Kwiecień zaczął się powoli i spokojnie.
Najpierw święta, które zawsze obchodzimy na luzie. Była ładna pogoda, były parki, piknik i szukanie czekoladowych jajek wśród trawy. Klasyka w skromnym wydaniu.
Kiedy mówi się, że wszystko mija, to prawda. Bo wszystko mija. Czasami mija po kilku latach, ale mija. Myślałam, że nigdy nie odstawię dziecka od piersi, a odstawiłam. Myślałam, że nigdy nie będzie spać we własnym łóżeczku. A śpi w nim już po kilka godzin. Może wyniesie się całkowicie za rok, ale w końcu się wyniesie.
Warto zatem pamiętać, że wszystko naprawdę mija. Na szczęście. Ale i niestety. Jeszcze zatęskni się za dawnym problemem. Kiedy to trwało, męczyły mnie bardzo drzemki dzieci na mnie. A teraz czasem mi ich brakuje. Takich ciepłych, śpiących niemowląt…
Być może ważę ile ważę i wyglądam jak wyglądam, ale kondycyjnie jestem w najlepszej formie w życiu. Nie pamiętam, kiedy byłam tak aktywna i tak bardzo ciągnęło mnie do wysiłku. Wyniki też mi skoczyły. Podnoszę biodrami 80 kg. Ja, dziewczynka ze zwolnieniem z WFu. Na leg pressie robię 120 kg.
Ogólnie większość czasu było domowo i rekreacyjnie. A potem kwiecień nagle przyspieszył.
Szkoła
Będę o tym opowiadać w podcaście za jakiś czas, ale przeżyliśmy proces aplikacji i dostaliśmy się do jednej z dwóch najbardziej upragnionych szkół. Co oszczędza nam mnóstwo czasu i nerwów, bo byliśmy przekonani, że kolejne miesiące upłyną nam na liście rezerwowej. Na dodatek Iona pójdzie do szkoły ze swoją najlepszą koleżanką z przedszkola. Tyle wygrać.
Wakacje
Na wakacje wybraliśmy się na spontanie, bo akurat wyszło, że taki termin nam pasował, więc postanowiliśmy, że za trzy tygodnie jedziemy. Tym bardziej, że to już ostatni raz, kiedy możemy pozwolić sobie na spontan. Od września zaczyna się szkoła, a w Wielkiej Brytanii za zabranie dziecka z lekcji bez powodu płaci się karę. Z jednej strony fajnie, że nie będziemy musieli już płacić za przedszkole, z drugiej – przykro mi, że państwo już teraz przejmuje kontrolę nad moim dzieckiem. Nie ma jeszcze pięciu lat.
Wracając do wakacji. Spięliśmy się, spakowaliśmy i ziuu, na Majorkę. Czegóż tam nie było! W ofercie hotelu znajdowały się zajęcia z jogi i łucznictwa. Iona chodziła na klub dziecięcy, a Orla na bobaśny. Basenów było tyle, że nie dałam nawet rady wszystkich odwiedzić. Mieliśmy nawet prywatny basen. Do każdego posiłku milion deserów. Wieczorami zabawy i show dla dużych i małych. Żyć, nie umierać. Było najlepiej.
To był pierwszy raz w życiu, kiedy postanowiłam aktywnie, że nie chcę niczego zwiedzać. Chcę siedzieć na tyłku w hotelu, jeść, pić, ćwiczyć i relaksować się. Ponieważ dwu i czterolatka nie mają ze zwiedzania żadnej przyjemności, a my możemy z powodu ich reakcji mieć dużo nieprzyjemności. I była to rewelacyjna decyzja. Dawno nie byłam na wakacjach, po których chciałoby mi się płakać, że wracamy. A na rodzinne zwiedzanie przyjdzie czas, kiedy obie dziewczyny będą kumate i ogarnięte. Zakładam, że za jakieś dwa lub trzy lata.
Na następne wakacje chętnie wrócę natomiast w to samo miejsce, do tego samo hotelu, chodzić na te same zajęcia i pływać w tym samym basenie. Czyli Tui Sensatori Blue w Sa Coma na Majorce. Ciekawostka – tego hotelu nie da się zarezerwować z Tui w Polsce, a jeśli chcecie wiedzieć czemu, to wspominam o tym w podcaście. Ot, taka ciekawostka branży turystycznej (pracowałam w niej zanim urodziłam starszą córkę).
