W tym roku mija mi szesnaście lat na tym blogu.
Dokładnie minęło dwa dni temu.
W tym czasie zmieniło się…nie, nie wszystko. Ale bardzo dużo.
Zmieniały mi się miejsca zamieszkania, w niepamięć poszedł status studentki, potem przewijały się różne miejsca pracy, w końcu status cywilny i doszły nowe osoby w rodzinie. Z innych ważnych spraw – nie miewam już epizodów depresyjnych dzięki lekom i życie zazwyczaj jest bardziej spoko niż mniej.
Wciąż jestem jednak ja. Mam od zawsze tego samego faceta. Od zawsze pokazuję urywki tego jaka jestem, nie próbuję stworzyć wizji, że moje życie jest idealne, uporządkowane i zawsze estetyczne.
Zaczynałam jako szafiarka, zrzeszona na forum szaflarskim i stronie polskie szafy. Obecnie jestem własną stroną z domeną, mam stronę na Facebooku, grupę, Instagram, thread, newsletter, podcast, własny e-book i wydaną książkę. A to tylko początek, bo sporo rzeczy jest w trakcie.
“Zabawa” w sieci zrobiła się z biegiem lat coraz bardziej wymagająca.
Moje media, czy raczej moje kanały komunikacji i profile, nie są takie same. Nie na każdym jest ta sama treść, powielona kolejny raz. Kosztuje to sporo wysiłku i częściej niż rzadziej czuję frustrację, że w każdym kanale jestem niewystarczająca…Cenię sobie jednak, że mogę trzymać je trochę osobno. Mogę jednocześnie mówić o polityce i o ciastkach. Nawet w prawie tym samym momencie, tylko w innym środku przekazu.
O ile blog zaczął jako szafiarski i jeszcze kilka lat temu pojawiały się tam takie teksty, na blogu kluczem jest słowo. Mniej lub bardziej poważne, ale słowo. Jest tych słów mniej niż kiedyś, bo i żyję inaczej. Dziesięć lat temu mogłam siąść po kolacji i napisać na kolanie dość zgrabny tekst. Dzisiaj po zjedzeniu kolacji mój mózg ma formę gąbczastą i rozstrzygam spory, kto wybiera bajkę. Jestem mniej rozmarzona, moje przemyślenia o świecie są mniej natchnione. Ale tutaj się wszystko zaczęło, to moje miejsce. Tylko moje i nikt mi go nie zabierze, nie skasuje, nie usunie konta.
Instagram to większy luz i prywata. Estetyczne (na tyle, na ile umiem…) obrazki na feedzie, stories z mało ogarniętego czasem życia. Najbardziej spontaniczne medium. Wystarczy czasem jedno zdanie do zdjęć. Tutaj naczęściej się z siebie śmieję. I lubię ten luz. Chciałabym go mieć nawet więcej.
Podcast „Korespondencja z Londynu” zawiera treści najbardziej merytoryczne. To największe, poza książkami, wyzwanie dla mnie jako twórczyni. I źródło dumy. Najwięcej uczę się, szukając tematów na kolejne odcinki opowiadające o szeroko pojętej kulturze brytyjskiej i wyszukując materiałów w danej tematyce. Gdybym miała uznać, gdzie się najwięcej staram, to właśnie w podcaście. Z minusów, to jednak studnia bez dna na pieniądze. Za montaż odcinków, hosting itd płacę, a zysków nie ma żadnych. To znaczy są, wielkie zyski, ale tylko moralne 😉
Newsletter to list do Czytelników, nie publikuję tych treści nigdzie indziej. Staram się dostarczać treści, które dadzą jakoś do myślenia – czasami w sensie rozbawienia, czasem refleksji. Newsletter najbardziej narzuca mi regularność, w 95% przypadków udaje mi się go wysłać w czwartek rano, stanowi stały punkt tygodnia.
Grupa „Międzynarodowy Legion Pończoch Pogardy” bywa nazywana “jednym z najmilszych miejsc w internecie” przez członkinie. Dokładnie tego chciałam, miejsca, gdzie można pogadać o większości spraw, podzielić się radościami i smutkami (w “Niedziele Jojczenia”). Możemy się nie zgadzać i dyskutować, ale bez pasywno-agresywnych zaczepek, bez wyśmiewania, chamstwa i hejtu. To atmosfera herbatki z trzema tysiącami znajomych. Chciałabym, żeby działo się na niej dużo więcej, niż obecne dwa regularne wątki. Czasem się dzieje. Pytacie o rzeczy w bezpiecznej przestrzeni. Ale muszę wymyślić tu coś jeszcze, coś wystrzałowego. Albo mięciutkiego jak kaczuszka.
Threads traktuję trochę po macoszemu. Wrzucę mniej lub bardziej śmieszny tekst, podzielę się linkiem. Czasami siedzę na nim dużo, potem przez kilka tygodni w ogóle. I fajnie, tutaj niczego nie muszę. Przede wszystkim, nie muszę czytać nikogo wrednego. Tu najwięcej banuję…
Z bloga wyrosła moja powieść. W marcu, z podcastu, wyrośnie moja książka non-fiction. A w późniejszej części roku – kolejna powieść. Z bloga i social mediów dostałam pracę, którą właśnie zaczęłam. To wszystko wynikło z zazdrości, czemu jakieś dziewczyny w internecie wrzucają zdjęcia ciuchów, a ja nie mogę. Dzisiaj wspominam o tej motywującej zazdrości z wielką czułością. Z takiej samej zazdrości wyrósł e-book o Londynie. I myślę, że jeszcze trochę rzeczy mi ta zazdrość przyniesie.
Dziękuję, że ze mną jesteś. Czy to od kilku dni, czy od kilkunastu lat.
Działalność w sieci bywa źródłem frustracji, ale plusy zdecydowanie przekreślają minusy. Gdyby nie te miejsca, nie wydawałabym książek. Nie spotkałabym mnóstwa ważnych w moim życiu osób. Nie miałabym do kogo jeździć w Warszawie czy w Paryżu. Nie miałabym wielu spośród moich londyńskich znajomych.
Dlatego też zawsze polecam być w miejscach (prawdziwych czy wirtualnych) i robić rzeczy. Poznawać osoby. Bo to jest sól życia.
Za kolejne szesnaście lat!
PS Jeśli zaobserwujesz mnie w którymkolwiek z wyżej wymienionych miejsc, będzie mi miło. Jeśli tylko przeczytałaś powyższy tekst, też bardzo mi miło. Dzięki <3
Zdjęcia Ania Hrycyna