Przez większość czasu jestem zadowolona ze swoich decyzji rodzicielskich. Przez większość czasu, kiedy nie wchodzę do internetu lub nie oglądam się na innych. Bo piekło to inni ludzie. A zwłaszcza porównywanie się do nich i zastanawianie jak wypada się na ich tle.
Z drugim dzieckiem i tak jest łatwiej, bo wiesz, że przynajmniej po X latach spędzonych z Tobą jako rodzicem, pierwsze wciąż żyje. Czy to kwestia szczęścia i przypadku, czy może masz minimum kompetencji rodzicielskiej – to już inna sprawa. Niemniej, żyje. To fakt. Może drugie też przeżyje. Bo za pierwszym razem sądziłam, że dziecko umrze od każdej mojej decyzji, łącznie z wyborem maty do zabawy.
Ale to nie tak, że jest zupełny luz. Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje.
Kiedy wstaję rano po jednej z gorszych nocy, próbuję znaleźć w internecie przyczynę wielokrotnych pobudek. Powinnam być mądrzejsza, powinnam pamiętać, jak skończyło się to w przypadku starszej córki. Czyli, że stwierdziłam, że pierdolę i niech się dzieje co chce. I przeszło w końcu samo. Ale i tak szukam. I znajduję, oczywiście. Po raz kolejny to samo. Znów dowiaduję się, że niemowlę w wieku ośmiu miesięcy zdecydowanie powinno przesypiać noc, budzić się na jedzenie najwyżej raz. Przecież tak robi 90% niemowląt! Nie wychodzi ci? Przyzwyczaiłaś! Kup zatem mój kurs! Tylko XXX dolarów. To zawsze są dolary.
Za pierwszym razem nawet kupiłam kurs, wypożyczałam z biblioteki książki o treningu snu. Gdyby nie one, nie wiedziałabym jak złą matką jestem.
Czytam książkę, w której dużo napisane jest o tym jak czas to najlepsze co można dać dziecku. Paradoksalnie, w naszej zachodniej cywilizacji, najcenniejsze i to niekoniecznie w metaforycznym, egzaltowanym rozumieniu. Całkiem praktycznie czas rodzica to pieniądz, kiedy spędza go z dzieckiem, nie zarabia, kiedy zarabia, musi wydać pieniądz, by ktoś został z dzieckiem.
Czas to na pewno coś co inwestujemy w dziewczynki. W przeciwieństwie do zabawek. Nie dlatego, że nas nie stać. Dlatego, że i tak bawią się w dowolnym okresie około pięcioma zabawkami na zmianę. To znaczy Iona. Orla bawi się wszystkim co znajdzie na swojej drodze, od wyciągniętej z mojej torebki zużytej chusteczki do nosa, przez karton czekający w kuchni na wyniesienie na śmietnik po własną skarpetkę. I wszystko co pomiędzy. Czy dzisiaj musiałam schować przed nią szczotkę klozetową? Może…
Wiele zabawek, które mamy, jest tak brzydkich, że głupio mi je pokazywać. Często są od kogoś lub po kimś. A dzieci bawią się nimi o wiele intensywniej niż tymi modnymi i influencerskimi, które też dostały. Albo wszystkimi nie bawią się po równo. Bo szczotka klozetowa nęci…
A jednak i tak mam poczucie winy, kiedy widzę kolejne kremowe pokoiki na instagramie czy Pintereście z rzędami pudrowych i kremowych maskotek i pastelowymi gadżetami. Pokój Iony (który będzie dzielić z siostrą za jakieś pół roku, albo i później) jest co prawda biały i w standardzie IKEA, ale na jej białej komodzie i białym biureczku naklejone są dziesiątki błyszczących brokatowych naklejek. Nie wspominając już, że bok naszej komody w sypialni też jest obklejony kotkami i szczeniaczkami…Na szczęście nie widać ich jak robię zdjęcia od frontu. Kiedy wybierała w sklepie piłkę, wybrała tą najbardziej pstrokatą i naćpaną. Oczywiście.
