Camden Town, Portobello czy Brick Lane są fajnie, ale koniec końców ile można oglądać te same antyki, chińskie sukienki starające się być retro czy dziesiątki sklepów vintage, w których asortyment jest do siebie zbliżony, a i ceny równie wybujałe (wyjątkiem jest tu przystępne Beyond Retro). Jest jednak market, który nigdy mi się nie znudzi. O którym nie ma możliwości powiedzieć 'no co ty stary, po co będziemy jechać, tyle razy byliśmy, co tam jest ciekawego’. Wszystko na tym markecie jest bardzo ciekawe, bo wszystko pachnie, nęci i smakuje i można tym zapchać gębę. Jak wiecie, lubię pochłaniać, a jest tam co pochłaniać.
Kate Moss powiedziała kiedyś, że nic nie smakuje tak dobrze jak dobra jest świadomość bycia chudym. Strasznie mi przykro, że nikt nie pokazał jej nigdy dobrej restauracji. Bo dobre mienie, perły, kamienie i XS odzienie, ale kiełba, trufla, śledź i pajda chleba lepsze. Poza tym za późno dla mnie na zostanie modelką czy seksowną aktorką, chudość mi nie grozi, a na smakowanie tych wszystkich pyszności zawsze jest czas.
Na Borough Market znajdziecie zarówno strusie jaja, świeżo upolowane króliki czy owoce morza z oczami (u tych, co mają oczy), jak i organiczne smoothie czy sery po dwadzieścia funtów za kilogram. Nie lubię gotować, ale od tego marketu jestem uzależniona. Myślę, że zdjęcia pomogą zrozumieć dlaczego.
View Larger Map