Nie wierzę pierwszym wrażeniom ani w przypadku ludzi, ani w przypadku miast. Bo ludzie i miasta mają ze sobą wiele wspólnego. Im dłużej więcej czasu poświęcisz na ich odkrywanie, tym więcej piękna i dobra jesteś w stanie w nich odnaleźć. Albo i nie dobra, kwestia przypadku.
Pierwsza wizyta w Paryżu była dla mnie rozczarowaniem. Obecnie rok bez Paryża to rok stracony. Potrzebowałam spędzić dużo czasu w Londynie, żeby go pokochać i docenić za wszystko czym jest i czym nie jest. Nie przekreślam zatem Rzymu. Faktem jest jednak, że nie zakochałam się w nim podczas pierwszej wizyty.
Z pewnością na ten stan rzeczy miało wpływ nocne włamanie do naszego pokoju hotelowego, przez które do dzisiaj miewam problemy ze snem. Ale to jeden czynnik, a i przed włamaniem miałam podobne przemyślenia. Rzym jest bezczelnie piękny. Na każdym rogu. Każda niemal uliczka, którą miałam okazję iść była klimatyczna, śliczna i stylowa. Każdy kościół zachwycał i kipiał bogactwem. Wielkie fragmenty miasta wyglądają jakby od wieków budował je ktoś, kto nie ma co robić z pieniędzmi i wciąż musi udowadniać światu, że da się jeszcze romantyczniej, jeszcze lepiej, z jeszcze większym przepychem. I jak to czasem bywa z osobami, które są przepiękne oraz obrzydliwie bogate i nie muszą się starać robić wrażenia, wydawało mi się, że za całą tą piękną powłoką miasto jest nieco…nudne. Tak w codziennym życiu, poza piękną architekturą i sztuką i tym podobnym. Ja wiem, że zaraz rzuci się na mnie stado zakochanych w Wiecznym Mieście i trudno, jakoś pogodzę się ze sprzeciwem.
Rozczarowałam się pod względem zakupów, bo spodziewałam się zachwycających ulic handlowych, których nie znalazłam. Oczywiście są i świetne butiki z odpowiednio świetnymi cenami. Być może źle chodziłam. W pewien sposób rozczarowało mnie też jedzenie. Bo owszem, było bardzo dobre, ale niespecjalnie rozmaite. Znakomita większość lokali wygląda podobnie i serwuje bliźniaczo podobne menu, różniące się głównie ceną w zależności od lokalizacji. Głęboko wierzę, że były z nas jakieś łamagi i nie trafialiśmy w najlepsze miejsca. Spodziewałam się, że to miasto to wulkan energii, tętniący życiem, zwłaszcza wieczorami. Dlaczego miałoby być inne niż Paryż czy Londyn, zwłaszcza w sezonie turystycznym? A jednak nie bardzo. Około godziny dziesiątej w sobotę było podobnie cicho co w dzień powszedni w Londynie. Jeśli nie ciszej.
Najbardziej interesujący ze wszystkiego wydał mi się Watykan, który jest niczym na żywca przeniesiony ze średniowiecza. Oczywiście, widzimy wszędzie współcześnie ubranych ludzi z tabletami, wielkimi aparatami i smartphonami, ale sądzę, że sposób w jaki ten tłum przeżywa papieża nie zmienił się jakoś szczególnie od wieków. Ale o tym może kiedy indziej, religia to dość newralgiczny temat i nie wiem, czy mam odwagę ubierać w słowa swoje obserwacje. Jednocześnie nasunęła mi się refleksja, że świat jest wbrew pozorom bardzo mały. Jednego dnia możesz tkwić w jakimś zakątku najdalszym od wspaniałego centrum wszechświata, a drugiego znajdować się kilka metrów od jednej z, jak sądzę, najbardziej wpływowych osób na świecie. Może nie wszystko zależy od naszej determinacji, wysiłków i tego czy godzimy się na zastaną rzeczywistość, ale z pewnością bardzo wiele. Niestety, nie wiem jeszcze co z tym przemyśleniem zrobię.
No, ale miało być o Rzymie, a znów jest o mojej głowie. W jakimś sensie bałam się Rzymu, jego chaotycznych ulic śmierci, na których ruch rządzi się jakimiś dziwnymi prawami. Po niezbyt budującym kontakcie z policją nie czułam się specjalnie pewniej. Mam wrażenie, że codzienność nie jest specjalnie uporządkowana. Ciekawa jestem jak żyje się przeciętnemu rzymianinowi.
To tylko moje odczucia z sześciu dni spędzonych w mieście. Jestem gotowa w przyszłości zmienić opinię na każde z poruszonych zagadnień. No i tak narzekam i narzekam, ale nie potrafię wyobrazić sobie lepszego miejsca na przeżywanie romantycznych porywów serca i pisanie poezji. W tych murach i z tymi widokami ciężko nie być zainspirowanym. Gdybym była jakimś poetą z pewnością rozważałabym Rzym jako potencjalną duchową ojczyznę.
W najbliższej przyszłości nie planuję powrotu, ale tak sobie myślę, że jeszcze się z Rzymem spotkamy. Może wtedy odkryję jego głębszą stronę. Do zobaczenia, przystojniaku.