Może i wielu z nas styczeń się dłużył. Ja jednak w sylwestra mrugnęłam okiem, a zaraz był 16 stycznia.
Zaczęłam rok z planem w notesie, jakie posty będę publikować, jakie podcasty będę nagrywać. Z podcastami ta metoda wspaniale się sprawdza. W przypadku instagrama – Work in Progress. Ale są postępy i mam więcej treści. Więc uznaję, że też się sprawdza, tylko trzeba dopracować.
Podejrzałam u Szafy Sztywniary pomysł na zapisywanie wszystkich ubraniowych zakupów w roku. Co pomoże ograniczyć zakupy, z którymi wiem, że mam problem. Może zakrawa to nawet na uzależnienie. OCZYWIŚCIE jeśli coś kupiłam przed pierwszym stycznia, to się nie liczy, NIE? Nawet, jeśli przyszło PO 1 stycznia :>
Zatem w styczniu kupiłam na wyprzedaży spódnicę z H&M.
Kapturek od Chmury Tildy. Szalik od TBCO. Chociaż nie wiem, czy akcesoria tez się liczą.
Zaczęłam liczyć ile razy w miesiącu ćwiczę, zapisując w notesie każdą sesję. W styczniu zaliczyłam 12 sesji jogi lub pilates. Nieźle. Mogę więcej.
Książki
Wszystko dobrze: Otępiała od bólu nauczycielka aktorstwa w małej szkole wyższej próbuje wystawić ze studentami sztukę swojego życia. Życia przed wypadkiem, który zmusił ją do rezygnacji ze sceny. Walczy z ciałem i emocjami, z brakiem zrozumienia dla bólu w swoim otoczeniu, z niechęcią uczniów do sztuki. Jednak pewnego wieczoru w barze spotyka trzech dziwnych mężczyzn i coś się zmienia…
Mam co do tej książki mieszane uczucia. Tak do trzech czwartych, jest bardzo przyjemna. Przy czym “przyjemna” to jest dokładnie to określenie, którego bym użyła. Ciekawy, delikatny horror z licznymi nawiązaniami do Szekspira, dla literackich nerdów idealny.
(To dalej to nie spoiler, bo nie piszę co się dzieje, tylko opisuję styl, ale jakby co daję znać).
Potem nadchodzi zakończenie i rozwala cały ten efekt. Czekałam na rozwiązanie z sensem, a dostałam kakofonię bez większego znaczenia i wydźwięku. Dla mnie to jest w ogóle zmora współczesnych powieści – zakończenia pisane na kolanie.
Polecam jako przyjemną lekturę na kilka zimowych wieczorów albo na plażę na urlopie. Ale kurczę, nie jest tak wybitna jak sugerują blubry na okładce. Jest po prostu przyjemna.
Urodzeni Mordercy? Nieznane kulisy pracy profilera : Kolejna książka o kulisach pracy profilera i psychologa sądowego. I znów, podoba mi się, bo opowiada o drodze konkretnego profesjonalisty, jak dostał się do zawodu, co robi, jakie ma wyzwania. Mordercy pojawiają się jako case study, bez wielkiego wnikania w ich dane i bez żadnej gloryfikacji.
Polecam każdemu, kto interesuje się ludzkim umysłem i kryminalistyką, ale bez sensacyjnego aspektu true crime.
Jestem w trakcie 'Księgi Nocy”, „Heretyków Diuny” i „Matrymonium”.
W audiobooku słucham „Pali się” Agnieszki Wojciechowskiej.
Filmy i seriale
The Rig sezon 2: Każdy musi mieć swój serial, który wcale nie jest jakościowy i nie trzyma się kupy, ale sprawia radość. To jest mój.
Po katastrofie tsunami, nasza dzielna załoga platformy wiertniczej przenosi się na inną platformę, na biegunie północnym. Czas na nowe zagrożenia i przygody.
Chwilami serial jest tak naiwny, że aż zgrzytam zębami. Ale kręci mnie klaustrofobia i surowość zamkniętych przestrzeni platformy i walka z przedwiecznym i wszechmocnym planktonem. No i większość postaci ma silny akcent – szkocki, mankurski, irlandzki.
Guilty pleasure? Nie, bo niczego się nie wstydzę.
