co zmieniają dzieci
Picture of Riennahera

Riennahera

Jak dzieci wpływają na związek?

Uważam pomysł dziecka na ratowanie związku za jeden z najgorszych pomysłów w historii ludzkości. Właściwie w pewien sposób pomysł dziecka w ogóle jest jazdą po bandzie.

Pierwszy rok był apokaliptyczny. Przez co rozumiem pierwszy rok życia dziecka. Każdego. Przy drugim dziecku pierwszy rok był jeszcze gorszy. I to nie tylko dla związku, ale dla całej rodziny, która musiała nauczyć się funkcjonowania od nowa. Dwulatkę trafiał szlag, kiedy jeszcze nie zaczęła na dobre ogarniać świata, a już musiała dzielić się rodzicami z noworodkiem.vMnóstwo rzeczy było zupełnie rozstrojonych i wciąż jest. Można się tym załamać. Można się z tego powodu złościć. Ja wybieram zagryzienie zębów i przeczekanie. Bo rzeczywiście wszystko mija. Czasami ciągnie się jak najdłuższa żmija, ale w końcu i najbardziej denerwujące zachowania miną, bo dziecko wyrośnie. I nie, nie przypominajcie mi książki czy filmu “Porozmawiajmy o Kevinie”…

Z każdym dniem jest nieco łatwiej.

Nawet jeśli to naprawdę minimalna zmiana. Czasem zdarzają się dni, które wykolejają wszystko, ale kolejnego znów jest nieco łatwiej.

Jeśli chodzi o sprowadzanie na świat nowych ludzi, nie umiem sobie wyobrazić zrobienia tego z kimś, komu nie ufam w stu procentach. I nie mówię tutaj o rozmarzonym zakochaniu, tylko o twardych faktach. Różnie w życiu matrymonialne bywa, ale mój mąż to ktoś, komu ufałabym z moim życiem nawet gdybyśmy się rozstali. Jak The Rock, ratujący byłą żonę w filmach katastroficznych.

Są oczywiście kobiety, które odnajdują się w roli matki od samego początku i chociaż jak inne mają nieprzespane noce i burzę hormonów, to znoszą je dobrze. Sama znam kilka takich i nie śmiem negować ich doświadczenia. Łagodne, spokojne macierzyństwo się zdarza. Może być super. Tylko nie narzucajmy tego jako jedynej słusznej normy. Ani w ogóle jakiejś ogólnej normy. Znam dużo więcej kobiet z mniejszymi lub większymi problemami na szeroko pojętym “początku”. I sama się do nich zaliczam. Dwukrotnie wpadłam w depresję poporodową. Byłam przeorana fizycznie, z szytym kroczem i krwawiącymi piersiami na początku karmienia. Z zapaleniem piersi. Połóg za pierwszym razem dołożył mi tak, że zastanawiałam się czy nie mam innej ostrej choroby psychicznej poza depresją. Nie chcę nikogo straszyć. To są rzeczym które się zdarzają i z którymi można sobie poradzić. Tylko lepiej radzić sobie ze wsparciem zaufanej osoby niż bez. Lepiej, żeby opiekował się Tobą wtedy ktoś kompetentny, niż nie. Dobrze mieć wsparcie, a nie kolejnego wroga lub wielkie dziecko.

Dziecko może być wspólnym bożyszczem i małym złotym idolem, któremu rodzice będą wspólnie składać pokłony i zachwycać się nim. Może być też wspólnym wrogiem, którego trzeba jakoś obłaskawić i pokonać, kooperując przy operacji anihilacji, czyli uśpienia. Wspólny wróg potrafi jednoczyć. Oburza Cię to porównanie? Przypuszczam, że większość zmęczonych rodziców mu przytaknie. Można przecież miłować nieprzyjaciół swoich…Myślę, że dla nas dzieci są w jednej minucie tym pierwszym, a w drugiej drugim. Najgorsze tylko, jeśli dla każdego z rodziców są czym innym, bez zgrania tych ról.

Nie będę ukrywać, że dzieci zmasakrowały beztroskę i wygodę. Zmasakrowały spontaniczność i leżenie w pościeli do południa. Zmasakrowały w ogóle wspólne leżenie, bo obecnie obie delikwentki przychodzą do naszej sypialni, więc jedna dorosła osoba musi spać na kanapie.

