Czy był to najlepszy miesiąc mojego życia?
Z pewnością znajduje się w tym zestawieniu w TOP10, może nawet TOP5.
Moja książka miała premierę. Woop woop!
Bardzo ciężko pracowałam nad nakręceniem materiałów do rolek promujących książkę. Musiałam spotkać się na kawę na dworcu i w parku z koleżankami i wyjść na driny z przyjaciółką. Bolały mnie potem bardzo nogi i głowa.
Po raz kolejny spotkał się londyński oddział Międzynarodowego Legionu Pończoch Pogardy. Jeśli mieszkasz w Londynie, dołącz do grupy i będziemy informować na bieżąco o spotkaniach. Wszystkie jesteśmy fajne i polecam.
Spędziłam po raz pierwszy odkąd jestem matką cztery dni i cztery noce bez żadnego dziecka.
Zrobiłam tatuaż.
Obchodziłam 36 urodziny w gronie dziecięcym i w gronie dorosłym. Po raz kolejny przekonałam się, że mam dookoła siebie fajnych ludzi, z którymi lubię spędzać czas i którzy lubią spędzać go ze mną. Na dodatek mam obok siebie fajny pub, w którym możemy się spotykać. Wygrywam życie.
Spotkałam blogową koleżankę niewidzianą od sześciu lat.
Było mocno, ostro i wspaniale.
Premiera książki
Powiedzieć, że bolał mnie brzuch z wrażenia, to nic nie powiedzieć.
W czasie rozmowy w studiu Empik przez dłuższy czas nie byłam w stanie opanować drżenia rąk. Ba, trzęsła mi się nawet twarz. Nigdy jeszcze mnie nic takiego nie dopadło. A jednocześnie była to przyjemna i ciekawa dla mnie jako gościli rozmowa ze świetnie przygotowaną prowadzącą.
Spotkanie autorskie w Warszawie wymiotło. Tylu osób nie spodziewałam się w najśmielszych snach. I to osób, które miały ciekawe i rzeczowe pytania i nie zawahały się ich zadać. Nie spodziewałam się też tylu ciepłych słów od dziewczyn kolejkujących po podpis książki. I tego, że ludzie chcą podpisu książki! Zadziała się mi magia.
W Gdańsku spodziewałam się kameralnego grona, a tymczasem…wyszło tak samo! Trzeba było dostawić kilka krzeseł. Jestem wdzięczna i wzruszona. Dzięki!
Książki
Kosiarze: Tło społeczne książki jest bardzo podobne do “Powrotu z Gwiazd” Lema. Otóż w przyszłości wyeliminowaliśmy zło, agresję i choroby, ludzie są zatem technicznie nieśmiertelni. A w związku z tym nieco gnuśni i mają inną emocjonalność. Ale trzeba jakoś kontrolować rozrost ludzkości więc rocznie zabija się pięć milionów osób, wytypowanych pieczołowicie na podstawie danych przez licencjonowanych państwowych morderców czyli kosiarzy.
Czytam w social mediach zachwyt nad oryginalnością tego konceptu i jednak zupełnie go nie czuję, bo to jest koncept zupełnie ograny w sci-fi lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (“Ucieczka Logana” chociażby).
Ale, nie jest to krytyka książki, tylko raczej recenzentów. Bo książka w dalszym ciągu jest bardzo dobra. Są w niej mocne sceny, od której nawet mnie, mocno dorosłej, zrobiło się słabo. Są ciekawe dylematy i ścieranie się życiowych filozofii. Przypuszczałam, że fabuła będzie przewidywalna, ale moje przewidywania się nie sprawdziły, poza jednym, chociaż i to nie do końca. Zatem mocno na plus.
Mam też same komplementy co do tłumaczenia. Zwykle w polskich przekładach czuję zgrzyty i domyślam się konstrukcji użytych w angielskim oryginale. Tutaj jest zupełnie gładko i naturalnie.
