Rzeczowi i merytoryczni krytycy naszego jestestwa, którzy chcą naszego dobra poprzez wyjaśnienie nam naszej gównowartości (zwani też hejterami) skłaniają do różnego rodzaju refleksji. To temat rzeka, ale nie o nich będzie ten tekst. Przynajmniej nie o nich wszystkich. Właściwie to będzie o jednej tylko uwadze. Otóż mam prawie trzydzieści lat i jestem infantylna, bo lubię dinozaury.
Ten tekst nie jest też o dinozaurach, ale ponieważ rzeczywiście je lubię, to poświęcę im chociaż akapit. Dobrą miarą tego co jest beznadziejne jest chyba dekalog. Beznadziejnie jest kraść, kłamać, zdradzać, zabijać, zazdrościć ziomowi osła czy żony. Nie ma nic o lubieniu dinozaurów w okolicach trzydziestki. A lubi je całkiem sporo ludzi. Nie wiem jaka jest światowa średnia wieku ekspertów w dziedzinie paleontologii, ale jako, że większość z nich to doktorzy czy inni profesorowie to myślę sobie, że chyba będzie to ponad trzydzieści lat. Setki osób na tym nędznym łez padole robią infantylne kariery naukowe za infantylne granty na ich infantylne badania. Jednak koniec końców jest to z pewnością mniejsze zło niż oglądanie Klanu czy Tańca z Gwiazdami. Bo Klan i Taniec z Gwiazdami są durne na pewno, co do dinozaurów nigdy się tego nie dowiemy, możemy mieć tylko przypuszczenia. Więcej na temat tego co wypada, a co nie, pisał niedawno Zwierz Popkulturalny i Paweł Opydo. Nie mam specjalnie więcej do dodania.
W końcu dochodzimy do momentu, w którym okazuje się, o czym jest ten tekst. Nie wiedziałam, że jestem za stara na dinozaury, bo nie wiedziałam, że mam prawie trzydzieści lat. To znaczy wiem, ile mam lat, ale nie sprawia mi to specjalnie żadnej różnicy. Już nie. Jakoś tak na pierwszym czy drugim roku studiów namiętnie oglądałam Seks w Wielkim Mieście, który z jednej strony był świetną odskocznią od nauki, a z drugiej nieco przerażał. Życie po trzydziestce było kosmosem. Dla Carrie czy Mirandy strasznym wiekiem było lat czterdzieści czy czterdzieści i cztery. Dla mnie w tamtym czasie? Dwadzieścia pięć. To mniej niż miała Natasha, „dziecięca” żona Biga. Od moich dwudziestych piątych urodzin nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi dalej niż trzy lata naprzód. Do niedawna.
Mieć dwadzieścia i kilka lat nie jest łatwo. Studia, pierwsze prace, beznadziejne płace, wychodzenie na ludzi, przepoczwarzanie się w osobę dorosłą i walka ze wszystkimi kompleksami pozostałymi z okresu nastoletniego nie jest lekka, łatwa i przyjemna. Zakładając, że nie jesteś wybitnym umysłem na miarę Stephena Hawkinga, gwiazdą Hollywood, albo dziedzicem fortuny, to jest to stresujący okres. I dopiero kiedy dobiega końca masz w sobie na tyle rozumu, że masz gdzieś czy możesz lubić dinozaury czy nie. Po prostu je lubisz.
Każdy okres życia ma swoje zalety. Kiedy jesteś dzieckiem wszystko jest magiczne i tajemnicze. Las już nigdy nie będzie tak samo wielki i straszny jak wtedy, już nigdy nie będzie tyle czasu na zabawę, a Święty Mikołaj nie będzie równie hojny i wyczekiwany. Wiele bym dała, żeby mieć znowu swoje nastoletnie, pozbawione grama tłuszczu ciało oraz głodny wiedzy i chłonny jak gąbka umysł, który chodził spać o drugiej nad ranem, bo książka taka ciekawa. Zbliżając się do trzydziestki wyzbywam się natomiast większości kompleksów i nerwów. Mam za duży nos? A kogo to ochodzi? Ktoś w pracy albo w towarzystwie mnie nie lubi? Jego problem, niech się martwi, czy ja go lubię. Nie czuję się w nastroju na imprezę? To nie idę. Jestem w nastroju? Zostaję tak długo jak chcę i nie liczę się z każdym funtem, pensem czy inną walutą. Wszystko się wali i pali, a szef na godzinę przed spotkaniem z wielką globalną marką i jednym z najważniejszych klientów oznajmia, że go nie będzie, bo żona zachorowała? Luz. Jakoś to będzie. Zawsze jest.
Zbliżam się do trzydziestki i każdy rok jest zupełnie inny niż poprzedni. W ciągu kilku miesięcy pokonuję więcej wyzwań niż przez całą podstawówkę czy liceum. I jest to bardzo ekscytujące. A w międzyczasie czytam czasem o dinozaurach, a czasem The Economist. Czasem w marynarce, a czasem w ogrodniczkach. Bo mogę. I tylko wciąż jeszcze nie umiem sprzątać. Może do czterdziestki się nauczę.