Zaraz minie pięć lat spędzonych w jednym mieszkaniu. Nie osiągnęłam takiego wyniku w żadnym mieszkaniu, odkąd miałam dziewiętnaście lat i wyjechałam na studia z Gdańska do Glasgow. I uczucia mam ambiwalentne. Z jednej strony – fajnie mieć coś stałego. Urządzić się po swojemum, na tyle, na ile mieliśmy siłę przez pięć lat rodzenia i odchowywania dzieci. Fajnie nie musieć się użerać z landlordami.
Ale nie powiem, trochę świerzbią mnie paluszki, żeby się pakować i przenosić…Na szczęście tylko trochę.
1
Nie pokazałam nigdy mieszkania w całości w jakimś dedykowanym tekście czy wideo. Z kilku względów. Po pierwsze, kiedy się wprowadzaliśmy, byłam w ciąży i ostatnim na co miałam ochotę było dopieszczanie mieszkania. Wiem, że są osoby, które właśnie wtedy wrzucają się w wir prac remontowych i dekoracyjnych, ja nie jestem taką osobą. Najpierw męczyły mnie nudności, przez które traciłam kilogramy, a potem senność. Poza tym pracowałam do dziewiątego miesiąca. Po prostu mi się nie chciało.
Pięć lat później wciąż jest sporo rzeczy do zmiany, ale zajmiemy się tym jak już wszyscy będą odpieluchowani. W skrócie – uważam, że wciąż nie jest wystarczająco ładnie.
Po drugie, czuję większą potrzebę prywatności odkąd mam dzieci. Tak, wiem, pokazuję i tak sporo, ale są rzeczy, których pokazywać nie chcę. A plan tego jak mieszkam należy do tych rzeczy. Czuję się z tym po prostu niekomfortowo. Tak, mogę pokazać jak leżę w łóżku, ale już całość – dziwnie mi.
Poza tym wydaje mi się to nieciekawym kontentem. Nie wiem czemu Justyna z Poznania albo Anna z Białegostoku miałyby się interesować ile metrów mam z kanapy do toalety.
2
Czy zatem można powiedzieć, że wstydzę się mieszkania? Trochę tak. Bo chociaż wypada świetnie w kategorii “spoko mieszkania”, to wypada średnio w kategorii “mieszkania na instagramie”. Tak jak i ja wypadam słabo jako mistrzyni remontów, wystroju wnętrz i DIY, oraz instagramowalna matka. Nie są to moje mocne strony. Ale jeśli ktoś by chciał, żeby opisała mieszkanie w setkach słów w kilkanaście minut, to polecam się…(a nie, spoko, to może zrobić sztuczna inteligencja)
Mieszkania na instagramie rządzą się swoją estetyką, kolorami, wielkością i tak dalej. Żeby pozwolić sobie na ten styl musielibyśmy wrócić do Polski albo wynieść się z Londynu do mniejszej miejscowości, a ani jedno, ani drugie nie jest dla mnie warte lepszych zdjęć…Ewentualnie moglibyśmy się pozbyć dzieci. Jeśli ktoś zna przedszkola i żłobki z internatem, to poproszę.
3
Mam wielkie, wielkie plany remontowe na moment, w którym nasze dzieci przestaną rzucać sobą po ścianach i podłodze i nikt w tym domostwie nie będzie już używał pieluch. Podłogi, nowe meble, achy i ochy.
Oczywiście istnieje szansa, że do tego momentu się wyprowadzimy. Albo, że Instagram przestanie istnieć. Albo po prostu nie będzie mi się chciało.
4
Kiedy przyjechaliśmy oglądać mieszkanie z agentką, stojąc przy wejściu do budynku, suszyłam Ellowi głowę dlaczego mnie tu przyprowadził i czy to jakiś okrutny żart. A potem weszliśmy do mieszkania i nie chciałam już żadnego innego.
5
Na samym początku było bardzo ładnie. Na początku Bóg stworzył Niebo i Ziemię, ziemia zaś była bezwładnym pustkowiem, a Duch Boży unosił się nad wodami. I widział Bóg, że były dobre…
Mieliśmy świece zapachowe na stoliku kawowym i minimalizm gdzie tylko się dało. Mało rzeczy stało na wierzchu.
I rzekliśmy “niech staną się dzieci”.
Dopóki Iona nie zaczęła raczkować i wspinać się na meble, świeczki zapachowe i instagramowalne wazoniki wciąż jeszcze stały na stoliku kawowym. Być może za dwa lata znowu staną. Być może za kilka lat każdy blat przestanie być raz dziennie malowany kredkami, a trzy razy dziennie zawalony WSZYSTKIM. Być może naklejki przestaną być naklejane na każdą płaską powierzchnię, czasami wieloma warstwami. Być może każdy możliwy kąt przestanie być wypełniony zabawkami. Może w końcu pozwolą oddać jakieś zabawki.
Przynajmniej mam jeszcze nadzieję. Wiarę, nadzieję i miłość.
6
Jeśli myślisz, że szary narożnik z IKEA to jest praktyczny i rozsądny wybór, a przy tym nieźle wygląda, to wiedz, że się mylisz. To kanapa, której nienawidzę każdą komórką swego ciała i ma niewiele zalet, ale za to mnóstwo wad. Po kilku latach użytkowania jest bardzo brzydka. Jest okropnie niewygodna, zarówno do siedzenia jak i do spania. Paradoksalnie nie jest praktyczna, bo brudzi się z zamiłowaniem. Jest wielkim klocem, którego nie da się ustawić inaczej. Psuje się.
Tak, owszem, prześpią się na niej dwie osoby i ma pojemnik na pościel. Koniec zalet.
Znam sporo osób posiadających tę kanapę i żadnej, która jest z tego faktu zadowolona.
7
Podoba mi się ironia stwierdzenia, że nasze mieszkanie jest za małe na dwójkę dzieci. To autorstwa mojej mamy. Która wychowała się z bratem w mieszkaniu prawie o połowę mniejszym…
8
Moje życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdybym nie miała przynajmniej jednej skośnej ściany w każdym pomieszczeniu. Chociaż jednak w większości pomieszczeń mam więcej niż jedną.
9
Nie mogę jednak narzekać na poważnie. Mogło być gorzej. Mogliśmy mieć słynne dwa brytyjskie kraniki. A wszystkie krany w naszym mieszkaniu są pojedyncze.
No i tylko jedne miejsce w mieszkaniu ma problem z wilgocią, na przestrzeni 80 metrów kwadratowych to jak nic. Zwłaszcza, że w poprzednio wynajmowanym mieszkaniu zgniły mi wszystkie buty…
To wielkie zwycięstwo cywilizacyjne.
10
Kiedy ktoś twierdzi, że przesadzam omawiając „Downton Abbey” jako propagandę polityczną, bo przecież wiadomo, że to fajna bajka, to ja pragnę tylko dodać, że dzięki kompetencji politycznej partii, do której należy twórca serialu, mój kredyt zwiększy się wkrótce o 300 funtów miesięcznie. Nasze gospodarstwo domowe sobie poradzi i głodować nikt nie będzie, dalej będę chodzić na kawę i jogę, ale mniej zdolne do zarabiania gospodarstwa mogą mieć inne zdanie co do nieszkodliwości Torysów.
My możemy nie interesować się polityką, ale ona z pewnością interesuje się nami…