thrifted cardigan and bag, Internacionale dress, New Look shoes
Photos by Ell, Ell’s dad and me
To dość interesujące, że ubrania, w których rok temu mogłabym chodzić cały czas teraz wiszą smutno na wieszaku w szafie, niedotknięte od wielu miesięcy. Jednym ze sztandarowych przykładów jest koronkowy kombinezon. W dalszym ciągu mi się podoba, podobnie jak dawne zestawy, teraz jednak bardziej przemawia do mnie bardziej jako eksponat w Muzeum Pamięci Riennaherowej.
Zmiany zapewne mają związek z ukończeniem studiów i zmianą stylu życia, przeprowadzką ze Szkocji (radosnej krainy Labourzystów i jednorożców) na południe Anglii (do siedliska Torysów i innych rumburaków, hydr, węży i skorpionów) oraz tym, że w południe, zamiast wtaczać się do uniwersyteckiego baru, wcinam kanapkę w pracy.
Obecnie absolutnym numerem jeden jest nie kombinezon, a biała sukienka. Ich wspólną cechą jest sprawianie, że na danym etapie życia czuję się jak nimfa, Florence czy inna polna tanecznica oraz to, że moja babcia ich nie znosi. Z babcią sprawa jest ciężka. Z jednej strony nigdy nie umie docenić moich najukochańszych ciuchów, a z drugiej wygrzebuje mi sweterki jak na powyższych zdjęciach. Ciężko babcię rozgryźć, jest niczym Enigma.