Z pewnymi sprawami jest tak, że robi się je raz, a dobrze. Z innymi tak nie jest. To, że masz satysfakcjonującą pracę nie znaczy, że nie możesz znaleźć jeszcze bardziej satysfakcjonującej. Warto się przynajmniej rozeznać w ofertach. To, że mieszkasz w dzielnicy, którą bardzo lubisz nie znaczy, że nie ma takich dzielnic, które możesz lubić jeszcze bardziej. Zawsze można się porozglądać.
Na podstawie dotychczasowych doświadczeń mam wrażenie, że ludzie mieszkający w Londynie są dość terytorialni. Jak zwierzęta. Niby dla rozrywki pobiegam sobie po odległym zakątku sawanny, ale to moje oznaczone terytorium jest najlepsze, najpiękniejsze, najprzytulniejsze, najkochańsze. I nawet jeśli przeniosę swoje legowisko, to niezbyt daleko. Sama jestem absolutnie terytorialna i chociaż rozumiem, co ludzie mogą widzieć na przykład w zachodnim Londynie, w dalekim liściastym Greenwich czy nawet na wschodzie, uparcie trzymam się umiarkowanego centrum i na północ od rzeki. Północ zawsze była moim ulubionym kierunkiem.
Wszelkie rozterki dotyczące tego, gdzie mogłoby być mi lepiej niż na Islington, dotyczą więc dość małego terenu. Ale Londyn pełen jest lśniących klejnocików. Dosłownie i w przenośni. Od razu zaznaczam, że to nie jest wpis poradnikowy, a lifestylowy. Gdybym miała się gdziekolwiek przenosić z Islington i nie wprowadzałabym się do Pałacu Buckingham, to przeniosłabym się na Primrose Hill.
To dzielnica, która wniosła swój wkład w kariery Kate Moss, Juda Law, Ewana MacGregora, Sienny Miller, którzy byli nazywani paczką z Primrose Hill. Wcześniej przyciągała Sylvię Plath, Williama Butlera Yeatsa i…Friedricha Engelsa.
Te okolice to lifestyle wcielony. Nie uświadczysz McDonaldsa, nie widać supermarketów. Są lokalne sklepiki, księgarnie, kawiarenki. Oczywiście musi być piekarnia z cupcakesami o smakach takich jak solony karmel czy banoffee. Piekarnia wydała nawet cztery książki z przepisami na ciasteczka. Znakomicie ubrane dzieci przemykają na swoich drewnianych rowerkach. Wszystkie psy są stylowe i szczęśliwe, patrzą w dal, przynoszą Ci piłkę uprzejmie zachęcając do zabawy, albo warują w futrynach swoich sklepów. Nie ma tu turystów, co drugi mijany człowiek to biegacz, w średnim wieku i z klasy średniej, a jeśli widzisz człowieka w dresie, to wiesz, że pewnie wraca z treningu swego klubu sportowego.
Nie wiem czy tak da się żyć, ale z pewnością wspaniale to wszystko wygląda. Tchnie spokojem i rozsądnym szczęściem. Ze wzgórza rozciąga się widok na centrum. Od reszty świata dzieli nas jednak bezpieczna odległość.
Primrose Hill to sen o filmowym Londynie.