Święta mają to do siebie, że są słodkie i cudowne i miłe. Jak pierniczki, sernik czy makowiec. Tyle tylko, że po kilku dniach jedzenia pierniczków, sernika i makowca marzy mi się wielki soczysty stek. Dlatego w ramach odwyku od choinki i cukru porozmawiajmy dzisiaj o innych ważnych rzeczach. Na przykład o kremach do rąk.
Kremy do rąk są jedną z tych rzeczy, których mam za dużo. Zaraz obok ubrań, butów i szminek. I kubków. W sumie wszystkiego mam za dużo, ale w przypadku tubek z pachnącymi kremami nie mam wyrzutów sumienia. Chronią mnie bowiem przed jednym z najgorszych odczuć świata, które na mojej skali okropności zajmuje miejsce zaraz obok borowania zębów, a bije też na głowę pobieranie krwi czy zastrzyki. Chodzi oczywiście o doznania towarzyszące zetknięciu się dłoni z szorstką tkaniną. Koszmar.
Krem odgrywa też ważną rolę w moich kontaktach ze światem. Szef mnie męczy i oczekuje odpowiedzi na niewygodne pytanie? Sięgnięcie po krem do rąk pozwala grać na zwłokę, zyskuję cenne sekundy. Nagle podczas rozmowy zapada niezręczna cisza? Od razu robi się mniej niezręcznie, jeśli dokonujesz rytuału użycia kremu. Możesz niby przypadkiem nałożyć go za dużo i zaproponować podzielenie się. To może być również sposób na podryw…Jedna mała tubka, a tyle zastosowań. Przy okazji oczywiście mamy cudnie pachnące i nawilżone dłonie.
Poniżej moja obecna kolekcja ratująca mnie w razie mrozu, upału, twardej wody i niewygodnych konwersacji.
Neil’s Yard Remedies
(Przy tworzeniu tego wpisu nie ucierpiały żadne jelenie.)
(Przy tworzeniu tego wpisu ucierpiała pewna ilość gipsu i farby.)
Krem raczej na zimę, bo jest dość ciężki i tłusty. Ma energetyzujący zapach, mnie przypomina zupę ogórkową z dodatkiem pomarańczy. Taka kuchnia fusion, to nie powinno działać, ale działa. Jeśli zupa ogórkowa to nie jest coś co przemawia do Twoich zmysłów, jest też wersja pomarańczowo-miodowa, której sprzedaż przyczynia się do ratowania pszczół.
L’Occitane
To zdecydowanie mój ulubiony krem, chociaż pisałam już, że stosunek ilości produktu i wydajności do ceny jest nieprzyzwoity. Przy czym waniliowy wariant do mnie nie trafia, przy całym moim ukochaniu do zapachów jedzenia i słodkości i w przypadku L’Occitane stawiam na klasykę. Od czasu do czasu zdarza mi się spróbować nowego zapachu, ale zwykle żałuję. Marka ma irytujący zwyczaj wprowadzania limitowanych kolekcji i jeśli coś mi się spodoba, to wkrótce znika ze sprzedaży.
Organique
Przy mojej owocnej współpracy z marką Organique i zważywszy, że ich kosmetyki twardą ręką rządzą w mej łazience, sięgnięcie po ten krem zajęło mi bardzo długo. Polecam ze względu na dość nietypowy na ten rodzaj produktu zapach. Zwykle kremy pachną, hmm, kremem, wanilią, kwiatami, a ten pachnie winogronami. I zdecydowanie należy do tych kosmetyków, po które mogę sięgać piętnaście razy dziennie tylko po to, żeby sobie go powąchać. Zalecam ostrożność w pracy, bo z powodu opakowania ktoś może uznać nas za uzależnionych od kleju w sztyfcie.
Poza tym, jak to Organique – dobre bo polskie, a firma stara się nie używać niefajnych składników.
Crabtree & Evelyn
Mam nieco mieszane uczucia względem tych kremów i nie jestem pewna, czy je lubię. Gardeners pachnie co prawda przepięknie i dość intensywnie. Na tyle intensywnie, że czasem siedzę i zastanawiam się co tak ładnie pachnie i kto używa takich przyjemnych perfum, a to moje ręce. To bardziej zapach sauny i drewna niż ziół, ale to akurat plus. La Source pachnie natomiast…świeżo umytymi stopami. Przynajmniej tak kojarzy mi się ten…aromat. I niby tubki są naprawdę duże i niby to jest dobry produkt, ale jakoś strasznie nie mam ochoty na kolejny zakup i wydawanie na niego £15.
Avon
Przy szalonej cenie około 10 zł, a nawet połowie tej ceny w przypadku promocji, ten krem to rozbój w biały dzień. To magiczna formuła, która pozwala mi na chwilę przemienić się w Człowieka Czekoladę. Ciekawostka: producenci zdają sobie chyba sprawę z roli, jaką w życiu człowieka odgrywać może krem do rąk. Napis na tubce głosi „SPOSÓB UŻYCIA: Stosować według potrzeb”. MacGyver pewnie byłby w stanie w razie potrzeby zrobić z niego bombę…
Przygotowując ten wpis dowiedziałam się, że połączenie zupy ogórkowej z pomarańczą, czekoladą i wanilią NIE DZIAŁA. Tylę cierpię dla contentu. Może potrzeba mi jeszcze jakiegoś składnika, żeby stworzyły spójną całość…Jakieś sugestie?