Wszyscy widzieliśmy ten spot. Co przyszło Ci na myśl po obejrzeniu go? Że żenada? Że bzdura? Że to skrajna mizoginia?
Mnie przyszedł na myśl film “Siedem”. Tak, to ten film, w którym Brad Pitt ściga mordercę popełniającego zbrodnie oparte na siedmiu grzechach głównych. Uważaj, będzie spoiler (chociaż ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś nie widział “Siedem”). Jest tam taka dość słynna scena, w której Gwyneth Paltrow, filmowa żona Pitta, radzi się Morgana Freemana czy powinna urodzić dziecko czy usunąć ciążę. Freeman dzieli się smutną historią z własnej przeszłości, kiedy to nakłonił ówczesną partnerkę do aborcji, by nie sprowadzać dziecka na ten okropny świat. I że chociaż była to dobra decyzja, to każdego dnia jej żałuje. Gwyneth Paltrow decyduje się urodzić dziecko, niestety w międzyczasie psychopatyczny morderca odwiedza ją, pakuje jej odciętą głowę do pudełka i nadaje przesyłkę kurierem, żeby w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie dotarła do jej męża.
No więc ona też nie zdążyła zostać mamą.
Po co przywołuję tę scenę? No bo w sumie czemu nie. Jest mniej więcej tak życiowa i realistyczna co cały ten kontrowersyjny spot.
Osobiście uważam, że namawianie kobiet na dzieci to jakaś absolutna parodia. Jeśli ktoś chce, to chce i już. Jeśli ma partnera i pieniądze, to da sobie radę. Jak nie ma pieniędzy…cóż, to materiał na zupełnie inną kampanię, która z tą nie ma nic wspólnego. Chyba nikt serio nie decyduje się na dziecko dla dobra społeczeństwa? Ciężko mi wymyślić bardziej zabawny powód. Bo rozumiem, żeby z miłości, z potrzeby serca, z wpadki, z nudy, ale żeby dlatego, że dzietność w Polsce jest za niska? To znaczy nie ma o tym mowy w spocie, ale nie umiem wyobrazić sobie z jakiego innego powodu ktoś mógłby w ogóle wpaść na pomysł takiej kampanii. Chyba nie uważa, że między Paryżem, specjalizacją i remontem można zapomnieć, że chciało się mieć dziecko? Jeśli Fundacja Mamy i Taty próbuje adresować swój przekaz do pięknych, młodych, zamożnych i robiących karierę, to warto byłoby unikać obrażania ich inteligencji.
Życie to jest strasznie skomplikowana sprawa, zwłaszcza jeśli zamierzasz zrobić z nim cokolwiek innego niż tylko przedłużanie gatunku. Warto podejmować decyzje o sprowadzeniu na świat nowego człowieka w pełni władz umysłowych, będąc gotowym na wyzwania i wyrzeczenia, na dawanie z siebie dziecku jak najwięcej. Jeśli Paryż i Tokio są dla kogoś bardziej ekscytujące niż małe kochane słodkie kwilące bobo, to chyba najlepszy znak, że nie czas na rodzicielstwo. Bo Paryż nie zastąpi wymarzonej dzidzi. Ale jeśli o niej nie marzysz, to dzidzia Paryża też niekoniecznie. Nie zawsze. Nie dla każdego.
Do całej sprawy dochodzi jeszcze jedna kwestia, o której niekoniecznie dużo się mówi, a szkoda. Macierzyństwo jest obecnie wyniesione na irracjonalnie sfetyszyzowany piedestał i forsowana idealna wizja tego co jest DOBRE i jak POWINNO się je przeżywać jest o wiele bardziej wymagająca niż kiedykolwiek wcześniej. Nie dziwię się, że wiele kobiet może mieć ochotę się z tego wypisać. Bo to nie jest tak, że od setek lat matki zajmują się dziećmi poświęcając im większość swojej egzystencji. Oprócz tego krótkiego momentu, który nie trwa jeszcze nawet wiek, na żadnym wcześniejszym etapie historii od kobiet nie oczekiwano, że będą naraz i bez większego trudu piękne, mądre, wykształcone, utalentowane w kuchni, zdolne w pracy i jeszcze idealne jako matki spędzające z dzieckiem jak najwięcej czasu. Dodajmy, że nie tylko tego nie oczekiwano, ale też niekoniecznie miały taką możliwość. W momencie, kiedy zaczynamy uznawać kobietę za człowieka o takich samych predyspozycjach i szansach co mężczyzna, musimy zaakceptować, że może też dzielić z niektórymi mężczyznami brak zainteresowania prokreacją. Skoro jako cywilizacja dojrzeliśmy do robienia rzeczy, które niekoniecznie są niezbędne dla istnienia gatunku, takich na przykład jak kultura, religia, nauka i tak dalej, to może czas dojrzeć do tego, że niektórzy ludzie nie potrzebuję rozmnażania do szczęścia. I ci ludzie to niekoniecznie tylko potencjalni ojcowie, ale też potencjalne i niedoszłe matki.
Przy czym dziecko to nie jest kolejna potrzeba do spełnienia. To nie jest wymarzona wycieczka albo fajna bryka. I nie widzę niczego egoistycznego w podjęciu decyzji, że nie jesteśmy w stanie z czystym sumieniem podjąć zobowiązania wobec małego człowieka. Tak jak Morgan Freeman w “Siedem” możemy uważać, że to co możemy mu dać to za mało. Czy to w kwestii materialnej czy w zupełnie innych kwestiach. I czasem może zdarzy się i żałować, ale dorosłość polega na zmaganiu się z konsekwencjami podjętych decyzji. Nie ma co płakać do okna.
PS W wieku dwudziestu ośmiu lat jestem na etapie odkrywania czy większym priorytetem jest dla mnie Paryż czy pielucha i ten spot ma na moje postrzeganie problemu nie większy wpływ niż Teletubisie.