hat – Primark; coat – vintage; collar – H&M; dress – Mango; boots – Deichmann;
Pictures by Sean Anderson
W Glasgow zima na całego. Rok 2010 jest dla tego miasta zdecydowanie niesamowity. Nie dość, że pada o wiele rzadziej niż w poprzednich latach, to jeszcze od wczoraj pada czymś zupełnie innym niż zazwyczaj. Wyjątkowo nie narzekam, śnieg mi się podoba, jestem zadowolona. Nawet jak policzki szczypią mnie od mrozu i rozmazuje mi się makijaż (mam jedno łzawiące na zimnie oko) to cieszę się, że po powrocie do mieszkania mogę sobie zrobić gorącą czekoladę z miodem i cynamonem. Nie żebym ją już zrobiła, ale MOGĘ.
Z okazji zimy sprawiłam sobie nową primarczną czapkę, która zajęła w moim sercu miejsce należne wcześniej czapce topshopnej. Bo ma pompon. Chciałam zamiast niej kupić niezwykle gruby komin, ale przeglądając się w lustrze nie mogłam się przekonać, że styl na czerwia z Arrakis jest moim stylem. Z okazji zimy postanowiłam też odkopać sukienkę z lata. Groziłam, że widzę ją z czapką i futerkiem i dotrzymałam słowa.
Naszło mnie również na pewne filozoficzne rozmyślania nad sensem prowadzenia bloga. Nie, nie mam ochoty go zamykać. Lubię robić zdjęcia, lubię miłe komentarze, ogólnie lubię blogować. Nie wiem jednak jakie jest miejsce bloga w Wielkim Boskim Planie. Ciężko żyć nie będąc trendsetterem 😉 W skrócie chodzi o pragmatyczne 'co ja z tego będę mieć’, chociaż nie chodzi mi o wymiar materialny.
Jeśli kogoś interesuje, czy naprawdę chodzę z rozpiętym płaszczem i bez szalika, to odpowiedź brzmi tak, często. Czasem nie, ale często tak. Jeśli tego kogoś interesuje też, czy nie jest mi zimno, odpowiedź brzmi nie, zazwyczaj nie jest. Udziela mi się szkocki duch i lubię się hartować, mogę chodzić bez szalika z rozpiętym płaszczem i nie choruję.
Ileż ja Wam miałam dzisiaj do powiedzenia, niewiarygodne. A zdjęć 9, mimo że podobne. Jak się komuś nie podoba, to następnym razem będzie 70.
English: It’s about winter and stuff. I will translate it later on tonight after I write my paper. I promise.