Pierwszy lipcowy weekend niczym rodowita Brytyjka spędziłam na imprezowaniu w Krakowie. O czym wkrótce napiszę, bo pogoda była upalna, towarzystwo zacne, miejscówki wyborne, a driny w porównaniu z londyńskimi tak tanie, że kiedy teraz idę do pubu chce mi się płakać. Przy czym starocie na targu staroci były przynajmniej tak drogie jak na najsłynniejszych londyńkich marketach.
Jest jednak czas na mojito dla ciała i mojito dla duszy. Tym drugim zdecydowanie była wystawa na temat twórczości Stanleya Kubricka w Muzeum Narodowym. Nie będę specjalnie zachęcać do twórczości reżysera. Jego filmy są absolutnie kultowe i przełomowe, ale ten styl trzeba lubić. Im późniejszy film tym trzeba bardziej lubić, bo autorska stylistyka przybiera na sile. Ale jest to moja ulubiona stylistyka. Uwielbiam pełne symbolizmu produkcje, których fabułę da się streścić w jednym, dwóch zdaniach i w których właściwie nic się nie dzieje, ale atmosfera sprawia, że po plecach przechodzą ciarki. Takie są filmy Kubricka, Lyncha, Tarkowskiego, von Triera.
Historia sukcesu Kubricka jest nudna i banalna. Jeśli masz talent i wizję, a do tego bardzo ciężko pracujesz, zostaniesz doceniony i osiągniesz sukces. Straszna nuda. Przy czym Kubrick był w tych aspektach absolutnym gigantem. Profesorowie historii nie przeprowadzają tak dogłębnego researchu jak Stanley przygotowujący się do nakręcenia filmu o Napoleonie (projekt niestety nie został zrealizowany). Byłam zszokowana odkrywszy, że sceny z Odysei Kosmicznej 2001 nie są wynikiem tricków kamery, tylko stworzono na ich potrzebę gigantyczną konstrukcję. Jednym z moich ulubionych motywów były też hejterskie listy, które Kubrick dostawał od widzów, kościołów, młodych matek i wojskowych żon. Wystawa zawiera tyle informacji i materiałów na temat twórczości reżysera, że spokojnie można tam spędzić cały dzień, jeśli nie dłużej. A po tym dniu prokrastynacja nigdy nie będzie już tak samo przyjemna. Bo nie ma bata, ten umysł nie miał kiedy się jej oddawać.
Jeśli lubisz długie, nudne filmy (ja kocham) i masz na zbyciu 25 zł, uderzaj do Muzeum. A jak nie masz, to pożycz od mamy, taty, cioci, babci lub z parafii i też uderzaj. Można pomacać nóż i maszynę ze Lśnienia. To znaczy chyba można. Ja i tak pomacałam.
Wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie jest otwarta do 14 września.