Jak tylko wróciłam z Majorki, to zaraz ruszyłam do Warszawy.
Spotkanie z Holly Black
Kiedy Wydawnictwo Jaguar zaproponowało, że jako patronka polskiego wydania komiksu Mroczne Sąsiedztwo, może chciałabym wpaść do Warszawy, nie rozmyślałam długo. Zarezerwowałam bilet i hotel i ziuuuuuu. Uznałam, że okazja spędzenia pół godziny rozmowy z autorką bestsellerów sprzedających się w milionach to najlepsza inwestycja w moją przyszłość. Bo kto jak kto, ale Holly Black wie co robi. Rozmowa przeszła moje oczekiwania. Było lepiej niż się spodziewałam. Jest już dostępna jako odcinek podcastu, a na dniach będzie i na blogu w wersji polskiej.
Spotkanie autorskie w multikinie to najlepiej zorganizowane spotkanie autorskie na jakim byłam. Gratulacje dla Jaguara.
Warszawa
Miałam do tej pory traumę miasta, związaną z moim ojcem. Teraz, kiedy mogę być w Warszawie bez czucia fizycznych skutków tej traumy (jak trzęsienie się z nerwów i wymioty…), zaczynam lubić to miasto.
Wspaniałe jest też to, że dzięki internetowi mam w Warszawie tylu znajomych, że w ciągu kilki dni nie da się z nimi spotkać. A to tylko tacy z którymi znam się bardzo dobrze albo rozmawiam często. Dalszych znajomych są zastępy. Gdybym się przeprowadziła, nie poczułabym żadnej pustki. I tak w sumie jest również z innymi miastami.
Kulturalnie
Wystawa Rosettis w Tate Britain: Opublikowałam na jej temat odcinek podcastu i notatki, zatem odsyłam tam w ramach recenzji.
Filmy i seriale
Mandalorian: Oglądam te gwiezdno wojenne seriale z przyzwyczajenia i dlatego, że odcinki są krótkie. I refleksję mam taką, że po “Andorze” nic nie smakuje już podobnie. Wszystko jest mdłe.
Ale powiedzmy, że Paz Visla robi wrażenie jak za starych dobrych Star Warsów i są jakieś fragmenty, które sprawiają przyjemność. No i jest Pedro Pascal, nawet jeśli bez twarzy. Są też jednak motywy wywołujące jedynie zażenowanie. Ciężka sprawa.
Książki
Stolen Heir: Nie jestem w stanie stwierdzić, że Holly Black to najlepsza fantastyka świata, bo jest dość generyczna i powtarzalna. Dodatkowo w dużej mierze przewidywalna jak ludowe baśnie, z których bierze mnóstwo inspiracji. Ale, na elfy, jej świat jest hipnotyzujący i sprawia mi wielką przyjemność. Czytając jej książki czuję się jak nastoletnia dziewczyna. I to chyba sukces tych kilkunastu milionów sprzedanych książek – miłe emocje.
Oak, młodszy brat Jude, jest już dorosły i wyrusza na pewną misję. Rekrutuje do pomocy Suren, zwaną teraz Wren, znaną z wcześniejszych części córkę okrutnego Lorda Jarrela i równie antypatycznej Lady Nore.
Początek dłużył mi się, bo nie każdy ma wielki talent do opisywania formowania się kompanii i jej drogi do celu. Tolkien ma, Sapkowski ma, Holly Black chyba nieco mniej. Wydawało mi się, że dużo tam biegania. Ale końcowe rozdziały były naprawdę dość mocne i czytałam z wypiekami na twarzy, nawet jeśli rozwiązanie jednego problemu było mocno deus ex machina.
Dość, że na początku nie wyobrażałam sobie o czym miałaby być druga część, a teraz nie mogę się jej doczekać.
Zła Królowa: Poznajemy perypetie Roibena i Kaye, którzy powracają później epizodycznie w Trylogii o Jude i Cardanie.
Nie mam pojęcia dlaczego wydawnictwo postanowiło użyć tego tytułu zamiast oryginalnej “Daniny” (tłumaczenia “Tithe”).