Lockerbie: O KURWA. Tak, boję się latać. Ale aspekt bycia w samolocie jest tu najmniej straszny. O wiele straszniejsze jest co działo się na ziemi w czasie i po zamachu bombowym na samolot linii PanAm w 1988 roku. Samolot spadł na małe szkockie miasteczko, zabijając 11 osób w ich własnych domach (szczątek niektórych nigdy nie odnaleziono). Ciała pasażerów spadły na okoliczne pola, ulice, do ogródków mieszkańców.
Colin Firth gra prawdziwą postać, Dr Jima Swire, który próbuje dowiedzieć się prawdy o tym, kto i jak zabił jego córkę Florę oraz innych pasażerów. To ciężki serial, kontrowersyjny, bo rodziny uważają, że Swire nie ma racji co do winy i że eksploatuje się ich bliskich. Rozumiem, że tak czują. Rozumiem też Swire’a, który do dziś się nie poddaje w poszukiwaniu prawdy. Serial stawia ważne pytania odnośnie stosunków międzynarodowych i interesów państwowych. Uważam, że wart uwagi.
The Gentlemen: Przystojny arystokrata zostaje wezwany z misji pokojowej do posiadłości swej rodziny, by pożegnać ojca oraz dowiedzieć się, że niespodziewanie przeskoczył swojego starszego brata w kolejce do dziedziczenia tytułu. To nie koniec niespodzianek – okazuje się, że głównym źródłem dochodów ojca był układ z kartelem narkotykowym specjalizującym się w marihuanie. Nasz bohater negocjuje warunki dalszej współpracy z przedstawicielką kartelu, próbuje się wyplątać z układu, popadając jednak w coraz to nowe tarapaty – najczęściej z winy brata.
Serial spodobał mi się, bo widać w nim ironię Guya Ritchiego i jego autorski, wypracowany przez lata styl. Jest wizualnie bardzo efektowny, a jednocześnie…bardzo feministyczny. Oraz nie ma wątku romantycznego. Chociaż kierowniczka kartelu Susie Glass, grana przez Kayę Scodelario, jest przepiękna i stylowa, to liczy się przede wszystkim jej charakter i umiejętności. Nie obserwujemy male gaze. Wśród przestępców są kobiety i mężczyźni i są równie niebezpieczni. Można by zmienić płeć wielu postaciom i miało by to kosmetyczny wpływ na całość.
Zaskakujące źródło feminizmu, ale jednak uważam to za jeden z bardziej feministycznych seriali ostatnich czasów.
Operacja Mincemeat: Brytyjska komórka wywiadowcza w czasach II wojny światowej próbuje sprzedać hitlerowcom fałszywe informacje o fikcyjnym miejscu inwazji w Grecji – żeby żołnierze mogli bezpiecznie wylądować na Sycylii. Sęk w tym, że naziści spodziewają się ataku na Sycylię. Jak ich oszukać? Najlepiej podrzucając zwłoki rzekomego oficera, który będzie miał przy sobie tajne plany. W tym celu nasi bohaterowie fabrykują życie fikcyjnego człowieka, którego udawać będą zwłoki włóczęgi.
Colin Firth, Matthew Macfadyen, Kelly MacDonald i inni znani brytyjscy aktorzy w filmowej adaptacji tej prawdziwej historii. Chwilami śmiesznie, chwilami bardzo sentymentalnie, aż zbyt słodko i patetycznie. Ale dla aktorów – warto.
Wicked: To nie jest mój ulubiony musical i czasem zastanawiam się nad tym, dlaczego nie. Bo przecież kocham musicale. Ale muszę stwierdzić szczerze – chociaż to nie jest moja bajka, to w ogóle nie jest złe.
Widziałam w szerokopojętym internecie oprócz wielkich zachwytów, sporo hejtu na Cynthię i Arianę, jakie to one są pretensjonalne, głupie i w ogóle bez talentu. Nie znam ich osobiście, może i są pretensjonalne i głupie, może tak wypadają w wywiadach, ale trzeba być naprawdę perfidnym, aby próbować komuś wmówić, że te kobiety nie mają talentu. Albo głuchym. Tak jak nie kocham piosenek z Wicked jak z Nędzników, Hamiltona czy Sweeneya Todda, tak obie wykonawczynie mają głosy i umiejętności wokalne zahaczające o wybitność.
