Ciężko w to uwierzyć, co?
Pewnie sam tytuł Cię odpycha i czujesz nieprzyjemną reakcję w żołądku. Albo w gardle. w ramionach. A może myślisz, że jestem jakąś ekstrawertyczką albo czymś jeszcze gorszym. I pewnie po prostu naturalnie umiem rozmawiać o niczym.
No więc nie jestem, nie umiem. Kontakty międzyludzkie bywały dla mnie jednym z najbardziej stresujących aspektów codzienności.
I dla takich osób właśnie wymyślono small talk.
Zresztą, ciężko mówić, że go wymyślono. Bo on powstał naturalnie, organicznie, w wielu, może w większości kultur świata. Może mieć swoje regionalne odmiany i charakterystykę, ale jednak istnieje. I pełni ważne funkcje społeczne. Tak ważne, że pierwsze badania tematu prowadził już Bronisław Malinowski. Tak, ten Malinowski.
Nie jestem gadatliwą osobą, która kocha ludzi i ma łatwość kontaktu z nimi. Przynamniej nie w nowym otoczeniu i nie wśród osób, których nie znam. Wręcz przeciwnie. Jestem dość zamkniętą w sobie osobą, która boi się ludzi i nie znajduje łatwości w kontakcie. Przez większość życia uznającą, że wszyscy patrząc na mnie wiedzą, że nie pasuję do tej klasy/szkoły/ulicy/tramwaju/samolotu/czegokolwiek. Przez większość życia czującą się trochę gorszą.
Dlatego właśnie small talk jest idealnie skrojony pod kogoś takiego jak ja.
Są narody, które w small talk umieją, są takie, które od niego stronią. Moim subiektywnym zdaniem, nie poprawia to jakości codzienności i wprowadza do codziennych interakcji niepotrzebną niezręczność i napięcie.
I nie, nie jest on jakimś wymysłem Brytyjczyków. Oni dopieścili szczegóły, ale small talk ma się dobrze tak na południu Europy jak i w Azji. Rzeczywiście, nieco gorzej z nim w Skandynawii, ale ma to też swoje powody. Niemniej, czułam się jak idiotka kupując w norweskim supermarkecie żelki, kiedy na uśmiech z mojej strony inny klient reagował paniką. Ale to ja czułam się jak idiotka, nie oceniam i nie mam pretensji, jakby co.
Czym jest small talk?
To grzeczna i uprzejma rozmowa na błahy temat.
Przez błahy temat rozumiemy temat ogólnie niewywołujący kontrowersji. Jeśli to jest temat dla Ciebie ekscytujący, to wciąż może być small talk.
Jeśli kochasz kwiaty i rozmawiasz z kimś obcym o kwiatach, to jest dalej small talk, chyba, że wypijecie razem Bruderschaft lub jakikolwiek odpowiednik i zejdziecie na temat kryzysu klimatycznego. Jeśli rozmawiasz z obcą osobą o sensie życia, śmierci, dyskutujesz o polityce lub głodzie na świecie – to nie jest small talk.
Small talk ma reguły. Jeśli się je stosuje, codzienne interakcje ze światem są łatwiejsze i odejmuje się im sporą dozą niezręczności.
Ułatwia bycie w otoczeniu osób, których nie znasz. Ułatwia bycie w otoczeniu osób, które mogłyby wydawać się onieśmielające. Small talku możesz użyć wobec każdego, tak dziecka czy osoby sprzątającej liście na ulicy jak i króla Karola. I wszystkich pomiędzy.
Koniec końców, może też służyć trzymaniu innych na dystans. Możesz nie pozwolić przekroczyć granicy small talku.
Small talk ratuje mnie codziennie i od lat. Niegdyś w pracy w biurze czy z klientem, obecnie w coraz to nowych okolicznościach związanych z dziećmi, czy to w szkole, na placu zabaw czy gdziekolwiek. To co kiedyś mnie paraliżowało, teraz leci na autopilocie i niewiele o tym myślę.
Są momenty small talkowe, które trzymam w pamięci jako drogie wspomnienia.
