Obsesje związane z ubiorem przychodzą i odchodzą. W tym tygodniu zdałam sobie sprawę z ponurej prawdy. W moich codziennych zestawieniach coraz rzadziej pojawia się Kiziak. Jest już wystarczająco zimno, żeby wychodził na żer każdego ranka, ale w tym miesiącu ewidentnie zapadł w sen zimowy i wyszedł tylko kilka razy za potrzebą. Mam jeszcze nadzieję, że gwałtowny spadek temperatury wybudzi go z letargu.
Na chwilę obecną obowiązkowym elementem stroju jest czapka. Najlepiej wełniania. Mój szef zaczął się ze mnie śmiać, bo przez tydzień codziennie przychodziłam w innej. Pamiętam jak kiedyś noszenie czapki było niczym najgorsza kara i rozmowa na ten temat kończyła się dramatyczną kłótnią z mamą czy babcią. Dzisiaj wyszłam z domu bez czapki, w nausznikach. Czułam się jak…czubek.
Jakie są Wasze obecne obsesje?