Kilka razy pojawiły się na blogu sugestie, żebym w cyklu ‘Riennahera poleca’ napisała coś o muzyce. Mój gust muzyczny można określić jako śmietnik. Różne dziwne elementy, rupiecie i starocie wymieszane są ze sobą bez ładu i składu. Zupełnie jak ubrania na podłodze w mojej sypialni. Jedynym kryterium doboru jest to, że mi się coś podoba, przy czym podobają mi się klasyki, majstersztyki, ale czasem też rzeczy dość złe (tak, mam na iPodzie pierwszy album My Chemical Romance). Ustalmy zatem, że na muzyce się nie znam. Znam się na filmie. Chętnie polecę Wam zatem połączenie dźwięku i obrazu czyli teledyski.
Te, które lubię najbardziej, dzielą się na dwie kategorie – ładne i dziwne. Czasem bywają zarówno ładne jak i dziwne. Myślę, że z łatwością rozpoznacie, które są które.
1.Jeśli miałabym zobaczyć w życiu tylko jeden teledysk, chciałabym, żeby było to 'Heathen Child’. Jeśli ktoś nakręciłby mój idealny, wymarzony klip, to wyglądałby jak 'Heathen Child’ z dodanymi kilkoma dinozaurami. Psychodeliczne wizje kąpiącej się dziewoi, wilk w łazience, przebrany za rzymskiego legionistę Nick Cave zabijający laserowym spojrzeniem i motywy religijne. Można chcieć czegoś więcej? Można. Dinozaurów. Poza tym jest idealnie.
2. Jeśli mogłabym zobaczyć tylko dwa teledyski, drugim na pewno byłby 'Frontier Psychiatrist’. Motyw psychodelicznego, surrealistycznego występu, coś pomiędzy klimatem Davida Lyncha a Monthy Pythona. Lekko niepokojące, ale równie zabawne. Lana Del Rey się chowa.
3. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten teledysk, bardzo mi się nie podobał i uważałam, że zrobiony jest pod publikę pretensjonalnej ‘lirycznej młodzieży’. Z tym, że sama byłam (jestem?) jej wzorcową przedstawicielką. Gdybym spotkała samą siebie pewnie też bym się sobie nie spodobała. Wideo ma klimat okrutnej magicznej baśni i zostało zrobione tak bardzo ‘pode mnie’, że musiałam się zbuntować. Parafrazując ‘Wichrowe Wzgórza’, it is ‘more myself than I am’ (to tak odnośnie pretensjonalności ;). The Cardigans to też jeden z moich najukochańszych zespołów.
4. Przygody kartonika po mleku. Czy potrzeba komentarza?
5. Złoty kombinezon, złote powieki, złota pościel, złoty klozet, telefon w kształcie ust na złotej tacy. To już nie jest bling-bling, to jest bling-bling-bling! Poza tym Yolandi wygląda jak moja gdańska przyjaciółka Iza, z którą przeżyłam niektóre z najfajnieszych momentów w życiu.
6. Muzyka Florence już mi się znudziła i na obecnym etapie przełączam jej utwory. Moim zdaniem jej styl jest bardziej interesujący niż jej brzmienie. Ale teledysk do 'Rabbit Heart’ (które chyba jako jedyne mi się nie znudziło) jest wiernym odwzorowaniem moich fascynacji – prerafaelicki rudzielec pląsający z rusałkami, dekadencka impreza, trumna dryfująca po jeziorze. Tak, jestem pretensjonalna, a to jest piękne.
7. Wiem, że 'Ray of Light’ to efekt duchowych poszukiwań typowych dla ludzi ze zbyt dużą ilością pieniędzy. Ale nic nie poradzę, że jest to mój ulubiony album Madonny, który darzę tak wielkim sentymentem, że słuchałam go namiętnie jeszcze wiele lat później. Jako jedenastolatka oglądałam ‘Frozen’ na MTV i Vivie z otwartą szeroko buzią.
8. Queen był zespołem, którym rodzice katowali mnie w dzieciństwie. Włączali mi te okrutne baśnie na zmianę z dyskografią zespołu. Podobnie jak Stewie bałam się okładki 'News of the World’.
Wideo? Dwa słowa: Freddie Mercury. Jako kobieta. Jako faun. Miłość i śpiew.
9. Znowu dekadencja, znowu transwestyci (tym razem jako baletnice!). Ewidentnie lubię w teledyskach przebieranki, teatralność, surrealizm.
10. Dziwnie ubrane laski tańczące w lesie oraz lama. Kuriozalne ciuchy, las i zwierzątka= cała ja.
To nie są moje ulubione zespoły (przynajmniej nie wszystkie), moje ulubione piosenki, moje ulubione gatunki muzyczne. Słucham też metalu i folku i country i w ogóle. Przynajmniej pięć świetnych teledysków nie trafiło na listę. Ale pokrótce powyżej przedstawiłam te, które w tej chwili lubię najbardziej.
Może macie dla mnie jakieś rekomendacje?