Mam przy tym pewną refleksję, zapewne naiwną i banalną, na temat literatury YA. Zabijanie jest tam ok i nie wydaje się niewłaściwe dla grupy wiekowej, co wiem z wielu przykładów, jak Kosiarze czy inne Hunger Games, ba, trylogia Okrutny Książę świetnie się wpisuje. Ale już seks to jest super duża sprawa i pojawia się w wersji bardzo grzecznej i najlepiej jak najmniej lub prawie wcale.
Cóż, jak dla mnie moralnie sytuacja powinna być zupełnie odwrotna, bo jednak seks to funkcja życiowa, którą przejawiają wszystkie żywe organizmy i jest naszą naturą, natomiast zabijanie w celu innym niż zdobycie pożywienia – to dopiero czysta perwersja. Ale być może mam przetrąconą moralność. A może po prostu dominuje w YA moralność USA…
Zguba: O pewnej babci, mamie i wnuczce i problemach każdej z nich we współczesnym świecie.
To książka w zasadzie dobrze napisana, w zasadzie nie mam do niej zastrzeżeń, poza tym, że jest zupełnie nie dla mnie. Jestem na nią jakieś dwadzieścia lat za stara. Rozumiem rozterki głównej nastoletniej bohaterki, po prostu już ich nie czuję, bo jestem w wieku jej matki. Jednak nie identyfikuję się z tą matką, bo mam zupełnie inne życie. Na babcię jestem jeszcze za młoda, ale to babcia z innym życiorysem, w którym też się nie odnajdę.
Poleciłabym tę książkę nastolatkom, które lubią “Jeżycjadę”. Ja nie jestem nastolatką i “Jeżycjady” nie lubię. Nie mam jednak o co się czepiać językowo czy fabularnie, bo to porządna książka. Tylko nie jestem targetem.
Filmy i seriale
Carnival Row: Drugi sezon prześladowań nieludzi w świecie stylizowanym na wiktoriańską Brytanię ze steampunkowym zacięciem. Bardzo czekałam na kontynuację i daaaaamn, był tutaj odcinek ze scenami, które uważam za jedne z lepszych w historii serialu w ogóle. Na poziomie najmocniejszych momentów Gry o Tron.
To powiedziawszy, wszystko co ciekawe rozgrywa się tu poza protagonistami, bo postaci Cary Delevigne i Orlando Blooma są niezwykle irytujące, a jako para amantów wciąż nie ma w nich żadnej chemii. Za to wszyscy inni grają naprawdę nieźle.
Nie ukrywam, najbardziej lubię seriale, które mnie czymś zaskakują. A tutaj nie raz i nie dwa byłam zaskoczona. Okrucieństwem, kreacją świata, flakami na wierzchu, fantazyjnym potworem. I długo nie spodziewałam się kto nim jest. Właściwie w ogóle się nie spodziewałam.
Chociaż serial ma niedociągnięcia i nie znoszę protagonistów, a Vignette jest antypatyczna i sama bym ją ustrzeliła (oczywiście fikcyjnie), to jest to na razie mój ulubiony serial roku.
Daisy Jones & The Six: Opowieść o fikcyjnym zespole z lat siedemdziesiątych, luźno inspirowana Fleetwood Mac. Strasznie żałuję, że taki serial nie powstał wcześniej, bo pławiłabym się w tej atmosferze jakieś dziesięć lat temu, kiedy moja boho faza była w zenicie. Obecnie serial też sprawia mi przyjemność, ale wtedy bym go kochała całym sercem.
Jest to produkcja bardzo zgrabna, sprawnie napisana, bez większych scenariuszowych zgrzytów. Najważniejsza jest tu jednak estetyka i muzyka. Wiem, że serial jest ekranizacją książki, natomiast mnie kupuje warstwa wizualna, której od książki bym nie dostała. Z tego względu nie ciągnie mnie do lektury. No i ścieżka dźwiękowa…już ściągnięta do biblioteki na telefonie. Drugi serial roku.
