Czasami myślę sobie, że to bez sensu chcieć mieszkać gdziekolwiek indziej niż w Londynie. Bo mamy tu wszystko. Idealną mieszankę starego z nowym, sielskiego z miejskim, bezpiecznego z ekscytującym i bajkowego z drapieżnym. W takich chwilach jak te uwiecznione na zdjęciach nucę sobie Pidżamę, że szczęście polega na tym, by z prostych rzeczy nie tworzyć intelektualnych labiryntów.
I tylko kiedy wierzchowce tej majestatycznej, romantycznej konnej policji zostawiają wonną niespodziankę pod wejściem do mojego budynku, w którym mieszkam sobie w maluśkim mieszkanku, za które płacę jak za zboże, bajka trochę rozchodzi się w szwach.
(we wpisie występuje gościnnie Szafa Madziary i Fatilicious)