No kurde bele! Zapowiedź książki była niusem miesiąca.
Zdarzają się w życiu dni, że trzeba pamiętać, żeby oddychać. Ironia losu sprawiła, że kiedy poszłam na pierwsze warsztaty z oddychania i mobilności, prowadzone przez moją trenerkę Anię, przeżywałam właśnie taki dzień. Powód? Wojna o cukierkową bransoletkę. Nigdy nie sądziłam, że będę płakać przez cukierkową bransoletkę. A jednak.

Wiem, że to niszowy news, ale to niesamowite jak w ciągu ostatnich pięciu lat digitalizacja brytyjskiej biurokracji ruszyła do przodu i o ile łatwiej się żyje.
Kiedyś na certyfikat rezydencji podatkowej czekałam prawie miesiąc. Obecnie niecałe dwa tygodnie. Ja wiem, pandemia nie ułatwiała, jednak sam proces jest też łatwiejszy.
Kiedy człowiek wreszcie czuje, że jakoś się w tym nowym roku kalendarzowym osadził i odnalazł, po przerwie świątecznej i w ogóle, nadchodzą oczywiście ferie zimowe. Spędziliśmy je w Norwegii, w Tromso, które kocham jako mój eskapizm od świata. Powiedzmy, że z dziećmi był to mniejszy eskapizm. Ale wciąż kocham śnieg i Arktykę i brak codziennych problemów.




Po feriach zimowych wróciłam do domu zwarta i gotowa do pracy. Nie zdążyłam się za nią zabrać, ponieważ jeszcze tego samego dnia dopadła mnie grypa. Nie wyszłam z łóżka przez następny tydzień. Nie byłam tak chora od…lat. Od 2019. Nawet w pandemii nie byłam tak chora.
Start roku wypadł dobrze w kwestii planowania. A to, co nie wyszło…to znaczy w zasadzie wszystko od połowy lutego, to już inna sprawa. Na pewno nie moja wina 😉 Poza tym, nie poddaję się. W myśl Kurta Vonneguta – “You were sick, but now you’re well again, and there’s work to do.”
Seriale
Miss Austen: Tym razem tytułowa panna Austen to nie Jane, a jej siostra Cassandra. Widzimy retrospekcje z ich życia właśnie z punktu widzenia Cassie. Dla znających życiorys sióstr nie ma tu wielkich odkryć, ale porządny serial kostiumowy z okresu regencji zawsze jest wart czasu.
Poza tym relacje między kobietami i siostrami wiodą tu pierwsze skrzypce i przyznam, że na ostatnim odcinku ryczałam. A jestem twarda i rzadko płaczę. A już na pewno nie na serialach…
Apple Cider Vinegar: Serial inspirowany prawdziwymi postaciami i rzeczywistym przekrętem influencerki udającej, że ma raka mózgu. Co oczywiście jest okropne, a jej postać odpycha, ale bardziej dobija mnie postać innej influencerki, również inspirowanej prawdziwą postacią, która naprawdę miała raka i zdecydowała się leczyć go sokami i lewatywą z kawy. ZGADNIJCIE JAK NA TYM WYSZŁA.
Warto obejrzeć jako przestrogę przed instagramowymi ściemami.
The Witcher Sirens of the Deep: Nie ma tu jakiejś wielkiej tragedii, ale też większość rzeczy, których tyka się showrunnerka Wiedźmina, byłaby lepsza, gdyby się ich nie tykała. Mam wrażenie, że po prostu zupełnie nie rozumie tej opowieści i świata Sapkowskiego. Nie potrafi z nich wyłuskać jednozdaniowej esencji, dlaczego świat uznał je za dobre. Przez co większość jej produkcji to bezsensowna papka.
Można obejrzeć, nie ma specjalnie po co. Akcent aktorki grającej Oczko jest najgorszą próba brytyjskiego akcentu jaki w życiu słyszałam.
Renfield: Nicholas Hoult jako pomocnik Draculi w XXI wieku. Coś pomiędzy The Boys i What We Do In The Shadows. Ma dość średnie oceny i był kasową klapą, natomiast…mnie się podobał. Jako taka prosta rozrywka, bez ambicji, ale też bez krzywdy dla psychiki. W kategorii “filmy do obejrzenia w łóżku z grypą” daje radę.