Small talk z ojcem mojego byłego kierownika na jego urodzinach. Ojciec był starym Szkotem, polecił nam bardzo porządne whisky i był niezwykle uroczym człowiekiem, z którym rozmowa szła gładko, przyjemnie i zabawnie. Podczas wakacji w Szkocji odwiedziliśmy poleconą przez niego destylarnię i kupiliśmy to whisky. To był Tomatin. Ojciec Mike’a stał się malutką częścią naszego życia i naszych wspomnień.
Umarł w zeszłym roku i cieszę się, że mogłam mieć z nim kiedyś dwadzieścia minut small talku.
Na urodzinach dwulatki ze żłobka rozmawiałam jakieś dziesięć minut z jej babcią, starą Angielką z północy. Żartowałyśmy o dzieciach pijących gin i patologicznym rodzicielstwie oraz o kucykach Pony. Mnie bawiło. Było miło. Pewnie więcej jej nie zobaczę.
Kiedy słyszę, że Brytyjczycy są zamknięci i ciężko się z nimi zaprzyjaźnić, to wzruszam ramionami. Nie ciężej niż ze mną. Tylko żeby się poznać, trzeba porozmawiać. Small talk otwiera bramy. Powoli, ale jednak.
Ale nie tylko z Brytyjczykami. Kiedy idę rano z dziećmi do przedszkola i zagaduje nas starszy pan, to mnie ciekawi, jak mówi, że jest szalonym Włochem, który przyjechał do Anglii w czasach, kiedy Churchill był premierem. Bo to samo w sobie otwiera moją wyobraźnię i zaczyna tworzyć historie. Dlaczego? Co robił? Jak minęło jego życie? A kiedy na skrzyżowaniu żegna się ze mną mówiąc, że jestem multo bella, to robi mi się cieplej na sercu. Nie dlatego, że wierzę, ze jestem piękna. Dlatego, że obca osoba w kilka minut interakcji polubiła mnie na tyle, żeby chcieć mi sprawić przyjemność.
Kiedy zaczęłam small talk z panią na przejściu dla pieszych na moście Westminster, od słowa do słowa dowiedziałam się mnóstwa rzeczy na temat czekania w kolejce do zobaczenia trumny królowej. Wykorzystałam zdobytą wiedzę w stories, w podcaście i tak dalej.
W Polsce ostatnio pochwaliłam nastolatka, który wykręcił się od mandatu kanarom w tramwaju dzięki swojej gadce. Wymieniliśmy z pięć zdań, ale ja się uśmiechnęłam, a on chyba poczuł pewniej po stresującym momencie.
Oczywiście, nie każda rozmowa z obcą osobą jest urocza i ciekawa. Wiele nie jest. Może większość. Każda służy to ćwiczenia, do wprawiania się.
Negujemy wartości i dorobek i tradycje minionych dziejów i to dobrze. Sama to robię z wielkim przekonaniem. Ba, moja książka jest w zasadzie o tym, poza tym, że o elfach. Niektóre rzeczy stosowane jako ułatwienie a nie gorset życia, nie są konieczne do usunięcia.
Żyjemy w społeczeństwie i zamknięcie się w domu na kanapie z laptopem na kolanach nie sprawi, że świat będzie taki, jak chcemy. Karuzele edukacyjne propagujące równościowe treści są fajne, ale nie zmienią świata w oderwaniu od innych działań. A małe, dobre i miłe zachowania w codzienności to świetny start do zmian.
Bardzo dobrze rozumiem strach i niechęć do kontaktu z ludźmi. Miałam ją mniej więcej od trzynastego do trzydziestego roku życia. Wyzbyłam się jej dorastając, pracując nad sobą, lecząc się. Więc rozumiem i nie potępiam trudności. Niektóre osoby trudności nigdy nie przeskoczą, bo to po prostu życie. Natomiast robienie z nich powodu do dumy jest aberracją.
Jesteśmy ludźmi i potrzebujemy innych ludzi do życia. Tych co nas leczą i tych co kasują nasze zakupy. Żeby funkcjonować jako społeczeństwo, potrzebujemy ze sobą rozmawiać. A small talk jest idealną formą na start. Nie musisz go kochać. Nie musisz być mistrzem. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Po prostu niechęć nie jest moralną wartością.