Z czym kojarzą Ci się słowa “zmieniłaś się”?
Żyć to zmieniać się i któregoś dnia budzisz się nie jako drobniutka dziewczynka, najmłodsza na dodatkowych zajęciach z angielskiego, tylko jako umięśniona baba najstarsza na pilates.
I co zrobisz? Ucieszysz się.
Kiedyś byłam osobą, którą przerastało mnóstwo rzeczy. Teraz wiem, że z prawie wszystkim sobie poradzę.
Kiedyś przeżywałam każdą krytykę oraz hejt i polemizowałam, broniłam się. Teraz banuję bez mrugnięcia okiem.
Kiedyś po prostu leżałam na kanapie, a teraz leżę na kanapie po treningach, jodze czy sprzątaniu mieszkania.
Kiedyś żyłam w bałaganie i chaosie. Obecnie też tak żyję, ale bałagan jest coraz mniejszy, a źródłem chaosu są dzieci, nie ja.
Kiedyś przejmowałam się, co myślą o mnie inni i kto mnie w danej grupce znajomych lubi lub nie lubi. Teraz szkoda mi czasu na zawracanie sobie głowy preferencjami osób, na których mi jakoś bardzo nie zależy.
Kiedyś uważałam, że moje pisanie to Prawdziwa Ja, najważniejszy aspekt mojego życia i tylko ono mnie wyzwoli. Jest najważniejsze. I może tak jest. Ale efekty liczą się dla mnie bardziej niż Wyrażenie Siebie. Skąd inąd czerpię poczucie własnej wartości
Kiedyś dużo więcej piłam. Dużo mniej dbałam o siebie. Bo dbanie o siebie to nie makijaż i pofarbowane odrosty. Chodzę bez makijażu częściej niż w liceum.
Kiedyś potrafiłam spędzić ponad godzinę decydując, w czym wyjść z domu. Obecnie w większość dni zarzucam cokolwiek, bo we wszystkim czuję się w porządku. Na specjalne okazje wybieram rzeczy w piętnaście minut. Moje bagaże z monstrualnych zrobiły się…małe. Im mniej, tym lepiej.
Moja koleżanka powiedziała, że się zmieniłam. “Już nie jesteś taką pindowatą księżniczką”. Racja, nie jestem. Jestem dzielną i zaradną królową, która czasem nawet bywa mądra. “Zmieniłaś się” to mój synonim “dorosłaś”. A ja chcę być dorosła. Chcę być silna. Kiedy oglądam Wish, identyfikuję się z Królową Amayą, nie z osiemnastoletnią główną bohaterką. I dla mnie to super.
Gdy mówię, że robię coś “bo nie jestem coraz młodsza”, często słyszę “no co ty”. Wiem, że mam przed sobą przynajmniej pół życia i to pół życia może być nawet lepsze niż dotychczasowe pół. Nie tęsknię za “młodością”, bo czuję się i wyglądam lepiej niż jako nastolatka. A przynajmniej bardziej mi się wszystko we mnie podoba. Kompleksy nigdy nie miały mniejszego znaczenia.
Są pewne aspekty, w których nic się nie zmienia. Ludzie, z którymi od zawsze rozumiesz się niemal bez słów. Uczucie zachwytu, kiedy obcujesz ze świetną sztuką. Dalej lubię sci-fi i fantastykę i mam takie samo poczucie humoru. Wciąż mam taką samą moralność. Tego samego faceta. Ważne rzeczy są takie same.
Cała reszta – powinna się zmieniać. Moje zmiany w znakomitej większości mnie zachwycają. Nie tak, żeby siedzieć i myśleć, jaka jestem wspaniała, ale tak, żeby lepiej żyć. Nie mając epizodów depresyjnych, ciesząc się z życia.
Tak, fajnie byłoby czasem pobujać w obłokach jak dawniej, spać do późna, wcinać słodycze, zajmować się tylko sobą, być nieporadną oraz ważyć 57 kg. Natomiast jako 69 kilogramowa kobieta nosząca swoje walizki, której dziecko jeszcze ani razu nie spóźniło się do szkoły, ma non-bullshit attitude i unika cukierków, chyba, że spali na treningu – jestem milion razy szczęśliwsza. Tyle lat nie wiedziałam, że można czuć się dobrze i…normalnie.