Macierzyństwo to potężna narracja. Metanarracja.
To jest moment przejściowy w życiu. Coś się na zawsze kończy, zaczyna się coś, co będzie trwało zawsze.
To normalne, że czujemy lęk i niepewność.
A jak jest naprawdę?
Jak zawsze w życiu. To zależy.
W społeczeństwie w ogóle wiele kobiet, może nawet większość, ma wtłaczane poczucie, że życie każdej innej osoby w ich otoczeniu jest w ich rękach. Że dobrobyt tych osób ma znaczenie priorytetowe względem dobrobytu tychże kobiet. One są ostatnie na liście tego co się liczy. Ewentualnie to poświęcenie jest wielką cnotą niewieścią, którą powinny praktykować. Może znasz to z własnego przykładu? Chociaż mam nadzieję, że nie znasz. Miałam takie kobiety w swoim otoczeniu. Między innymi dzięki nim jestem rozpuszczoną jedynaczką i egoistką, dla której jej dobro jest przynajmniej tak samo ważne jak dobro innych. A czasem nawet bardziej.
Pamiętajmy jednak, że nawet osoba, która według Biblii poświęciła swoje życie za ludzkość, dała nam lekcję, żeby miłować bliźniego swego jak siebie samego. Nie wiem jak możliwe jest wypełnienie tego przykazania, jeśli nie szanuje się, nie kocha i nie wspiera samej siebie.
Tak, można siebie stracić, kiedy zostaje się matką.
Można potrzeby wszystkich dookoła zacząć traktować jako ważniejsze od własnych. Społecznie wiele z nas jest do tego warunkowanych. Nauczonych tego w domu, przez własne matki. Wychowanych na dobre żony dla mężczyzn, których ich matki wychowały na bezradnych życiowo w obliczu domowych obowiązków. Dla wielu mężczyzn jest to bardzo wygodne. Stąd uważam, że partnera trzeba wypróbować na absolutnie wszystkie sposoby, zanim podejmie się związane z nim życiowe decyzje.
Możesz też wątpić w siebie i swoje umiejętności. Jako społeczeństwo beznadziejnie przygotowujemy ludzi na prawdziwe rodzicielstwo i niespecjalnie dobrze ich wspieramy.
Z naturalnej cechy fizjologicznej, jaką jest wydanie na świat potomstwa, ludzkość zrobiła cały mit. Jak z wielu innych spraw. Mity jednak są dla nas, jakoś tłumaczą nam i układają rozumienie świata. Mity nie muszą być zawsze szkodliwe. Ale mam wrażenie, że kapitalizm sprawił, że rola matki może staje się o wiele bardziej przerażająca i o wiele bardziej opresyjna.
Lęk i poczucie nieadekwatności sprzedaje lepiej niż pewność siebie i wyrozumiałość. Marketing ma doświadczenie w wywoływaniu u kobiet lęku i poczucia nieadekwatności, przemysły modowe i kosmetyczne od lat doskonale sobie z tym radzą. Macierzyństwo to wspaniały segment rynku do zagospodarowania. Ile można tu wcisnąć produktów! Ile poradników, ile gadżetów, ile luksusowych przedmiotów pokazujących status i bycie lepszą od innych matek! Bynajmniej nie jestem przeciwna ani marketingowi ani sprzedaży jako takim, ludzie potrzebują pewnej ilości rzeczy w swoim życiu. Jestem po prostu przeciwna wykorzystywaniu w marketingu i sprzedaży słabości i lęków. Oraz kreowaniu konkurencji o bycie najlepszą matką. Zwłaszcza, że generuje to
mnóstwo, najczęściej nieproszonych, rad (każdy jest przecież ekspertem) i często nie wiesz już co myśleć. Pamiętaj – jeśli Twoje dziecko żyje, jest nakarmione, przytulone, w miarę czyste (bo i tak ubrudzi się chwilę po wyjściu z kąpieli) i nie znęcasz się nad nim, najprawdopodobniej dajesz radę i jesteś niezłą matką.
Nie zapominajmy również o depresji poporodowej. Mnie siekła za każdym razem. To nigdy nie jest normalne, że nie chce Ci się żyć, że przez dłuższy czas wstając rano niesarkastycznie marzysz tylko, żeby dzień się skończył, że płacz dziecka wywołuje ból brzucha i chęć wymiotów. Są sposoby, żeby tak nie było. Jestem świetnym przykładem, że są nawet skuteczne.
