Pomysł na tekst przyszedł podczas ostatniej serii pytań na instagramie. Obserwatorka planująca potencjalną przeprowadzkę zawodową do Londynu pytała o orientacyjne koszta. Warunki: rodzina 2+1, żeby wygodnie żyć, a nie tylko przeżyć.
Nie zaskoczy Cię na pewno stwierdzenie, że to zależy. Od mnóstwa rzeczy.
Moja odpowiedź u niektórych wywołała zdumienie. Trzeba jednak brać pod uwagę oczekiwania, potrzeby i warunki.
JA uważam, że na wygodne życie dla pary z dzieckiem (lub dziećmi) potrzeba gospodarstwu domowemu jakieś 90 tysięcy funtów rocznie, przed podatkiem.
W Wielkiej Brytanii używa się najczęściej całościowej rocznej kwoty przy rozmowach o pensjach.
Wg kalkulatora strony listentotaxman, której używam od lat i jest wiarygodna, zawsze moje pensje zgadzały się z obliczeniami, po podatkach daje to miesięcznie na rękę £5,104.42, jeśli zarabia tyle jedna osoba. Jeśli dwie osoby w parze zarabiają po 45 tysięcy, to na rękę będą mieć razem trochę więcej, £2,885.35 x 2 czyli 5770.7. Wydaje się, że to mnóstwo pieniędzy i obiektywnie – rzeczywiście sporo.
Ale mówimy o Londynie.
Czy ludzie żyją za mniej? Oczywiście. Mnóstwo ludzi żyje za mniej. Może połowa, może dużo więcej niż połowa. Ale pytanie zawierało w sobie dziecko i WYGODNE życie. Oczywiście pojęcie WYGODNEGO życia może się różnić.
DLA MNIE wygodne życie to takie, w którym mam satysfakcjonujące mieszkanie (więc nie czteroosobowa rodzina w małym dwupokojowym mieszkaniu, chociaż mnóstwo osób tak sobie radzi, bo musi). DLA MNIE to też nie jest spędzanie codziennie godziny w metrze lub pociągu. Dojazdy w Londynie zajmują wieki, mimo naprawdę solidnego transportu publicznego. Dojazd z mieszkania na Islington do pracy przy stacji Victoria zajmował mi swego czasu 40 minut, choć w metrze spędzałam tylko 15. JAK JUŻ WSIADŁAM, bo czasami wsiadałam dopiero do piątego pociągu. Po pandemii sytuacja się nieco zmieniła, ale z mojej perspektywy to był bardzo dogodny dojazd. Mam na myśli takie, w których naprawdę można spędzić w samym transporcie godzinę. Nie licząc spaceru do stacji czy autobusu.
Podstawowa sprawa to sytuacja mieszkaniowa. Londyn jest diabelnie drogi jeśli chodzi zarówno o wynajem jak i o kupno mieszkań czy jakichkolwiek nieruchomości. Tak drogi, że za cenę mieszkania w drugiej strefie moglibyśmy mieć dom na obrzeżach. Albo wysokiej klasy apartament lub willę w Szkocji. Albo luksusowy apartament w Warszawie. I tak dalej. Jeśli musisz płacić za wynajem pokoju, masz gorzej niż ktoś, kto żyje z rodzicami. Jeśli masz kilkuosobową rodzinę, masz większe opłaty niż student w dzielonym lokalu. Jeśli chcesz mieszkać blisko centrum, metra i tak dalej, to płacisz więcej niż w miejscowościach podmiejskich lub dalej od stacji.
Zależnie od dzielnicy, pokój w samym Londynie to teraz 700-1000 funtów bez rachunków. Mieszkanie obok nas, w naszym budynku (salon i dwie sypialnie), zeszło w jeden dzień za 2300 funtów. Ceny w ostatnich miesiącach zwariowały. I dalej wariują.
To wszystko kwoty bez rachunków. Sam Council Tax to obecnie 130 funtów w mojej dzielnicy. Gdzie indziej czasem jest trochę taniej lub drożej. My płacimy za gaz i prąd jakieś 100 miesięcznie. Są gospodarstwa domowe płacące mniej, jak moja koleżanka mieszkająca w pojedynkę, lub więcej, jak inna koleżanka z rodziną w starym budownictwie. Do rachunków dołączmy telefon – niezbędny do życia, a także internet, bo to podstawa pracy wielu osób. Razem w dobrej ofercie jakieś 50 funtów, może więcej.
Potem dochodzą też koszty utrzymania dzieci. Jeśli są w wieku przedszkolnym, a rodzice pracują, oczywistym jest, że za opiekę trzeba będzie zapłacić. W zależności od wieku dziecka i czy ma się rządową dopłatę na 15 czy 30 godzin, koszt to od około 1000 funtów do…no, może być to dużo, dużo więcej funtów. Za cztery dni młodszej córki bez dopłaty (jest jeszcze za mała) będę płacić od września 1200 funtów.
W wieku szkolnym ten problem odpada w godzinach 9-15. Jednak w każdej mojej dotychczasowej pracy pracowało się do 17.30…W tym przypadku można albo płacić za dodatkowe zajęcia – after school clubs, albo opiekunowi, albo zmniejszyć etat…
Trzeba też coś jeść. Tutaj bardzo dużo zależy od indywidualnych potrzeb i preferencji. Nasze wydatki na czteroosobową rodzinę z małymi dziećmi przekraczają 150 funtów tygodniowo. Nie żałujemy sobie natomiast i pewnie dałoby się gotować częściej na dwa dni, mrozić itd. Więc zejdę do 100 funtów, przy uważnych zakupach.