Jest tu kilka problemów z tłumaczeniem i frazy, które nie mają sensu. Literacko, poza tłumaczeniem, czuć, jak bardzo styl Holly Black rozwinął się w Okrutnym Księciu. Wciąż, ta książka sprawiają mi mnóstwo prostej przyjemności, chociaż zaczynam być wobec cyklu coraz bardziej cyniczna.
Serce Trolla: Dobra, cofam. Ta książka Holly jest totalnie odjechana. W okropny, dołujący, ale wciągający sposób. Jak “My, Dzieci z Dworca Zoo”. Bo to w dużym stopniu są “My, Dzieci z Dworca Zoo w krainie elfów, rozwiązujące zagadkę kryminalną”. Byłam zahipnotyzowana i wciągnęłam w dwa dni.
Historia, której nie było: Agnieszka Jankowiak-Maik, znana jako babka od histy, wyjaśnia niektóre zakłamania polskiej historii. Nie jest to analiza całych dziejów kraju, ale wskazuje przyczyny i mechanizmy takiej, a nie innej wizji dawnych dziejów i to jak współczesność dyktuje nam odbiór przeszłości. W sposób przystępny i zrozumiały. Dla mnie jako absolwentki historii nie są to żadne nowości, zwłaszcza, że ta interpretacja to kwintesencja pracy historyka i mój ulubiony aspekt zajmowania się tą materią, ale uważam, że książka stanowi lekturę obowiązkową dla uczniów i młodych ludzi, kupiłabym ją w prezencie każdej osobie powyżej dziesiątego roku życia. Jako klucz do zrozumienia świata i człowieka.
Jeśli chodzi o podejście do historii, bardzo identyfikuję się z autorką i dzielę jej spojrzenie.
Czytam wolno, a jak widać i tak udało mi się w kwietniu wycisnąć książkę tygodniowo. Jak na mnie to dużo. Dzięki czemu mi się udało? No cóż…mało byłam w domu. Dom jakoś mnie zniechęca do czytania. Zawsze jest coś do zrobienia albo do napisania. A w podróży, na wakacjach i w hotelu…nie.
Kulinarnie
Upiekłam swój pierwszy w życiu sernik z przepisu Ania Gotuje. Miałam zupełnie szczery zamiar napisać długi hejterski email, gdyby nie wyszedł, bo napisała, że zawsze wychodzi. Ale wyszedł. Nawet beztalenciu jak ja. Zatem bardzo polecam przepis.
Racuchy z bananami też bardzo ok, wszystkie zeszły, a mała Orla zjadła pięć.
Czy przepisy, które tu umieszczam są banalne? Owszem. Ale ja naprawdę nie lubię gotować i nie mam do tego drygu. Jeśli wychodzą mnie, to znaczy, że wyjdą każdej kuchennej sierocie.
Blogowo
Przyznałam się, że nie jestem jak w internecie.
Opublikowałam notatki do odcinka podcastu o Downton Abbey.
Znowu sceny rodzinne.
Notatki do podcastu o wystawie Rossettis w Tate Britain też trafiły na bloga.
Myślałam o pakowaniu walizki.
Dzieliłam się technicznymi aspektami pisania.
Podcast
Odpowiadałam czy warto oglądać Downton Abbey.
Przedstawiałam kilka kulturalnych wydarzeń, na które czekam w Londynie. I kilka takich zupełnie zwyczajnych.
Zrecenzowałam wystawę Rossettis w Tate Britain.
Rozpoczęłam lekką dyskusję o banalnych i codziennych różnicach kulturowych.
Linki
Odcinek podcastu “O Zmierzchu” Marty Niedźwieckiej dotyczący dorastania mam ochotę polecić każdemu. Dla mnie to jeden z jej najlepszych i najpotrzebniejszych odcinków. Odnajduję w nim dużo siebie, ale z obserwacji, sporo niemal każdej osoby z mojego otoczenia. Nie czekaj, posłuchaj.
Polecam mocno macierzyński, a może raczej matczyny newsletter dziennikarki Ewy Kalety.
O ile kwietniowe początki były spokojne, to maj wygląda na najbardziej zajęty miesiąc tego roku, już brakuje miejsca w kalendarzu na plany w większości tygodni. Wygląda na to, że po maju przydałyby się kolejne wakacje…