Im dziecko starsze, tym więcej powodów do porównywania się. Możesz uważać, że masz super odporność, ja uważałam, że przez trzy lata ją nabyłam. Lecz nie. Mam obecnie wyrzuty sumienia, bo moja trzylatka miała urodziny w domu z dwójką znajomych dzieci. Było malowanie twarzy, były wypełnione helem balony, były dwa torty. Wydawało mi się, że było epicko. Ale oprócz jednej matki z naszej dawnej paczki (która przebudowuje właśnie swój dom i nie wydaje pieniędzy na zbytki), wszystkie zrobiły imprezy na kilkanaście osób za kilkaset funtów, w bawialni, z animatorem czy na kręgielni.
Myślałam, że znam swoje dziecko i ona woli mniej osób, tylko te najbliższe, bo inaczej się boi i rzeczywiście tak jest. W swoje urodziny nie bała się w ogóle, a u koleżanki na początku bała się wszystkiego. Mnie też nie kręci urządzanie takich imprez, ale czuję, że jestem najgorszą matką. ŻAŁUJĘ MALUSZKOWI.
Wychodzi na to, że często im żałuję.Miewam wyrzuty sumienia, kiedy moje dzieci noszą ubrania po kimś. Kiedy nie kupuję im tony zabawek. Chociaż podobnie jak ja, Iona chodzi pewnie w 20% swoich ubrań. Moja koleżanka Olga próbuje pocieszyć mnie, że po prostu jestem kół w inną stronę, w stronę zero waste. Moja głowa to czuje, moje serce nie…
Naprawdę nie pamiętam jakie ubrania nosiłam mając trzy lata. Było mi to dość obojętne. Na zdjęciach wyglądam fajnie. Chociaż mam zdjęć malutko, w porównaniu z moimi córkami, które fotografuję codziennie. No, w najgorszym razie co drugi dzień. Przecież są takie śliczne i muszę pochwalić się babciom i dziadkowi…
Kilku zabawek zazdrościłam koleżankom. O kilku marzyłam i nigdy ich nie dostałam. Dostałam mnóstwo innych. Traumę mam tylko z braku obiecanego muczącego dinozaura. Bo był obiecany. Także dopóki dotrzymam obietnic, traumy powinno być niewiele.
Nie pamiętam chyba żadnych urodzin przed jedenastymi. A i wtedy pamiętam tylko te najbardziej dramatyczne. Na przykład te, o których organizację wykłóciłam się z matką, te po których matka do dzisiaj marudzi mi jaka koleżanka X jest głupia oraz te, kiedy przeżywałam miłość do mojego męża i jęczałam przyjaciółce, bo jeszcze nie byliśmy razem. W ogóle nie pamiętam, jakie dostałam prezenty.
I tak, doskonale wiem, że to robota marketingowców. Doskonale wiem, że to peer pressure, że żadna z tych rzeczy dzieciaków nie skrzywdzi i w zasadzie jest im dość obojętna. Wiem to na poziomie racjonalnym. Na tym poziomie podejmuję decyzje. Tak jak zadecydowaliśmy o ograniczaniu cukru, dostępu do konkretnych bajek, czasu przed ekranem i tak dalej.
Co nie znaczy, że emocjonalnie nie czuję co jakiś czas ukłucia najgorszości.
W tej chwili i tak nie mam specjalnie trudno. Za jakiś czas dzieci będą rozumieć, że inni mają inne modele wychowania, inne możliwości finansowe, inne priorytety. W tej chwili problemem jest tylko własne poczucie niepewności. Kiedyś to dzieci zaczną porównywać, oceniać i, co najgorsze, mówić jak bardzo nas nienawidzą. Chociaż to i dobrze, jak będą miały chęć i odwagę nam tak mówić. There’s a thin line between love and hate…