The Courier: Benedict Cumberbatch jako przedstawiciel handlowy wciągnięty w szpiegowską intrygę ze Związkiem Radzieckim. Nawiązuje kontakt z dysydentem w partii, a potem próbuje go przerzucić na Zachód. O przyjaźni, determinacji i odwadze. Oparte na faktach. To taki film, który jest poprawny i dobrze się ogląda, chociaż szału nie robi. Obejrzałam z przyjemnością, ale życia nie zmienia.
Bogowie Egiptu: Wojny bogów na motywach egipskiej mitologii, z głównie białymi aktorami w rolach dla śniadych aktorów…Mam wrażenie, że ten film nadawany jest za każdym razem jak przyjeżdżam do Polski. Jest boleśnie zły, ale widziałam go chyba ze trzy razy. Jednocześnie jest tak boleśnie zły, że aż dobry.
Sukcesja: Walka o schedę po ojcu, CEO korporacji medialnej, pcha jego dzieci i pracowników do najróżniejszych czynów. Walka z nim samym, między innymi, ponieważ mimo wylewu ojciec nie odpuszcza kontroli.
Po latach w końcu zdecydowałam się odpalić serial, którego wcześniej nie odpaliłam, bo wszyscy się nim zachwycali. Mam taką krnąbrną naturę, z powodu powszechnych zachwytów zniechęciłam się do wielu tytułów.
Kończę pierwszy sezon i na razie jestem na tak. Dostarcza mi rozrywki w formie wrednych postaci, wśród których żadna nie jest dobra, ale i żadna nie jest do cna zła, a przynajmniej da się zrozumieć motywacje.
Filmy i seriale z dziećmi
Spider i Super Kumple: No więc mam tutaj bardzo dużo zastrzeżeń. Nie co do treści. To jest dość w porządku kreskówka bez przemocy, z przyjaciółmi powstrzymującymi katykaturalnych złoli. ALE…działa to ewidenentnie jako haczyk na wciągnięcie dzieci w odmęty franczyzy. Moje dziecko zobaczyło w cukierni tort ze Spidermanem i krzyczało z zachwytu. Więc marketingowo działa.
Teraz pytanie czy jest to większy problem niż w przypadku “Frozen” i cóż…Pewnie nie jest. Czuję jednak dyskomfort. Chociaż Orla wołała “Elsie” na gadżety już od wielu miesięcy…
Myszka Miki: Kiedy byłam mała, nie cierpiałam Myszki Miki. Oprócz Kaczych Opowieści w ogóle nie trafiały do mnie disneyowskie kreskówkowe postaci z uniwersum myszy.
Obecne przygody Mikiego są nieco bardziej powrotem do początków animacji i nie ukrywam, mają swoje momenty. Da się to oglądać. Jest zabawne. Moje dziecko ją kocha i głośno się śmieje. Mój mąż uwielbia odcinek o kowbojskim kodeksie. ALE…nie uważam, że to kreskówka dla dzieci. I czuję pewien dyskomfort, że to oglądają. Ponieważ Iona wciągnęła się i naprawdę polubiła animację, to nie mam serca jej zabraniać, ale gdybym mogła wybrać, to nie włączyłabym jej tego gdy ma 4 lata (i, KHEM, JA nie włączyłam…).
Kopciuszek: Wiem, że swego czasu Keira Knightley zabraniała go oglądać swojej córce ze względu na zbyt patriarchalne przesłanie. Ja wcisnęłam Ionie Kopciuszka jako alternatywę dla innych filmów, na które nie mogę już patrzeć. I…nie jest aż tak źle. Zwłaszcza, że kiedy zapytałam co jej się spodobało w bajce, odparła, że szklane buty. Więc póki co ma odpowiednie priorytety. Chrzanić księcia, ważne są buty.
Rozrywki z dziećmi
Odwiedziliśmy po raz pierwszy Discover Children Story Centre na Stratford i mogę zdecydowanie polecić to miejsce.
