…albo dziesięć, albo sto tysięcy, to…? No właśnie, to co? Co byście sobie kupili?
Chyba po raz pierwszy w życiu czuję się niczym stoicki mędrzec, który niczego do szczęścia nie potrzebuje. Nie chodzi o to, że nie widzę sposobów na ulepszenie mojej egzystencji, bo widzę ich mnóstwo, ale nie potrzebna jest mi do szczęścia żadna RZECZ. Gdybym jutro dostała rower, iPada, samochód, własne mieszkanie w najdroższej dzielnicy najdroższego miasta świata czy szafę pełną toreb Prady, butów od Manolo i płaszczy Burberry to byłoby to na pewno miłe. Ale czy którakolwiek z tych rzeczy sprawiłaby, że byłabym bardziej zadowolona z siebie, z życia i ze świata? W tej chwili wydaje mi się, że nie. Ale może po prostu nie jeździłam jeszcze po mieszkaniu na rowerze samochodem w butach od Prady przeglądając blogi na iPadzie. Jeśli będę miała okazję to na pewno zrecenzuję Wam to doświadczenie.
Uczucie braku materialnych potrzeb jest z jednej strony odświeżające, z drugiej trochę przerażające. Ale może mi minie.
// trencz H&M, jeansy River Island, bluzka New Look, torebka sh, naszyjnik Makabresque //