Jest we mnie COŚ takiego, przez co trwała i długoletnia intensywna przyjaźń z kobietą jest dla mnie nieosiągalna. Może jestem głupia, wredna, albo mam za duży nos, który odstrasza.
Zawsze marzyłam o przyjaźni niczym z Seksu w Wielkim Mieście. Żeby wszędzie chodzić razem, kupować razem szpilki i tampony, trzymać włosy przy rzyganiu, dzwonić do siebie o trzeciej w nocy, sami wiecie. Najbliżej takiej przyjaźni byłam w Glasgow, z tym, że moja Miranda, Samantha i Charlotte włosy miały przede wszystkim na brodzie i klacie, sukienki nosiły dla draki i zanim było im niedobrze po alkoholu ja już dawno spałam w łóżeczku.
Nie wiem, co takiego sprawia, że z kobietami nie umiem nawet mieszkać. Dwa lata dzielenia mieszkania ze współlokatorkami były drugim najbardziej frustrującym okresem w moim życiu. Przy pierwszej lokatorce czułam się jak matka pięciolatki, przy drugiej jakbym mieszkała z psychopatycznym mordercą, który mnie obserwuje. W obu przypadkach fochom nie było końca. Po przeprowadzeniu się do kolegów wciąż mieliśmy nieodkurzone, niepozmywane oraz nakruszone i wciąż było to wkurzające, ale przynajmniej było weselej. Nawet jak się obraziłam, to ciężko było pozostawać obrażonym długo, widząc jak chłopaki grają w kuchni w palanta. Patelnią. I pomidorem. I ścianą. Plama nigdy nie zeszła.
Oczywiście, że pewne przyjaźnie rozpadły się z mojej winy. Ale te, o które bardzo się starałam też się rozpadły. A im bardziej się starałam, tym bardziej było mi smutno, zwłaszcza kiedy poszło o to COŚ. COŚ to poważna sprawa, o której powinnyśmy wiedzieć, ale o której nikt nigdy nie powie. Wywołuje podobną grozę, jak kiedy na pytanie mężczyzny 'co się stało?’ odpowiadamy 'NIC’. Jeśli ukradłyście przyjaciółce faceta czy za jej plecami obgadałyście ją z najgorszym wrogiem, nie jest to takim przewinieniem jak właśnie COŚ. Facetów nie kradnę, z wrogami nie przestaję, niestety COŚ to moje drugie imię.
Głęboko wierzę, że kiedyś odnajdę gniazdo COSI i wszystkie je ubiję. A wtedy wszystkie kobiety świata rzucą mi się na szyję. Szkoda, że cyberprzyjaźnie na odległość są jak cybermiłość. A nawet gorsze, bo pozbawione chociażby cyberseksu.
Póki co poszukiwania kobiety mojego życia trwają.
Przepraszam za ten wpis wszystkie znane mi dziewczęta, które mogą poczuć się dotknięte. Prawda jest taka, że dużą część z Was kocham i uwielbiam. Po prostu nie możemy się dogadać. Wiecie, to przez COSIA.