Na dwóch poziomach znajdują się bajkowo-przygodowe przestrzenie przypominające magiczny las i podniebną krainę latających statków. Jest też duży plac zabaw na świeżym powietrzu. Zabawy jest tu na kilka godzin, przynajmniej. Wkręciła się zarówno dwu i czterolatka. Jest też stosunkowo atrakcyjnie cenowo, bo za czteroosobową rodzinę zapłaciliśmy 26 funtów, z możliwością zabawy od 10 do 17 (w międzyczasie można wychodzić i wracać).
Można też rezerwować dodatkowe punkty programu jak czytanie bajek czy półgodzinne interaktywne scenki. My załapaliśmy się na kosmiczną przygodę. Iona brała udział i odpowiadała na pytania, więc widzę to jako sukces.
Jeden minusik – naprawdę kiepska oferta kawiarni. Polecam zabrać własne jedzenie, bo nasze dziewczyny nie bardzo miały tam co jeść, my też średnio. Ale kawa pijalna.
Czy wrócimy? Jest to daleko od nas, więc w tej chwili nie planuję, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości pewnie tak.
Wybrałam się również, po raz pierwszy, do Science Museum. Nie wiem jakim cudem, ale chyba po prostu nie było wcześniej okazji. Tym razem jednak nie polecam, a przynajmniej nie osobom w mojej sytuacji życiowej. Chociaż sama chętnie przyjrzałabym się wystawom i poczytałabym opisy, to uważam, że nie jest to atrakcyjne muzeum dla czterolatki i dwulatki. Bardziej biegały i psociły, a potem marudziły, niż się zachwycały.Nie zamierzam wybierać się z dziewczynami przynajmniej przez następne cztery lata. Myślę, że dopiero za tyle czasu mogą realnie skorzystać na wizycie. Chyba, że ktoś ma dzieciaki z potężną zajawką na samoloty i wyprawy w kosmos, to wtedy tak. U nas na razie lepiej sprawdzają się dinozaury.
Blogowo
Pisałam o tym jak pozytywnym doświadczeniem jest sesja z profesjonalnymi fotografami i jak warto wydać na to pieniądz.
We współpracy NHS pisałam o szybkiej pomocy medycznej w Anglii.
Z okazji Dnia Kobiet zastanawiałam się jak wychować dziewczynki, chociaż ważniejsze jest raczej jak wychować świat.
Myślałam o mojej debiutanckiej powieści.
Przedstawiałam sceny rodzinne z pierwszego tegorocznego wyjazdu.
Myślałam o 36 urodzinach.
Analizowałam zmianę mojego podejścia do chodzenia do kina na przestrzeni lat.
Analizowałam obraz Londynu w czwartym sezonie “You”.
Chyba nie tęskniłam za Polską.
Zastanawiałam się kto ma prawo być nieszczęśliwym.
Zachwycałam się codziennością.
Linki
Nie są to treści wybitne, ale zabawne i dość prawdziwe. Rzeczy, po których wiesz, że mieszkasz w Londynie i jak przetrwać w Londynie. Zdecydowana większość prawdziwa. I potwierdza się niechęć do opuszczania własnej części miasta oraz przekraczania rzeki :>
W zamierzchłych czasach nastoletnich, razem z moją przyjaciółką byłyśmy zafascynowane fenomenem siatek Hugo Boss, zwłaszcza we wschodniej Europie. Musiałyśmy czekać prawie dwadzieścia lat na śledztwo dziennikarskie w tej sprawie, ale było warto.
Plany na kwiecień
Przede wszystkim wybieram się do Warszawy na spotkanie ze światową Królową Elfów czyli Holly Black. Nie powiem, jaram się. Spotkanie organizuje Wydawnictwo Jaguar, które jest wydawcą jej książek w Polsce. A także wybieram się na wakacje. I kto wie, gdzie jeszcze…