Zacznijmy od tego, że 'Prometeusz’ mi się podobał. Nie było to arcydzieło sztuki filmowej, żadna nowa 'Odyseja Kosmiczna’, ale mi się podobał.
Nie mam zamiaru umieszczać tu całej recenzji, analizy i rozkładania filmu na czynniki pierwsze. Tym bardziej, że widziałam go kilka dni po premierze brytyjskiej, a więc jakiś miesiąc temu. Skupić się chcę jedynie na tym, dlaczego, moim zdaniem, 'Prometeusz’ to film dobry, a przynajmniej przyzwoity i wart obejrzenia.
Dziwi nieco narzekanie widzów, że było mało Obcego (pan nie odrobił chyba lekcji przed pójściem do kina), albo że to film dla hardkorowych fanów. Nie zgadzam się ani z jedną, ani z drugą opinią.
’Prometeusz’ to nie jest prequel 'Obcego’. To ledwie film dziejący się w tej samej rzeczywistości. Sam reżyser określa go jako ’wywodzący się z tego samego DNA’. Jak 'Obcy’ jest mroczny i od początku możemy się spodziewać SPOILER, że niewielu bohaterów wyjdzie nam z tej historii żywych. Mamy też twarzołapy, pasożyta we wnętrzu człowieka i w końcu obcopodobną morderczą kreaturę w roli epizodycznej. Nie jest to jednak do końca Obcy, ale i nie jest dla nas w tym filmie szczególnie ważny. Ważne jest, że kosmos nie jest miły i raczej nic dobrego nas tu nie czeka i niekoniecznie chodzi tylko o zmutowane potwory. Jeśli ktoś nie zna 'Obcego’ nie ucieszy go kilka scen, ale nie straci szczególnie dużo z przekazu.
Jedno słowo klucz zawiera odpowiedź na pytanie, dlaczego warto wybrać się do kina – Fassbender. Widzę tutaj nominację do Oscara bo w roli androida Davida jest hipnotyczny, niepokojący i w zasadzie jest większą atrakcją niż wszyscy ci kosmici. Fassbender powiedział, że nie chciał wzorować się na robotach z 'Obcego’, ale na 'Blade Runnerze’ i to bardzo rzuca się w oczy. Jego kreacja jest równie przejmująca jak kreacja mojego ukochanego Rutgera Hauera i w takim samym stopniu porusza kwestię definicji człowieczeństwa. 'Prometeusz’ jest zatem w takim samym stopniu prequelem 'Obcego’ w jakim jest prequelem 'Blade Runnera’, a można się kłócić, że bardziej eksploruje wątki z tego drugiego filmu. Na dodatek napięcie między Fassbenderem a postacią graną przez Charlize Theron jest świetnie zbudowane, przez długi czas nie wiedziałam czy się pozabijają (na tyle, na ile można zabić androida), czy wskoczą do łóżka (scena seksu z androidem to byłoby dopiero coś), SPOILER a w końcu nie dzieje się…nic. Niedosyt jest, ale jakże interesujący.
Poza Michaelem – efekty specjalne. Sama (chociaż uwielbiam sci-fi i fantasy!) nie jestem ich wielką fanką i nie rozumiem, co było nie tak z kukiełkowymi Jabbą i Yodą, że trzeba ich było animować, ale w 'Prometeuszu’ były dobre. SPOILER Podczas sceny upadku gigantycznego statku kosmicznego czułam dość przejmujący niepokój i lęk, natomiast scena z hologramem była absolutnie przepiękna, podobnie jak scena otwierająca film ze statkiem kosmicznym nad islandzkim wodospadem. 'Avatar’ był dla mnie efekciarskim kiczem, tutaj efekty były takie jak potrzeba.
Wiele osób zarzuca 'Prometeuszowi’, że pozostawia widza z mnóstwem nierozwiązanych zagadek i zostawia sobie furtkę do sequela. No jasne, że zostawia, Hollywood to nie opieka społeczna tylko fabryka. Z drugiej strony jednak brak rozwiązania zagadek to bardzo uczciwe podejście. Lecimy sobie w rejony kosmosu, w których nie było jeszcze nigdy człowieka, znajdujemy rasę, która nas stworzyła i nie da się nawet ogarnąć umysłem jak stara musi zatem być, i chcemy w ciągu dwóch godzin zrozumieć skąd przyszliśmy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. To by dopiero było głupie. Dla mnie zatem ilość niedopowiedzeń to kolejna zaleta.
Oprócz tego dość ciekawe przedstawieni są 'inżynierowie’, z jednej strony piękna i niezwykle zaawansowana technicznie rasa, z drugiej zupełnie niezrozumiała, okrutna i pełna nienawiści. W porównaniu z tym co często jest serwowane przez Hollywood w kwestii obcych (np. obrzydliwi i źli żaboludzie z 'Kowbojów i Obcych’, czy biedne atakowane plemiona z 'Avatara’) to również miła odmiana.
SPOILER No i zakończenie. Jeśli, Drogi Czytelniku, nie widziałeś filmu, nie czytaj dalej.
Zakończenie mnie porywa. Shaw, która utraciła wszystko, wyrusza na wyprawę w poszukiwaniu nie wiadomo czego, nie wiadomo gdzie, w towarzystwie poćwiartowanego androida i bez perspektywy, że kiedykolwiek spotka jeszcze człowieka (nie mówiąc już o powrocie na Ziemię). Jeśli to nie jest przejmujące, to nie wiem co jest.
Jedno z czym muszę się natomiast zgodzić to pewna naiwność badaczy kosmosu. Lecą sobie na planetę odległą dwa lata drogi od Ziemi i muszą wszystkiego dotknąć i nie są zbyt podejrzliwi wobec tego, co mają przed sobą. Ale trzeba ich zrozumieć, w końcu w świecie stworzonym na potrzeby tego filmu nie było nigdy serii filmów o Obcym, a i 'Z Archiwum X’ było nadawane w telewizji jakieś sto lat wcześniej, więc nie wiedzą, że nie można dotykać żadnych, ale to żadnych czarnych oleistych substancji i jeśli coś się rusza to spadamy, a nie eksplorujemy. Tutaj argument w odwiecznej dyskusji z moim chłopakiem, że jednak popkultura jest niezwykla ważna i może zwiększyć szanse na przetrwanie w takim samym stopniu jak umiejętność ubicia jelenia gołymi rękami.
Przedstawiłam kilka argumentów, które moim zdaniem sprawiają, że 'Prometeusz’ jest wart obejrzenia. Oczywiście fabuła nie jest idealna i sporo rzeczy można by w niej poprawić, a aktorzy mogliby dostać więcej miejsca na rozwinięcie swoich ról (choć i tak poziom gry aktorskiej jest wysoki). Ridley Scott jest jednak nazywany 'ojcem wersji reżyserskiej’, więc może warto poczekać?
PS Można chyba zauważyć, że nie jestem fanką 'Avatara’, ale o tym może kiedy indziej 😉