Zawsze fascynowało mnie niezadowolenie superbohaterów z bycia superbohaterami. Albo Czarodziejka z Księżyca marząca o byciu normalną dziewczynką. Albo na przykład, że w True Blood nikt nie chce być przemieniony w wampira, bo to takie okropne. Rzeczywiście, wieczne życie i wieczne zdrowie połączone z nieograniczonym czasem na osiąganie życiowych sukcesów, podróże, naukę i inne różności to okropna wizja. Gdybym była jakieś 5 kilogramów chudsza zostałabym wampirem bez wahania. Bo wiadomo, wampiry się regenerują więc potem nici ze zrzucania fałdek. Pomyślcie, nigdy więcej wizyt u dentysty, koniec z grypą i na pewno nie będziesz mieć raka.
Albo Czarodziejka z Księżyca.
– Kim będziesz, kiedy dorośniesz?
– No, odrodzoną księżycową królewną z włosami do ziemi i będę z moim ukochanym królem Endymionem przechadzać sie po kryształowym Tokyo w sukienkach haute couture od najlepszych projektantów w kosmosie.
– A co musisz robić, żeby to osiągnąć?
– Świecić zgrabną pupą podczas przemiany, walczyć z potworami, ratować ludzkość i być lubianą i podziwianą bohaterką. Koszmar.
– A co chciałabyś robić?
– No, jeść lody, uczyć się matmy i grać na automatach. A potem pracować w biurze i do końca życia oddawać 20% zarobków fiskusowi, a raz w roku jak dobrze pójdzie pojechać na wakacje.
Także zapraszam do siebie wszystkie wampiry, koty z księżycem na czole, jadowite pająki przemieniające człowieka w Spider-Mana i inne meteoryty, które dodają niezwykłych mocy. Ja będę wdzięczna, będę walczyć z potworami (nawet z dinozaurem jak jakiś debil) i żyć wiecznie bez najmniejszej oznaki niezadowolenia.
PS Superbohaterowie zasługują na superksiężyc. Ode mnie dla Was, największy księżyc w roku.