Sweetpea: Zaczynam być fanką Elli Purnell. Dziewczyny, która jednocześnie może zagrać piękność i cheerleaderkę oraz szkolnego wyrzutka. I jest wiarygodna, bo jej uroda może być zarówno atutem, jak i dziwactwem, zależnie od zachowania i gry aktorskiej.
Rhiannon jest życiową ofiarą. W szkole się nad nią znęcano, nie ma przyjaciół, w pracy nikt jej nie zauważa. Na dodatek umiera jej tata, a zaraz potem jeszcze ukochany pies. To nie koniec. Starsza siostra próbuje jak najszybciej sprzedać rodzinny dom, w którym Rhiannon wciąż mieszka. Znikąd nadziei ani ratunku. Do miasteczka wraca też jej szkolna sprawczyni, co gorsza, to ona ma się zająć sprzedażą domu jako agentka nieruchomości. Rhiannon konfrontuje się z kobietą w klubie nocnym, tylko po to, żeby znowu doznać poniżenia. I kiedy wydaje się, że gorzej być nie może…gdy rozpacza nad sobą pod mostem, jakiś podpity delikwent załatwia się zaraz obok niej. W chwili wzburzenia, zabija go nożem ojca. I nagle wszystko robi się lepsze.
Ja wciągnęłam całość w dwa dni. Stos trupów, jak można się spodziewać, rośnie. I pewnie jeszcze urośnie, bo potwierdzono kolejny sezon.
American Primeval: Wczesne dzieje Stanów Zjednoczonych na granicy stanu Utah. Matka z dzieckiem próbuje dostać się do ojca chłopca. Mormońska rodzina próbuje dołączyć do innych mormonów. Jedni próbują przeżyć. Inni walczą o władzę. Jeszcze inni próbują utrzymać porządek na tych terenach.
Trup ściele się gęsto. Sentymentów brak. Jest walka o przetrwanie.
Zawiera mnóstwo rzeczy, których chcę od fikcji – brutalność, śmierć, tragedia, nauka moralna i historyczna, relacje. No i estetyka. To był bardzo dobry serial.
Alien Romulus: Zdałam sobie sprawę, że uniwersum Obcego to mój comfort Watch. Wychowałam się na tych filmach, pierwszy raz musiałam oglądać je najpóźniej jak miałam 9-10 lat. Mój wujek miał książki i czasopisma jeszcze z lat osiemdziesiątych, po niemiecku, które opisywały ówczesną scenę sci-fi i fantastyki. Spędziłam długie godziny studiując kadry między innymi z “Obcego” właśnie.
Nowa odsłona cyklu zawiera wszystkie klasyczne elementy – niecne plany korporacji, androidy, kosmos, w którym jest się bardzo samotnym i zdanym na własne siły, silną kobietę i potwora, oczywiście. To czyste, pierwotne zło, z którym nie da się negocjować. Nie jest to nic odkrywczego, ale może to i dobrze. Stary dobry Obcy dla młodego pokolenia.
Klasykiem jest dla mnie zagadka, którą zadawał mi w dzieciństwie wujek (niestety, nie żyje od dwudziestu lat): Ile osób było na pokładzie Nostromo w Obcym – Ósmym Pasażerze Nostromo?
Sześć. Bo jeden pasażer był androidem.
Kiedy miałam te 10 lat, wydawało mi się to najbardziej cwaną zagadką na świecie.
Blog
Przedstawiałam swoje noworoczne postanowienia.
23 raz opisałam sceny rodzinne.
Powróciłam na moment do postowania w starym, dobrym, szaflarskim stylu, dzieląc się zdjęciami z Paryża zrobionymi przez Asię Glogazę.
Tęskniłam za niemowlakami.
Publikowałam 50 faktów o Wielkiej Brytanii.
Dzieliłam się ulubionymi książkami historycznymi.
Brałam z życia wszystko, albo nic.
Żegnałam się z byciem fanką Neila Gaimana.
Podcast
Opowiadałam o planach na 2025 i kuriozalnych artykułach w The Telegraph.
Przedstawiałam historię Irlandii w Alfabecie Wielkiej Brytanii, nawet dwukrotnie, bo tyle było do opowiedzenia.
Rozmawiałam z Olgą Luterek o jej barce.
A już za parę dni, za dni parę…ruszają z kopyta zapowiedzi książki. Nie mogę się doczekać!