ALE…Coś za coś.
Czy zobaczyłam swojego faceta w rolach, w których go nigdy wcześniej nie widziałam i jest w nich rewelacyjny?
Czy jesteśmy lepiej zgrani niż kiedykolwiek?
Czy lepiej wykorzystujemy wspólne chwile?
Tyle, że to efekt potu i znoju. Polecam jeśli ktoś czuje się silny i chce wyzwania. Nie polecam, jeśli ktoś szuka ucieczki od problemów.
Osobiście podziwiam mojego męża i mam go za wielkiego koksa, kiedy ciągnie z lotniska sześć naszych tobołków. Albo jak ogarnia w samolocie wymiotującą dwulatkę. Rośnie w moich oczach. Natomiast wiem, że moje pojęcie tego co sexy jest może nieco niszowe.

Priorytety się zmieniają.

Naszym w dalszym ciągu jest wyspanie się. Bo co z tego, że dziecko przesypia noc. Przeczołga Cię w dzień. Albo pójdzie spać o 17 i wstanie o 5 rano. Albo nie zaśnie do 23. Nie znasz dnia ani godziny. Nad pewnymi rzeczami panujesz, nad innymi nie. Jedni mają fajny rygor snu, ale za to na innym polu apokalipsę. Zdrowie, jedzenie, cokolwiek. Nie wiesz, co wylosujesz.

Kiedyś spontaniczny weekend, randka w pubie, szybki seks czy wieczorne wyjście były normą. Obecnie w ogóle nie są. Nie żeby żadna z rzeczy się nie zdarzała, ale żadna nie jest normą. I serio, wyspanie się jest lepsze niż jakikolwiek seks…

Obecnie, cztery lata później, czuję, że odzyskujemy się trochę. Ale to również zasługa pracowania na własny rachunek. Żadne z nas nie ma ścisłych godzin, więc kiedy dzieci są w przedszkolu, możemy wyskoczyć razem na lunch czy kawę. Możemy wyrwać sobie godzinę razem tu czy tam, nie polegając na tym czy dzieci już śpią czy nie. To jest bardzo komfortowa sytuacja, której mnóstwo osób nie ma.

Kiedy ma się czegoś mało, na pewno jest to cenniejsze niż gdy można w dowolnej chwili wyskoczyć na randkę czy zostać cały w dzień łóżku. W tej chwili randka to jak prezent. Spore wydarzenie. Dla mnie po latach bycia razem jest w tym coś odświeżającego. Dla jednych tak będzie, a dla innych codzienna rutyna i zmęczenie sprawi, że zrobi się nudno i zacznie szukać emocji gdzie indziej. Kwestia ludzi, kwestia związku.

Głęboko wierzę, że dobre związki wychodzą mocniejsze z próby, jaką jest powiększenie rodziny. Jest to jednak ekstremalny sposób na sprawdzenie jakości relacji. Polecałabym raczej każdy inny, jeśli ktoś potrzebuje się sprawdzić.Niektórzy lubią adrenalinę i życie na krawędzi. Ja lubię…no. Sami wiecie Wyspać się.

Czy zdarzają się słodkie chwile niczym z reklam artykułów dziecięcych?

Tak, ale rzadko. Bo nawet jak jest słodko i miło, to najczęściej nie jest beżowo i czysto…Ale tak, zdarzają się naprawdę super chwile. Takie, że płyniesz na fali szczęścia i miłości i nie wiesz jak mogło być kiedykolwiek inaczej. Tyle, że chwil męczących, ciężkich lub będących wyzwaniem jest więcej. Zwłaszcza na początku.

I nie, nie żalę się. Mam cudowną rodzinę i fajne życie. Kocham i czuję się kochana. Jednak to co dobre przychodzi z wysiłku. Nie robi się samo.

Co wcale nie oznacza, że kiedy nasze drugie młode jest już nieco odchowane i właśnie straciło przywilej darmowego miejsca w samolocie i na wakacjach z biurem podróży, to nie przychodzi nam ochota na trzecie. Zwłaszcza, że urodziła nam się siostrzenica i codziennie dostajemy zdjęcia słodkiego bobo. Zwłaszcza, że zaczęłam nawet dość się wysypiać, więc mój mózg szybciutko wyparł wspomnienie nieprzespanych nocy. Zwłaszcza, że mam leki, więc nie pamiętam już jak bardzo przeorała mnie po porodzie depresja.

Na szczęście nie mamy na trzecie miejsca ani funduszy (żeby kupić miejsce).

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top