Wygodne życie zawiera w sobie również rozrywki. Niekoniecznie od razu luksusowe wakacje, ale wyjście do kina czy teatru raz w miesiącu, czasem kawa lub ciastko na mieście, jakieś spotkanie ze znajomymi, lody, kosmetyki, ubrania. Czasem może książka? Czasem może jednodniowa wycieczka nad morze? Zwykłe, codzienne sprawy.
No i oszczędności. Wygodne życie w moim rozumieniu oznacza, że mamy jakąkolwiek poduszkę finansową, jeśli nagle stracimy pracę to będzie na czynsz i podstawy do czasu znalezienia następnej. W razie potrzeby będzie też za co wymienić zepsutą zmywarkę.
Może jeszcze ktoś chciałby jeździć samochodem? Wtedy ubezpieczenie i paliwo…A może ma zwierzę? Wtedy ubezpieczenie, bo weterynarze kosztują bardzo, bardzo dużo.
Wszystko kosztuje.
A zatem…
Mieszkanie 2000+
Rachunki 300+
Przedszkole 1000+
Jedzenie 400
Bez kosztów transportu do pracy, bez rozrywek, bez oszczędności, bez żadnych leków, bez ubezpieczenia na życie, fryzjerów, zabawek, kawusi i książek, mamy już 3700 na same podstawy życia. Z pensji 90 tysięcy, zależnie od tego kto zarabia i jak rozkłada się podatek, zostaje nam do rozdysponowania 1400-2000 funtów.
Dodam, że bilety tanimi liniami do Gdańska i z powrotem w okresie wakacyjnym to teraz dla naszej rodziny (2+2) ponad 700 funtów. Na Boże Narodzenie – 1500 funtów (więc nie jedziemy). Wyjście do ZOO – około 30 funtów za osobę. Więc to nie jest tak, że te kwoty do rozdysponowania pozostają jakieś niesamowicie wielkie.
I teraz, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Mnóstwo osób będzie uważać takie życie za luksus. Ja sama na pewno uważam je za przywilej. I tak, w tej chwili jestem uprzywilejowana. Chociaż zaczynałam po studiach w Szkocji (gdzie też nie szastałam kasą i dorabiałam) jako imigrantka bez oszczędności, w miasteczku pod Londynem i zanim znalazłam pracę, trzy miesiące czynsz opłacał chłopak. Po latach doszliśmy do mieszkania na kredyt w drugiej strefie i komfortowej sytuacji, bez pomocy rodziny na wkład własny czy na wesele. Tak jak do podobnej sytuacji doszły inne znane mi osoby z Polski, jak moje przyjaciółki. Znajomi z dawnych prac radzą sobie mniej więcej podobnie. Matki, z którymi się trzymam mają podobne warunki, a jeśli nie mają, to żeby utrzymać poziom życia lub go polepszyć, wyprowadzają się do dalszych dzielnic lub poza Londyn. To moja bańka.
Zapytałam o te kwoty moich koleżanek, które w Londynie mieszkają od wielu lat. Żadna nie była nimi zszokowana. Wręcz przeciwnie, uznawały, że to takie życie “bez szału”. Tak, wygodne, tak, na poziomie, ale bez luksusu i bez szału. Cztery różne kobiety, z różnymi sytuacjami domowymi i różnymi zawodami, zgodziły się, że to wiarygodna estymacja.
Osoba, która mnie pytała, ma perspektywę przeniesienia się i chciałaby żyć wygodnie, a nie tylko przeżyć. W tym kontekście, takie kwoty uważam za realnie potrzebne. Być może tekst pomoże komuś stojącemu przed podobną decyzją. Jeśli ma się komfortowe życie w Polsce i chce się utrzymać podobny poziom, to są kwoty, których należy się spodziewać.
Są oczywiście osoby ciężko pracujące na utrzymanie rodziny w Polsce, odkładające na coś, studiujące, liczące każdy grosz i dające sobie radę. Zarabiające i wydające mniej. Mamy różne sytuacje, różne potrzeby i tekst nie jest krytyką żadnych z nich.
Zmieniając wymagania, możemy uciąć dużo wydatków. Jeśli nie płaci się za przedszkole i wynajmie mniejsze mieszkanie lub w dalszych strefach, można ściąć wydatki. Wiadomo, że singielka mieszkająca w wynajętym pokoju nie ma wydatków trzyosobowej rodziny. Nie jest to zatem kwota NIEZBĘDNA do poradzenia sobie w mieście, a kwota potrzebna mniej więcej do komfortowego, choć nie luksusowego życia rodziny z dzieckiem w wynajętym mieszkaniu stosunkowo blisko centrum z potrzebą opłacenia placówki dla dziecka.
Zmiana każdego z tych wymagań zmieni niezbędna sumę.
Gdyby ktoś zapytał mnie o minimalną kwotę potrzebną do przeżycia w mieście, moja odpowiedź byłaby inna. Chociaż też zależałaby od wielkości gospodarstwa domowego i osobistych celów. Pamiętajmy jednak, że z powodu Brexitu, po pandemii i w związku z inflacją, Londyn (i właściwie w ogóle Wielka Brytania) jest o wiele droższy niż był jeszcze kilka lat temu. Ba, diametralnie droższy niż dwa lata temu. I cóż, chwilowo nikt nie spodziewa się, żeby było lepiej…