Halloween należy do czołówki moich ulubionych dni w roku. Czasami czekam na nie z wytęsknieniem przez wiele miesięcy. Tak jak w tym roku. Ponieważ jeśli jest coś, co kocham bardziej od Lee Pace’a, to z pewnością jest to impreza przebierańców.
W tym roku folguję swoim obsesjom i przebieram się oczywiście za elfkę pogardy, królową Mirkwood, matkę Legolasa, żonę Thranduila. Najlepszą cechą tego kostiumu jest fakt, że ani na chwilę nie pojawia się ona ani w powieściach Tolkienia, ani w ich ekranizacjach. Tak więc mogę wyglądać jak tylko mam ochotę. Póki jako tako wyglądam na kogoś, kto mógłby być spokrewniony z Legolasem.
My mother died here. There is no grave nor memory. My father never speaks of her. || Legolas, The Hobbit: The Battle of Five Armies
Sukienka uszyta została przez moją mamę na mój ślub na przebranie. Jednak oryginalna suknia ślubna okazała się zbyt wygodna i koniec końców nie pokazałam się w tej kreacji. Chciałam właściwie założyć na Halloween suknię ślubną, ponieważ wydawała mi się idealnie pasować klimatem, ale towarzysze wieczoru uznali, że byłoby to niezwykle dziwaczne. Czuję się bardzo, bardzo nierozumiana.
Wianek również jest dziełem mej matki (babci Legolasa?). Jest bardzo zdolna i skubana potrafi zrobić prawie wszystko. Perukę kupiłam za kilkanaście funtów na amazonie i już wiem, że było to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w życiu. Bo jeśli coś sprawia przez długi okres dużo radości, to jest to dobre, a ja mogłabym w niej spać. Diadem to naszyjnik, który mam od dawna.
Moim autorskim dodatkiem jest pogardliwy wyraz twarzy. Bo nie wyobrażam sobie, żeby Thranduil ożenił się z kobietą, która ustępowałaby mu statusem, bajecznością i pogardą dla reszty świata.
Teraz wsypujemy do misek lembasy, rozlewamy wino i czekamy na miłych gości i inne hobbity.
Miłej zabawy! Podzielcie się kostiumami!