Wszystkie wpisy odnośnie życia w Wielkiej Brytanii dotyczą mnie. Nie są pracą naukową ani rzetelnym reportażem na temat życia Polonii ani nie analizują wszystkich rejonów Wysp. Możesz mieć inaczej. Możesz nie mieć papieru. Opisuję moje doświadczenia. Czasami nie mam racji, czasami mam. Czasami mam rację niepełną.
Zatrwożona mama pyta mnie czy mamy co jeść i czy ma wysyłać papier toaletowy. Bo w polskiej telewizji powiedzieli, że jest u nas stan wyjątkowy. Ciekawe czy rząd wie, że wprowadził stan wyjątkowy?
Jest wyjątkowy kryzys, zgadza się. W sensie, że zdarza się wyjątkowo. Chociaż, ostatnio jakoś częściej, ale wińmy rząd, kiedy nawala rząd, a pandemię, kiedy jest pandemia. Chociaż wtedy też było jedzenie, tylko niekoniecznie to, które chciałam.
Jeśli chodzi o wyjątkowy kryzys, to rzeczywiście, od tygodni nie jesteśmy w stanie zamówić z naszych ulubionych wegańskich mrożonek. Ponieważ brakuje suchego lodu i Ocado, z którego korzystamy, nie jest w stanie ich dostarczać. Nawet nie sprawdzam Tesco, bo zwykle nie dostarczają mi kluczowych rzeczy z zamówienia. Zamówiliśmy zatem ryby i mięso na gulasz. Oraz owoce, nabiał, oliwki, płatki do mleka na śniadanie dla Iony…W polskim sklepie był tylko jeden rodzaj serka wiejskiego. No to kupiłam ten jeden. Większości innych rzeczy było mnóstwo, ale innych rzeczy nie chciałam tak bardzo.
Jeśli chodzi o wyjątkowy kryzys, to rzeczywiście w piątek wieczorem nie byłam w stanie kupić w lokalnym sklepie jajek ani papieru toaletowego. Ell wyszedł do sklepu kilka dni później i kupił. Chociaż tak, był to papier gorszej jakości niż zwykle kupujemy. Ale mamy razem dziesięć rolek. Mogło być gorzej. Wciąż mamy dostarczane do domu organiczne warzywa. W soboty i niedziele chodzimy na lokalne rynki farmerskie po sery. Pan w nowo otworzonym sklepie z włoskimi łakociami zapewnia, że na Święta będzie miał Panettone. Trzymam za niego kciuki i chyba w końcu dam się namówić, nigdy nie próbowałam. Wydaje mi się suchą drożdżówką, ale przecież nie zawsze mam rację, więc czas to sprawdzić.
Na stacjach brakuje paliwa, ale ponieważ nie mamy samochodu, dotyczy nas to tylko w kontekście dostępności taksówek. Kierowca Ubera powiedział koleżance, że dlatego ceny są wyższe. Sama nie używam Ubera, mam Bolta i Addison Lee (mój ulubiony serwis). Chociaż przed chwilą sprawdziłam i Bolt jest w stanie odebrać mnie spod domu w sześć minut. Jest to dwa razy dłużej niż zwykle, ale nie będę narzekać.
Media brytyjskie podsycają atmosferę, że ŚWIĄT NIE BĘDZIE. W sensie, że nie będzie jedzenia. Cóż, już w zeszłym roku nie było Świąt, ponieważ nie można było spotkać się z nikim spoza gospodarstwa domowego. Gorzej być nie może…Bo skromniejsze Święta to wciąż Święta, a samotne to już gorzej. Nam nie zależy na indyku, ani w ogóle specjalnie na mięsie. Jeśli nie zabraknie ryb i warzyw, to nasze Święta będą pewnie jak zwykle. Jeśli będziemy mogli zaprosić znajomych, to będą lepsze niż rok temu.
Ten kryzys nie jest kryzysem porównywalnym do jedzenia na kartki. Mam wrażenie, że to taki kryzys galopującego kapitalizmu, że jeśli trzeba pójść więcej niż do jednego sklepu, żeby dostać wszystko, to już jest źle. Że jeśli nie ma czegoś z naszej listy w kilku miejscach, to już jest apokalipsa. Chociaż sklepy są OGÓLNIE wciąż pełne jedzenia.
W Londynie, między Finsbury Park i Kings Crossem, między Blackfriars i Wood Green, między Bank i Archway, sytuację odczuwam jako pewną niedogodność. Nie głodujemy. Musieliśmy po niektóre rzeczy iść dwa razy, od kilku tygodni nie jemy wegańskich nuggetsów. W przeciwieństwie do pandemii, puby są otwarte. Kawiarnie są otwarte. Muzea, galerie, szkoły i żłobki są otwarte. Dopóki będą, mogę zmienić menu i niespecjalnie mi to przeszkadza. (Psst, w nich też jest papier toaletowy, JAKBY CO)
Mama przysłała miód, koleżanka też przywiozła w kontrabandzie z Polski dwa wielkie słoiki przepyszności, więc nie muszę już cierpieć katuszy brytyjskiego miodu. Jest w porządku. Na razie nie trzeba słać papieru. Nie trzeba się także tarzać w Schadenfreude, że Brytole doigrali się i dobrze im tak. Nie, nie mówię tego o Tobie, znam moją społeczność i uważam ją za kochaną. Natomiast komentarze na polskich portalach są już mniej kochane. Tak jednak działają media. „Problemy z dostawami pewnych produktów w Wielkiej Brytanii” nie są tak chwytnym tematem, jak „NIE MAJĄ PAPIERU TOALETOWEGO”. „There are some items missing from many shops” to nie taka żyła klików i komentarzy, co „CHRISTMAS IS CANCELLED”.
Chociaż wegańskie nuggetsy to bym przygarnęła. A jeśli nie będzie papieru, to też dam znać.
Na razie jednak Londyn wciąż stoi.
(Jeśli w innych rejonach brakuje papieru, możemy się jakoś zorganizować…)