Od dawien dawna frapowało mnie pewne zagadnienie zapodane przez Zombie Samuraia. Do jakiej gazety porównałabym swój blog i jaki styl chciałabym reprezentować? Drogi Zombie dał mi zagwozdkę na długie miesiące, ponieważ nie identyfikowałam się z żadną czytaną przeze mnie prasą. Wniosek nasunął się sam. Ewidentnie czytałam za mało i czytałam źle.
Większość magazynów dla kobiet określiłabym mianem ‘mózgotrzepów’. Czytanie Glamour czy Cosmopolitana to guilty pleasure, chociaż z tym pleasure można polemizować.
Cyklicznie powracają tematy typu :
– ’25 rzeczy, których on chce w seksie’, ’10 rzeczy, których nie wiesz o jego członku’, ’co oni naprawdę myślą o kobietach’
– ‘nowa dieta cud’
– 'jak dbać o włosy/cerę wiosną/latem/jesienią/zimą’
– ‘wywiad z super celebrytką, która wcale nie zachowuje się jak diva, tylko jest całkiem normalna’ (nie wiem skąd się biorą divy, bo absolutnie każdy w tych wywiadach jest miły, uczynny i szczery)
– ‘jak osiągnąć sukces’
Przy takim bogactwie interesujących i inspirujących tematów zwykle czym prędzej wertuję magazyn, żeby znaleźć strony z modą, po przejrzeniu których ciskam magazynem w kąt.
Na Vogue z kolei miło się patrzy (chociaż czasem mam dość oglądania rzeczy ze dziesiątki tysięcy złotych), ale nie ma w nim wiele do czytania. A to co jest bywa wątpliwej jakości. Napisałam nawet kiedyś tekst,dlaczego więcej nie kupięVogue, ale wiadomo, blogery kłamią i czasem kupuję.
Ponieważ chcę czytać dobre rzeczy, postanowiłam poszerzyć swoje horyzonty i sięgnąć po nowe, bardziej niszowe tytuły, które nie atakują z półki w każdym kiosku. Dzisiaj przedstawiam Wam dwa pierwsze, które chwyciłam w salonie prasowym. Sądzę, że wkrótce wrócę do tematu, bo wyniki eksperymentu są bardzo zadowalające.
frankie (Australia)
Najciekawsze teksty wydania:
– wywiad z fotografem, autorem projektu na temat albinosów
– tekst o odbieraniu muzyki przez zwierzęta
– wywiady z czwórką starszych malarzy na temat ich postrzegania starości i jej znaczenia dla ich sztuki
– zestawienie najlepszych fikcyjnych kobiet detektywów (Dana Scully rządzi!)
– historia ugandyjskiej szkoły piękności dla ofiar min przeciwpiechotnych
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że teksty są krótkie, ale to złudzenie, które wynika to z oszczędnego designu. Zazwyczaj do artykułu dołączone jest jedno zdjęcie, wyjątkiem są te o projektach fotograficznych czy modzie.
We frankie nawet reklamy są lepsze, nieco indie, niektóre można też określić jako inspirujące. Bardzo rzadko zdarza mi się szukać produktu w internecie po zobaczeniu reklamy w magazynie, w przypadku frankie zrobiłam to kilkakrotnie.
Magazyn dostępny jest w formie cyfrowej, chociaż osobiście będę się trzymać wydania papierowego.
oh comely (UK)
Pierwszy raz zetknęłam się z nim w poczekalni u lekarza, gdzie raczyłam się recenzją gumek do ścierania z różnych dekad. Jeśli ktoś jest w stanie napisać ciekawy tekst na temat gumek do ścierania to aż strach pomyśleć, do czego jeszcze zdolna jest ta osoba. I ten magazyn.
Najciekawsze teksty wydania:
– felietony o strachu
– komiks o historii angielskiego puddingu
-‘jak rozmawiać z nieznajomymi’ radzi kosmetyczna, pielęgniarka, taksówkarz i instruktor jazdy,
– wywiad z twórczynią projektu fotograficznego o pięćdziesięcioletnich kobietach – pięćdziesiątka jako wiek przejściowy
– dziwny, nieco hipnotyczny wywiad z rysownikiem, twórcą ilustracji na zdjęciu powyżej.
Oba magazyny są do siebie dość podobne w designie i ogólnej stylistyce. frankie jest nieco bardziej pogodny i zawiera dużo osobistych felietonów, chwilami czułam się jakbym czytała dobrego bloga. oh comely z kolei jest trochę bardziej pretensjonalny, ale też nieco poważnieżniejszy. Oczywiście są to wrażenia po przeczytaniu jednego numeru. Na następne będę musiała chwilę poczekać, bo to dwumiesięczniki. Różnica między nimi a ‘mózgotrzepami’ jest zasadnicza – nie mogę się od nich oderwać w domu, pociągu, a nawet (trochę wstyd) w pracowej toalecie. Oczywiście nie ma w nich glamour sesji, nie są to przebojowe magazyny dla cosmo dziewczyn, bardziej coś, co mogłaby czytać Jess z ’New Girl’.
Na chwilę obecną być jak frankie czy oh comely to nie taka zła opcja. Nic to, że niszowa. Bardzo liczę na Wasze rekomendacje co do kolejnych magazynów, po które powinnam sięgnąć. Co czytacie?
PS Tak sobie myślę, że Kominek rzucił ten Vogue trochę dla draki, bo jakoś ciężko mi uwierzyć, że chciałby reprezentować ich poziom literacki 😉