Odkąd byłam nastolatką obwiniałam się, że coś mi nie wychodzi. Że czegoś nie umiem i nie jestem super zaradną dziewczyną. Chaos bywał moim drugim imieniem, podobnie jak bałagan. Zawsze uważałam, że jestem nieogarem.
Jestem przekonana, że identyfikują się z tym rzesze osób. Może dziś więcej niż kiedykolwiek, kiedy możemy obserwować perfekcyjnie zaaranżowane lodówki, przepiękne bullet journale i wysprzątane instagramowalne wnętrza oraz samotne podróże w najdalsze zakątki globu.
Życie co prawda pokazuje mi co innego, bo wydaję się być w czepku urodzona i jakoś płynę, ale głowa mówiła swoje. Zawsze miałam bałagan, żeby nie powiedzieć, że burdel. Zawsze się spóźniałam. Moje notatki były chaotyczne i zrozumiałe głównie dla mnie. Odkładałam rzeczy na ostatnią chwilę. I tak dalej. To, że przy okazji byłam w stanie napisać wypracowanie na kolanie w pół godzinki i prezentować przed klasą dowiedziawszy się o prezentacji kwadrans wcześniej – jakoś umykało mojej uwadze. Wewnętrzny krytyk przezornie te zdolności ignorował.
Co jest kluczem do bycia ogarnięta osobą?
Robienie rzeczy. Robienie ich często źle. Wyciąganie z tego nauki. Robienie ich wiele razy. Trenowanie.
Jestem rozpieszczoną jedynaczką i wiele rzeczy robiono za mnie. W wielu sprawach mnie wyręczano. Wielu innych mi zabraniano, bo jestem za delikatna, nie dam sobie rady. Im częściej słyszałam, że nie dam sobie rady, tym bardziej w to wierzyłam. Wiem, że robiono to z troski i dobrych chęci, natomiast było szkodliwe i przeszkadzało mi przez większość życia. Staram się własnych dzieci nie wyręczać i wręcz włączać do pomocy. Staram się nie mówić, że czegoś nie mogą i nie dadzą rady, o ile nie jest to coś niebezpiecznego.
W liceum nauczycielka matematyki oznajmiła, że będzie codziennie kogoś pytać przy tablicy na ocenę. Nie umiesz – jedynka.
Zatem przestałam chodzić na matematykę. Kilka lat temu w pracy na szkoleniu miałam rozwiązać równanie. Zrobiło mi się dosłownie słabo. Jako jedyna z zespołu go nie zrobiłam.Można się śmiać ze szkolnych traum, ale jeśli ktoś grubo ponad dziesięć lat po skończeniu szkoły rozwiązując równanie zahacza o atak paniki, to czyja to jest wina?
Jeśli nie mamy okazji do popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków, to tak, będziemy nieogarami, bojącymi się działania. Straszenie konsekwencjami błędów przy uczeniu się to najbardziej niepedagogiczne zachowanie, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić.
Czy jestem chaotyczna? Bywam. Czy jestem bałaganiarą? Straszną. Czasem prokrastynuję. A czasem po prostu się lenię. Ale dzieci są zdrowe, nakarmione, często nawet czyste. Nie zawalam terminów. Nie przesuwam dedlajnów.
Nie jestem nieogarem.
Jestem silna i dzielna. Jestem dorosła. Dam sobie radę prawie ze wszystkim.
Są rzeczy, których wciąż nie robię dobrze. Może nigdy nie będę. Również dlatego, że nie chce mi się ćwiczyć. Nie będę robić pięknych lukrowanych babeczek ani piec tortów. Nie będę szyć, ani nie będę na własną rękę remontować domów. Bo nie chcę. Nie lubię. Nie mam potrzeby.
Umiem jednak powiedzieć nie, kiedy coś mi nie pasuje lub kiedy po prostu nie chcę czegoś robić. Umiem załatwić mnóstwo spraw z wielu dziedzin życia codziennego i całkiem niecodziennego. Przeżyłam 37 lat ze sporym powodzeniem. Uważam, że ogarniam swoje i nie tylko swoje życie świetnie. Jest totalnym ogarem. A bałagan w salonie i szafie nie świadczy o niczym więcej, niż o moich innych priorytetach.
Jestem bardzo daleka od stwierdzenia “skoro ja coś zrobiłam, jest to proste”. Nie jest. Mogę powiedzieć natomiast, że skoro mnie się udało, to jest to możliwe. U mnie były to lata terapii i leki. I lata dorastania. Ale jest nadzieja.
Damy radę.