Im dłużej mieszkam w Londynie, tym bardziej chcę tu mieszkać. Do momentu, kiedy nie pojadę na plażę, łąkę czy nad inne jezioro poza miastem. Ale po pierwsze niekoniecznie często to robię, bo plażę, łąkę czy jezioro mam na miejscu, a po drugie po przerwie od metropolii cieszę się, że jestem z powrotem.
Na chwilę obecną swój niedługi w sumie związek z miastem widzę jak stare małżeństwo. Wiem, że nie jest ideałem, wiem, że czasem bywa durnowate, ale mamy tyle wspólnego i tyle razem do roboty, że nie warto przejmować się gorszymi dniami. Zresztą pisałam już o tym, dlaczego warto tu mieszkać. Myślę jednak, że czasem choćby dla czystej przyjemności debaty z samym sobą zastanowić się nad kontrargumentami dla danej sytuacji. Poza tym jeśli zastanawiasz się czy to miasto dla Ciebie, musisz przemyśleć za i przeciw.
Co zatem w Londynie nie do końca gra?
1.Ceny mieszkań
To jest zarazem tak smutne i śmieszne, że aż głupio o tym pisać. Z pewnością są w Londynie jakieś mieszkania i domy warte swojej ceny. Z pewnością nie są w częściach miasta, które jakkolwiek mnie interesują.
Z mojego punktu widzenia mieszkanie w dzielnicy, której się nie kocha to nie jest fajna sprawa. Jeśli pakować się w kredyt mieszkaniowy, to dla mieszkania, które zadowala nasze potrzeby. Gorzej, jeśli potrzeby masz niekoniecznie wygórowane, a ceny wcale nie jakichś pięknych mieszkań plasują się od miliona funtów w górę.
Z drugiej strony, może i warto zdecydować się na chatę za milion. Za kilkanaście lat będzie pewnie warta trzy miliony.
2.Transport
Mam wielkie szczęście, że mogę do pracy chodzić na piechotę, więc nie mogę do końca narzekać. Ale nie jest to norma, wręcz przeciwnie.
Londyński transport, zwłaszcza metro, jest zarówno mocną i słabą stroną miasta. Mocną, bo informacje są czytelne, łatwo dowiedzieć się gdzie jak dojechać w zasadzie z dowolnego punktu na mapie miasta. No i w końcu system jest w stanie obsłużyć miliony pasażerów. Słabą, ponieważ jest stosunkowo drogi, dojechanie gdzieś autobusem zajmuje tysiące godzin, a przesiadek w metrze nie znoszę podobnie jak papryki. Są oczywiście momenty, w których metro jest fajne, niezwykle fotogeniczne i tajemnicze niczym z Nigdziebądź Gaimana, ale najczęściej jest duszne, gorące i pełne ludzi.
3.Ilość ludzi
Mnie to akurat szczególnie nie przeszkadza, ale znam sporo osób, które twierdzą, że nie byłyby w stanie mieszkać w Londynie, bo wszędzie jest mnóstwo ludzi.
Tylko nie wybieraj się na Oxford Street w sobotę. Ani w niedzielę. Ani w czasie wyprzedaży. Ani w sumie w ogóle.
4.Możesz wszystko, ale musisz to zaplanować…
Mam na sąsiedniej ulicy kino. Nazwijmy je umownie studyjnym. Można w nim zobaczyć stare filmy, filmy francuskie, artystyczne, niszowe animacje i tak dalej. Jeszcze nigdy nie udało mi się dostać do niego biletów. Przyznaję, że jestem osobą, która z planowaniem jest na bakier (jeśli mój ślub dojdzie do skutku i wszystko będzie na miejscu to będzie to zasługa zastępów anielskich) i próbuję kupić bilet na wieczór tego samego dnia rano. Nie działa. Nie żeby w kinie komercyjnym, które znajduje się zaraz obok też nie bywało podobnych sytuacji w przypadku nowych filmów.
Może mam jakiegoś pecha, ale nigdy nie udają mi się akcje typu “a może dzisiaj poszlibyśmy na koncert albo do teatru”. Bo koncert już od dawna wyprzedany, nawet jeśli jest to…Pidżama Porno, a przedstawienia, które chcę zobaczyć wyprzedają się na kilka miesięcy przed.
Do diaska, w niektóre dni to nawet pub najlepiej rezerwować!
5.…i opłacić.
Tylko nie przeliczaj funcika na złotówki, bo się popłaczesz.
Tak, w innym mieście za cenę wynajmu Twego malutkiego mieszkanka można mieć willę. Tak, ten drink w innym mieście opłaca Ci trzy piwa. Tak, za przejazd z punktu A do punktu B gdzie indziej można jeździć cały dzień. Nie, nie warto o tym myśleć.
6.Niebezpieczeństwo
Osobiście czuję się w Londynie bezpiecznie. Przy czym zdarzają się dni, kiedy na przykład ulica z drugiej strony budynku, w którym pracuję, zostaje zamknięta ponieważ miały na nim miejsce porachunki gangu nastolatków i ktoś wylądował w stanie krytycznym w szpitalu po niefortunnym kontakcie z nożem. Albo kiedy dostaję od znajomej sms “właśnie byłam w twojej okolicy i pierwszy raz w życiu widziałam pościg z bronią”. Ale TAK OGÓLNIE jest bezpiecznie.
7.Pierwszy świat
To z pewnością nie jest problem tylko Londynu, ale nie byłam (jeszcze) w miejscu, w którym byłoby to bardziej widoczne.
To miejsce, w którym czasami zaczynasz wierzyć, że warto zapłacić dziewięć funtów za tabliczkę czekolady. Miejsce, w którym dla dużej części osób naprawdę liczy się to, do jakiego supermarketu chodzisz. Po jakimś czasie osiem funtów za drinka to bardzo przystępna cena.
Ogólnie rozumiem, że lajfstajl, że metropolia, że szał ciał, ale chwilami jest to nieco straszne.
8.Bo to nie jest miejsce, które łatwo zapomnieć.
W poprzednim wpisie wspominała, że będąc w Londynie czujesz się jak w centrum wszechświata. Jeśli kiedyś go opuścisz, o ile nie jedziesz do jeszcze większego i wspanialszego miejsca (których jest trochę na świecie, ale w Europie już tak jakby niekoniecznie), wszędzie będziesz znajdować się poza tym centrum. Także, ten. Abandon all hope, ye who enter here.
Ale i tak jest fajnie.