Wiem, że dużo zależy od Twojego otoczenia. Moje położne i pielęgniarki środowiskowe pytały jak się czuję. Mój mąż wciąż powtarzał, że muszę iść do lekarza. Kiedy powiedziałam, że chyba nie daję rady, dostałam pomoc. Od lekarza, od rodziny. Wiem też, że doświadczenia innych osób są zgoła różne i położna wręcz namawiała do zatajania stanów depresyjnych, bo jeśli je wpisze, to jakoś będzie się trzeba tym zająć.
Dostawałam wiadomości od polskich matek w Wielkiej Brytanii, martwiących się, czy dziecko nie zostanie im zabrane jeśli powiedzą lekarzowi o depresji. Nie, nie zostanie.
Dobrze jest być przygotowanym na wszystko. Ale nie musi wcale być źle.
Można się odnaleźć, kiedy zostaje się matką.
Oczywiście to kwestia definicji “odnalezienia się”. Dla mnie bycie matką, bycie rodzicem w ogóle, to jak trenowanie sztuk walki.
Kiedy trenowałam Aikido, uczyłam się robić rzeczy, których na początku się bałam. Niektóre figury i ruchy wyglądały na bardzo wymagające i byłam przekonana, że ja, taka mała i biedna, na pewno nie będę w stanie ich powtórzyć. A potem próbowałam, jeden, drugi, piętnasty raz. Bolało. Miałam siniaki i obicia. Ale w końcu wykonywałam je automatycznie, bez żadnego myślenia. I to jest dokładnie mechanizm, który odnajduję w opiekowaniu się i wychowywaniu dzieci.
Sztuki walki kładą również duży nacisk na dyscyplinę i panowanie nad sobą. Dla mnie niesamowite jest jakie rzeczy można zrobić, kiedy człowiek ogarnie się, skupi i postanowi, że mu się uda. W wielu dziedzinach życia.
Ta dyscyplina jest również niezbędna, kiedy masz kolejną już pobudkę w nocy, kiedy obrywasz klapkiem w twarz, kiedy rozwiązujesz niedorzeczne z punktu dorosłej osoby problemy, opakowane w krzyki i kładzenie się na podłodze. Każda komórka Twojego ciała chce krzyczeć i złorzeczyć. Czujesz jak wielką ulgę dałoby wyładowanie wzbierającej agresji przemocą fizyczną. Albo przynajmniej jak wspaniale byłoby rzucić wszystko i wyjść, zostawić wyjce same sobie. Ale nie robisz żadnej z tych rzeczy. Wstajesz w nocy i robisz wokół dziecka co trzeba, ograniczając się do cichego przekleństwa pod nosem. Udajesz, że klapek wcale nie bolał. Zamiast skrzywdzić, przytulasz rozhisteryzowane stworzenie i spokojnie starasz się wytłumaczyć co i jak. Chociaż i tak nie słucha. I tak oto stajesz się bohaterem dnia codziennego. Bo, jak powiedział Budda, a może Konfucjusz, a pewnie obaj, największym wojownikiem nie jest ten, który pokonał tysiąc innych wojowników, a ten, kto pokonał samego siebie. Mam wrażenie, że pokonałam siebie już z tysiąc razy. W ciągu ostatniego miesiąca.
Cytowałam w tym tekście wielu Mędrców, zacytuję jeszcze jednego. Obi-Wan Kenobi mówi Luke’owi, że wiele prawd prawdziwych jest z pewnego punktu widzenia.
To czy jako matka traci się siebie czy uczy się siebie i doskonali osobę, którą się jest, zależy od punktu widzenia i warunków życia.
Czy codzienność robi się inna i cięższa? Tak. Czy zmieniają się priorytety? Tak. Czy zmieniają się Twoje potrzeby? Jak najbardziej.
Ale to wcale nie musi być złe. Dla jednych będzie to utrata siebie, dla innych – rozwój.
I tego rozwoju Wam, drogie Matki, i sobie życzę.
“Żyć znaczy zmieniać się, a być doskonałym to zmieniać się często.”
John Henry Newman