Foch objawia się różnie. Tupnięciem, ustami wykrzywionymi w podkówkę, zmarszczeniem brwi, wydęciem warg, wściekłym fuknięciem. Mój świętej pamięci jamnik fukał najlepiej na świecie. Nie ma mistrza focha nad jamniki.
Foch rodzi się tam, gdzie logika jest bezcelowa, jako pełen niewinności, bezwarunkowy sprzeciw na niesprawiedliwość, której doznajemy ze strony wszechświata. Albo blerwy z marketingu, która ukradła mój ulubiony długopis, kiedy dwa dni byłam na zwolnieniu. Dwa dni! Wyobrażasz sobie? 48 godzin, w ciągu których nagle to jest niby ok, żeby podejść do mojego biurka i skubnąć MÓJ ULUBIONY DŁUGOPIS. Blerwa ma co prawda brodę, wąsy, na imię Tom i jest moim dobrym kolegą, niemniej jednak artykuły papiernicze to jest świętość i nie będzie Tom kradł nam żelpena. W oczywisty sposób foch jest ekologiczny, bo bardzo bliski naturze i wprost z niej się wywodzący. Bez skażeń cywilizacyjnych, oparów dobrego wychowania i szkodliwych
Focha staram się stosować z umiarkowaniem jak przekleństwo. Czasem w połączeniu z przekleństwem. Jak w przypadku “this is not my fucking job” i wściekłego wyjścia do toalety w odpowiedzi na wyjątkowo niesprawiedliwy email szefa. Po spuszczeniu wody i poprawieniu włosów łatwiej walczyć z niesprawiedliwym światem niż przedtem.
Foch pozwala naszemu zranionemu wewnętrznemu kurczaczkowi poczuć moralne zwycięstwo mimo sromotnej klęski. Wewnętrznego kurczaczka nie można karmić goryczą porażki. Jeszcze rozboli go brzuszek.