawilża ją na tyle dobrze, że nie potrzebuje sobie wytwarzać sebum…Ale ja się na tym nie znam, oczywiście. Dość, że wspomniałam w ostatnim wpisie tego typu, że zamówiłam krem, a teraz używam codziennie i wyparł wszystkie inne. 

Hello body Coco Rich balsam do ust – CHCIJ GO. Używam od lat wazeliny firmy Vaseline w ramach nawilżania ust, ale ten balsam jest milion razy lepszy. Bardzo gęsty, jak ciągutka, bardzo tłusty. Po wazelinie usta dalej mam spękane i w kawałkach skóry, po nałożeniu warstwy tego balsamu są gładkie i na następny dzień. Naprawdę czuję wielką różnicę. Tak, jest drogi, ale uważam, że jest świetny i na pewno kupię znowu. To obecnie chyba jedna z moich ulubionych rzeczy w szafce z kosmetykami. 

Garnier Organic chabrowa woda micelarna – nie jestem specem od kosmetyków, nie będę przy tym religijnie obstawać, ale woda micelarna to dość prosty produkt i przeczytałam niejeden artykuł sugerujący, że jeśli inwestować w dobre kosmetyki, akurat to nie jest produkt, na który warto wydać więcej. Kupiłam zatem chabrową wodę na jakiejś przecenie i O MATKO JAK TO PACHNIE. Nie podejdzie może każdemu, to taka łąka przemieszana z apteką, ale mnie zachwyca. Czasem jak zostawię butelkę niezakręconą w szafce z kosmetykami, to na następny dzień wszystko pachnie łąką. Ale nie jakimiś tam słodziutkimi kwiatusiami, tylko serio, łąką. 

Jako kosmetyk – robi robotę, jest ok. Jako pachniuch – OMATKORETY. Dajcie mi takie perfumy.

Rozświetlacz Bare Minerals Free – kupiłam go znudzona moim rozświetlaczem Mac, z polecenia Agaty. Wydaje mi się nieco fajniejszy od Maca, nieco bardziej widoczny, nieco mocniejszy, ale wciąż jak najbardziej na co dzień. Nie żałuję zmiany i używam go w większość dni. Zobaczymy tylko jak z wydajnością. 

Wciąż marzy mi się jednak taki super błyszczący wysoko połyskowy rożswietlacz…jakieś sugestie? 

Mac Powder Blush Peaches – To jest coś co siedziało w mojej szufladzie od…tak, nie bójmy się tego powiedzieć. Pięciu lat. Koleżanka kupiła go, ale kolor jednak jej nie pasował i mi go oddała. Sama używałam czego innego, więc leżał i leżał. W ogóle go nie używałam. Teraz używam za każdym razem jak robię makijaż, jest jego podstawą. Super kolor, super się trzyma.  Czuję się młodziutka i świeżutka z takimi rumieńcami. 

A pomysł wzięłam z…filmiku ASMR Goodnight Moon. Uwielbiam filmiki, jak ktoś robi mi makijaż, ale ufam niewielu Youtuberom. Erin ufam bardzo i robi mi makijaż regularnie 😉 Poza tym ta twórczyni naprawdę zna się na makijażu i charakteryzacji, zdaje się, że próbowała sił w profesjonalnym makijażu. 

Avon Cień Show Glow – Mam od jakiegoś czasu szczęście do Avonu. Co prawda rzadko cokolwiek zamawiam, głównie kiedy odwiedzam mamę (w zeszłym roku w pandemii – raz), albo jak mama przesyła w prezencie, ale jak już zamawiam, to trafiam w dziesiątkę. Jak z bardzo trwałymi szminkami. 

Tym razem trafiłam na cień z kredką do oczu, który uwielbiam. Ma świetny kolor, pasujący mi do włosów. Jest idealny do błyskawicznego makijażu, kiedy już zaraz trzeba wychodzić z domu, ale chce się wyglądać jakby się wysiliło. Efektowne, rzekomo dopracowane oczy zajmują około minuty. Zgarnia też dużo pochwał na instagramie. I na żywo. 

A kosztował jak to Avon. Żadne kokosy. Zdecydowanie obowiązkowa pozycja w kosmetyczce leniwców i utalentowanych inaczej. Albo matek kilkulatków, które w jednym momencie płaczą, bo nie chcą iść na spacer, a w drugim, bo jeszcze nie wyszliśmy na spacer. Toddleroodporny. No, może nie odporny. Toddleroprzyjazny.

Benefit Brow Contour Pro – marka co jakiś czas wypuszcza nowy produkt i ja co jakiś czas nowości testuję (za własne pieniążki). Bo brew to dla mnie jeden z najważniejszych elementów makijażu i zawsze może być lepiej, czyż nie? Obecnie używam na zmianę Kabrow i tego oto ołówka-dziwaczka na zdjęciu i jestem zadowolona z obu, przy czym oba są bardzo różne. Kabrow to dla mnie delikatna, naturalna, “miękka” brew. Contour Pro daje o wiele bardziej elegancki i wyrafinowany, “zrobiony” efekt, ale wymaga dużo większej precyzji i wysiłku. Szczerze mówiąc najbardziej produkty sprawdzają się w duecie, większość koloru nadaje wtedy Kabrow, a kredki używam do wykończenia. 

Czy potrzeba wydawać tyle pieniędzy na Benefit? Pewnie nie. Ale jestem przyzwyczajona do ich jakości i stylu, nauczyłam się ich używać i nie interesują mnie inne produkty. Nie są must have, ale jeśli ktoś szuka czegoś godnego zaufania, jak Volkswagen, to cały przekrój ich oferty się nadaje. 

Tusz Benefit Roller Lash – spróbowałam na polecenie koleżanki, w ramach znudzenia They’re Real. Jest dobry. Czy lepszy? Trudno powiedzieć. Na pewno inny. Wydaje mi się, że They’re Real daje efekt bardziej WOW, ale Roller jest łatwiejszy na co dzień, łatwiej się zmywa. Nie mam co do niego szczególnych pochwał, ale też zupełnie nic do zarzucenia. Prawdopodobnie jak się skończy, wrócę do starej opcji, ale to jest porządny tusz. I jeszcze nigdy nie miałam alergii na żaden tusz tej marki, a na inne owszem. 

Więcej wpisów kosmetycznych TUTAJ.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top