Nie będę ukrywać, że przedwiośnie to nie jest mój ulubiony okres w roku. Mam skłonności do depresyjnych nastrojów i w tym czasie czuję się jakbym znowu miała szesnaście lat. Nie w sensie, że jak młoda, piękna i wiotka niczym wierzbowa gałązka dziewoja o młodzieńczej fantazji. O nie. Czuję się jak pryszczata nastolatka zamknięta w swoim pokoju z Pidżamą Porno w słuchawkach i płacząca, że nie umie matematyki. Ze wszystkich porywów młodości to nie jest ten, który chce się czuć dziesięć lat później. Z przedwiośni lubię książkę i nawet film, bo wiadomo, motyw rzucania się na barykady. Kiedy miałam te szesnaście lat walka i śmierć na barykadach to było chyba moje największe marzenie, zaraz obok bycia elfem. Na szczęście mi przeszło (barykady, nie elfy oczywiście).
Dzisiaj pojawiły się pierwsze promyki nadziei, że idzie lepsze. Siedzę sobie zatem na ławeczce w parku i ze wszystkich sił produkuję na słonku witaminę D.
// sukienka New Look, kapelusz i kurtka jeansowa Topshop, buty River Island //