No I Nicolas Cage jako Dracula.
The Search For Instagram’s Worst Con Artist: Szczerze mówiąc po serialu nie ma co już tego oglądać. A całkiem serio – jedyną wartością dodaną są wypowiedzi ojczyma i brata.
Gabby Petito: Przerażające studium przemocy w związku. Myślę, że warto, aby każda kobieta u progu dorosłości obejrzała ten dokument. Może pomoże uzmysłowić sobie jak banalne są oznaki przemocy domowej i że odcięcie się od agresora nie jest przesadą. Bo jednego dnia jest słabo, ale może nie dramatycznie, a następnego jest się martwą.
Dokument mógłby być lepszy, bo sporo rzeczy jest dość lekko zarysowanych i nie do końca rozumiem co się stało, ale i ta jest przerażający.
The Boy and the Heron: Najnowszy film Miyazakiego, potrzebowałam czasu, żeby być w nastroju na niego.
Trwa II wojna światowa. Matka bohatera ginie w pożarze szpitala, którego jest pacjentką. Jego ojciec żeni się z siostrą zmarłej matki, a rodzina przenosi się na wieś, do tajemniczej rezydencji, w której ogrodzie żyje żuraw. A ten wydaje się prześladować chłopca. Pozostaje jeszcze dziwna wieża w ogrodzie…
Poetyka snu, motywy autobiograficzne i odniesienia do innych filmów Ghibli – dla fanów studia pozycja obowiązkowa. Jak na produkcje studia – poprawna.
Filmy z dziećmi
Kung Fu Panda I Kung Fu Panda 3: Przyznam, że dopiero teraz weszłam w to uniwersum. I nie jest źle. Na pewno lepiej niż w “Małej Syrence”. Nie mam pojęcia o co chodzi, przy seansie zawsze trafia mnie szlag.
Minusikiem jest fascynacja moich córek kung fu. Nie mam oczywiście nic do kung fu, sama trenowałam aikido i mam dla sztuk walki wielki szacunek. Po prostu ich kung fu to naśladowanie ruchów z ekranu, ryczenie i rzucanie się na siebie. Wciąż jest to mniej niebezpieczne niż to do odstawiają po Bluey…
Książki
Pali się: Wysłuchałam w audiobooku. Znana z sieci strażacka opowiada o zawodzie. Moim zdaniem ciekawie, czułam, że sporo się nauczyłam. Jednocześnie jest osobą, z którą chyba bym się nie zaprzyjaźniła, bo mam wrażenie, że mamy trochę inne podejście do życia, ale ciężko odmówić jej siły, ciężkiej pracy i talentu.
Czy przeczytałabym to w papierze? Pewnie nie. Ale jako audiobook przy innych czynnościach – świetny.
Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym: Czytałam będąc w Norwegii. Muszę powiedzieć, że nie czuję wielkiego przerażenia instytucją Barnavernetu i miałam problem z poczuciem empatii dla wielu bohaterów. Nie wszystkich, ale wielu. Bo jednak osoba, która w ramach zemsty za uderzenie szwagra zamyka kogoś w bagażniku i wozi po okolicy, to w ogóle nie jest świat, który chcę znać.
Co do samej książki, mam wrażenie jakiegoś niedosytu. Tak, są pokazane racje Polaków, są pokazane racje instytucji. Ale jakoś tak powierzchownie. Czegoś mi zabrakło.
Obecnie słucham i czytam: Moja Przyjaciółka Śmierć, Heretycy Diuny, Księga Nocy, Matrymonium
Blog
Ze względu na urlop i grypę – pustki.
Ale pisałam o pisaniu książki non-fiction oraz o moich ulubionych aplikacjach.
Podcast
Tutaj działo się więcej.
Czytałam pierwszy rozdział nowej książki Czas na Herbatę.
Porównywałam z Adą Lisiecką Paryż i Londyn, to jak się w nich żyje.
Informowałam o obowiązku Elektronicznej Autoryzacji Podróży, przy wjeździe do UK od kwietnia.
No dobra. Na początku marca wciąż jeszcze byłam słaba po grypie, i przed premierą książki nawet nie zdążyłam tego wpisu opublikować. W marcu życzę sobie dużo zdrowia…