To był dobry rok.
Zaręczyny. Awans i podwyżka w pracy. Sporo podróżowania i nowych znajomości. Dużo pokonywania własnych słabości. Chciałabym, żeby 2015 wyglądał podobnie.
Są oczywiście rzeczy, które chciałabym w sobie zmienić. Wciąż nie chodzę na siłownię i niezbyt dużo się ruszam. Wydaję za dużo na ubrania, których nie noszę. Bywam bardzo leniwa i odkładam załatwienie niektórych spraw w nieskończoność. Za mało czytam, za dużo gram we flashowe głupoty na Kongregate. Mam bałagan w mieszkaniu. Nie bloguję tak często jak lubię. I mam zamiar to zmienić.
Słabość noworocznych postanowień polega na tym, że jeśli zakładam konkretne wyniki i nie nadążam z realizacją planu, to tracę chęci. Znasz to? Zakładam czytanie jednej książki miesięcznie, w którymś miesiącu się nie uda, czuję wewnętrzną presję nadrobienia zaległości, ale przecież to bez sensu, teraz mam już trzy zaległe książki na raz i czuję, że się nie wyrobię. Planuję niczego nie kupować przez trzy miesiące, kupię w tym czasie jedną rzecz, uznaję to za porażkę i rezygnuję z całego przedsięwzięcia. I tak dalej.
W tym roku nie zakładam konkretnych wyników. Planuję ogólną poprawę w kwestiach, które mi nie odpowiadają i z których nie jestem dumna. Oraz monitorowanie tego, jak mi idzie i czy na pewno poprawa staje się widoczna. Postanawiam być osobą, której się chce i jeśli poczuję, że zły nawyk przejmuje nade mną kontrolę w danej sytuacji, to postaram się jak mogę, żeby mu się przeciwstawić. A jeśli się nie uda, to przeciwstawię się mu następnym razem.
Postanawiam na co dzień starać się być bardzo dobrą wersją samej siebie. Czego i Wam życzę.
PS Dzisiaj na haloziemia.pl dobry wpis na temat ignorowania wyników i skupianiu się na wysiłku. Znajomość z autorem (i szeregiem innych inspirujących osób) to jeden z dużych plusów wynikających z prowadzenia tego bloga.